Berenika Kochan
Krytyk-
Wyczekiwany, gloryfikowany, pokazywany z dumą jako polski. Jako widz wybaczam wszystkie niedociągnięcia, nie zwracam uwagi na przepaść czasową i staram się poczuć atmosferę melodyjnej warszawskiej ulicy lat czterdziestych, gdy świeciło słońce, i gdy padał deszcz. A po prawdę historyczną udam się gdzie indziej.
-
Nie grzeje, ale też nie ziębi. A to gorzej, niżby denerwował.
-
-
Widz zdezorientowany niczym główny bohater.
-
Oryginalny, nietypowy. Fascynujący dla połowy z nas.
-
Wiadomo, z oryginałem nie wygrasz. Ale dzięki temu, że producenci nie starają się według mnie dorosnąć mu do pięt, ogląda się całkiem przyjemnie. Przecież o zabawę tu chodzi.
-
Pod względem klimatu "Panią Sloane" porównać można do oscarowego Spotlight - obydwa ukazują niezwykle absorbującą i wpływającą na życie prywatne pracę człowieka wpływu w wielkim amerykańskim mieście, gdzie pewne rzeczy lepiej wyglądają zamiecione pod dywan.
-
-
Mieszanka powtarzalnych chwytów komediowych i tanich wyciskaczy łez.
-
Jest wszystko: Nowy Jork lat 80., humor, miłość i "smaczki".
-
Shane Meadows - wzór dla twórców telewizyjnego dramatu.
-
Umysłowy reset z naturalną jeszcze Julią Roberts.
-
Stylowy, spójny i potrzebny, tylko emocji trochę brak.
-
Nieprzekombinowane, angażujące od pierwszej do ostatniej minuty, na polepszenie nastroju.