-
Bez mrugnięcia okiem widać, że to film zły, fatalnie wyreżyserowany, źle napisany, jeszcze gorzej zagrany, urozmaicony żałosnymi efektami specjalnymi, ogłuszający tandetną ścieżką dźwiękową i zamiast czystej rozrywki, oferujący szereg rozczarowań, załamań rąk i nawoływań o pomstę do nieba. Zamiast starego dobrego slapsticku spod znaku Flipa i Flapa - wielka wtopa. I strata czasu.
-
Ma szybkie tempo i odpowiednio zakręcony scenariusz z ciekawą zagadką, do tego kilka efektownych scen akcji oraz znakomitą obsadę. Dlaczego nie odniósł sukcesu? Podejrzewam, że przez humor prezentowany w kolejnych zwiastunach.
-
Jest filmem średnim, chociaż miał predyspozycje do czegoś większego. Wszystko to gdyby nie żarty niskich lotów i Johnny Depp. Nie powiem, żebym nie poczuł się rozbawiony w wielu momentach, jednak szybko film ten pozostawił mój umysł w spokoju, ustępując miejsca ciekawszym produkcjom.
-
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby Deppa zamienić na innego aktora, "Bezwstydny Mortdecai" mógłby naprawdę śmieszyć. Niestety na takie zmiany już za późno i można tylko żałować, że tak dobrze zapowiadający się komediowy materiał został ostatecznie zmarnowany.
-
Można obejrzeć, ale nie jest tegorocznym priorytetem. Powstało o wiele więcej ciekawszych komedii z angielskim poczuciem humoru, które okazują się parodią filmów detektywistycznych. O wiele lepiej w tej kategorii prezentuje się produkcja "Kingsman: Tajne służby".
-
Z pewnością z "Bezwstydny Mortdecaiem" można spędzić te sto, absolutnie bezrefleksyjnych minut i później ich nie żałować. Bo chociaż to wszystko już było, a produkcja jest zbiorem brutalnie przetworzonych klisz, to niewymagającemu widzowi wciąż może przynieść nieco radości i mentalnego wypoczynku.
-
Wywołuje mieszane uczucia. Fabuła nie jest tu najważniejsza, wręcz powinna być banalna, stanowiąc niewyczerpane źródło gagów i śmiesznych sytuacji. Po części tak też się dzieje, ale im bardziej zagłębiamy się w absurdalnie nieprawdziwy świat głównego bohatera, tym szybciej uśmiech znika z naszej twarzy.
-
David Koepp nakręcił film żywcem wyjęty z lat 60. Popełnił jednak błąd, obsadzając w roli głównej Johnny'ego Deppa.