Krystian Zając
Krytyk-
Najbardziej rozczarowujące, w niepozbawionym wad, ale z pewnością udanym debiucie Kruhlika, okazało się jednak zakończenie - niepotrzebne, łopatologiczne, niemal tak prostackie, jak to zaserwowane nam przez Krzysztofa Zanussiego w zeszłorocznym "Eterze".
-
Typowe kino rozrywkowe, nieco na wzór "Jesteś Bogiem" udanie łączące opowieść o życiu rapera z jego muzyką, którą film jest przesiąknięty. I podobnie jak w produkcji Leszka Dawida, gdzie gwiazdą był Marcin Kowalczyk, dzielnie wspierany przez Dawida Ogrodnika i Tomasza Schuchardta, tu też mamy aktorski popis.
-
Ma szansę spełnić oczekiwania fanów grupy Queen, ale z pewnością nie zadowoli miłośników kina, którzy chcieli zobaczyć dobry film, a nie tylko posłuchać kilku wybitnych muzycznych kawałków.
-
To, co jednak robi największe wrażenie, oglądając film Rogalskiego, to swego rodzaju idylliczny świat, jaki udało się stworzyć na ekranie reżyserowi.
-
Niestety, to film, który nie wnosi do tematu nic nowego i równie dobrze mógłby nie powstać, bo zapomina się o nim po pięciu minutach od wyjścia z kina.
-
W jego interpretacji współcześni trzydziestolatkowie to wieczne dzieci, które wciąż uzależnione są od rodziców, nie wiedzą, co tak naprawdę chcą robić w życiu i najchętniej powróciliby do czasów, gdy mieli dekadę mniej na karku. Czy rzeczywiście tak jest? Nawet jeśli nie do końca, to Buttny umiejętnie motywuje zachowania swoich bohaterów, osadzając ich w historii, w której granica między śmiesznym a smutnym jest wyjątkowo płynna.
-
Podobnie jak inne dzieła Majewskiego, to obraz wymagający niezwykłego zaangażowania od widza, wyposażony w zaledwie zarzewie fabuły, a skupiający się na obrazach, słowach i dźwiękach. Poszczególne sceny rzadko wiążą się w nim ze sobą, stanowią raczej zbiór obrazów, które równie dobrze mogłyby tworzyć instalację w muzeum sztuki współczesnej. I to chyba na karb tego należy zrzucić fakt, że wiele osób na kinowym seansie opuszczało salę na długo przed napisami końcowymi.
-
Ogromną zaletą "Kebaba i horoskopu" jest ponadto forma, w jakiej został on zamknięty, od razu widać, że Jaroszuk - choć to jego pełnometrażowy debiut - ma już swój wypracowany styl, nie stara się nikogo naśladować, a jego znakami rozpoznawczymi są mocno abstrakcyjne poczucie humoru, skupienie na postaciach oraz formalne eksperymenty. I choć nazywanie go polskim Wesem Andersonem jest z pewnością nadużyciem, to warto śledzić karierę tego dobrze rokującego twórcy.