-
Dwójka bohaterów, choć fabularnie dodana trochę na wyrost, pod kątem rozgrywki pozwala na dostosowanie stylu zabawy do swoich preferencji. Gdy jednak zabierzemy grze metkę asasyńskiego uniwersum i spojrzymy na nią jak na nowe IP, szybko zauważymy, że mamy do czynienia z tytułem, który już dawno przestał starać się rywalizować z innymi produkcjami, oferującymi bardziej interaktywny świat oraz bardziej angażujące misje.
-
Obecnie bardzo rzadko zdarza mi się, by jakakolwiek gra przykuła mnie na tyle do komputera. Szybko się nudzę, sterowanie jest dla mnie zbyt skomplikowane, a fabuła do mnie nie przemawia. Tutaj nie pojawiło się nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie - nawet nie zauważyłam, jak mijały mi kolejne godziny na poznawaniu świata Żyjących Ziem i zgłębianiu tajemnicy nieznanej epidemii.
-
Tytuł jest pełną uroku, nostalgii i melancholii wędrówką do nastoletniości, przypominającą, jak to było, gdy miało się tych kilkanaście lat.
-
Niestety, najnowszy sezon pod wpływem Disneya stał się bardziej "przyjazny" i mocno nastawiony na młodszych widzów, co jednocześnie zaniedbuje wieloletnich fanów.
-
Mimo swoich późniejszych wad ma jakiś szczególny urok. Może to duch przygody rodem z dziecięcych zabaw o rycerzach i rabusiach, którymi również częściowo inspirowali się autorzy? Może atmosfera czasów, kiedy telewizyjna rozrywka wciąż była jeszcze w powijakach, a jej twórcy uczyli się metodą prób i błędów? Tak czy siak, nie żałuję czasu spędzonego z paczką z francuskiego lasu i jestem w stanie zrozumieć, co widziały w tym serialu dzieciaki sprzed wielu dekad.
-
To pozycja bardzo solidna, potrafiąca dać wiele frajdy wynikającej z dobrego balansu rozgrywki i zróżnicowania otoczenia. Szkoda, że projektanci nie pozwolili sobie na odrobinę szaleństwa w projektowaniu broni, przeciwników, no ale widocznie nie można mieć wszystkiego.
-
8.830 stycznia
- Skomentuj
-
Okazał się lepszą grą niż zakładałem przed premierą. Nietypowa kamera oraz spokojniejsze tempo w żaden sposób nie zaszkodziły produkcji MachineGames, które sprezentowało nam na święta idealny powrót do uniwersum stworzonego przez Stevena Spielberga. Choć otwarty świat z czasem może nudzić, warto dać tej grze szansę, bo lepszego Indiego prędko nie dostaniemy.
-
Jest naprawdę sympatyczną bożonarodzeniową pozycją do obejrzenia, kiedy już zaliczymy po raz kolejny twardą klasykę pokroju "Kevina samego w domu" czy "To wspaniałe życie" albo będziemy nią ciut znużeni. Ewentualnie gdy poczujemy pilną potrzebę zobaczenia na ekranie romantycznej miłości, ludzi wychodzących na prostą, nagradzanych dobrych uczynków i piękniejszego świata.
-
Kupiło mnie w nim właściwie niemal wszystko, co tylko mogło. Nie dziwię się jednak swojemu oczarowaniu, bo już w czasach swojej premiery niewiele seriali mogło z nim konkurować pod kątem fabularnego dopracowania, a we współczesnej telewizji to w ogóle ze świecą takich szukać.
-
Na tle konkurencji "Enotria" wygrywa dla mnie kierunkiem artystycznym. Oferuje to, co kocham w soulslike plus przepyszną otoczkę, dla której wybaczam wiele.
-
W zalewie kina, które pragnie głównie coś udowodnić i złapać widza brutalnie za twarz, miło jest spotkać obraz przyjemnie głaszczący go po buzi. Jak to ktoś w pewnym DKF-ie ładnie powiedział: film, który nie rozdziera szat, nie umiera za żadne idee, tylko pokazuje po prostu, że życie jest.
-
Jeżeli ktoś jest miłośnikiem strategii i zna choć trochę gry typu "Age of...", to odnajdzie się tu bez problemu i będzie się świetnie bawił. Jeżeli ktoś zna od podszewki pierwsze wersje tej gry, to sprawa się komplikuje, gdyż nie wiem, czy zmian jest na tyle dużo, by uzasadnić zakup po raz kolejny tej samej zawartości z pewnymi tylko modyfikacjami i poprawkami wizualnymi.
-
Posiada wiele elementów świadczących o tym, że tworząca go ekipa miała pomysł na grę i konsekwentnie go realizowała. Gdyby przygody Kay Vess pojawiły się trochę później, z pewnością wyszłoby im to na dobre. Wygląda jednak na to, że w pewnym momencie pojawił się ktoś z poleceniem, by produkcję wydać w stanie takim, jaki jest. Dzięki temu dostaliśmy półprodukt, przed którym długa droga, by zdobyć pełne uznanie graczy.
-
Muszę powiedzieć, że gra skutecznie wciągnęła mnie na kilkanaście godzin nie tylko mechaniką i rosnącym wyzwaniem oraz chęcią poznania kolejnych gadżetów, ale także przedstawioną historią. Jest prosta, ale daje dużo satysfakcji z przechodzenia kolejnych etapów. Jedyny jej prawdziwy mankament widzę w zbyt małej liczbie tych oficjalnych etapów, bo minęły mi zbyt szybko, choć z drugiej strony mogłoby to zmusić twórców do sztucznego wydłużania fabuły.
-
Niewiele seriali, nawet spośród tych starszych, potrafi - za przeproszeniem - złapać widza za pysk i nie puszczać aż do ostatniego odcinka, opowiadając na pozór banalną historię. "Our Friends in the North" zdecydowanie należy do tej mniejszości. Może zabrzmię jak dziadyga, mówiąc, że takich produkcji się już dzisiaj nie robi, ale to prawda. Solidnie dopracowanych na wielu poziomach. Dobrze przemyślanych.
-
Czy film byłby równie udany, gdyby nie miał logo D&D? Zapewne tak, bo na swój sposób wyśmiewa tropy fantasy, również te powstałe w kilkudziesięcioletniej historii tej gry. Jednocześnie oczywiście realizuje szereg stereotypów o walce dobra ze złem, zdobywaniu magicznych skarbów oraz rzucaniu efektownych zaklęć.
-
W obecnym stanie jest grą przeciętną, zbyt ufajnioną, pełną niedoróbek nieakceptowalnych dla gier multi, a zarazem dobrze się w niej bawię za sprawą trybu Cyngiel i znanych map. Rynek sieciowych FPSów jest w tym momencie już przesycony, do wyboru mamy bardzo dużo tytułów o różnych settingach i założeniach. Czy pełen sprzeczności "XDefiant" ma z nimi szansę? Wszystko zależy od tego, na ile Ubisoft będzie wsłuchiwał się w głosy graczy.
-
Chociaż rozgrywka trwa raptem kilka godzin, to wciąga i nie wychodzi człowiekowi z głowy. Nie da się jednak ukryć, że ten czas jest naprawdę intensywny i gra potrafi obciąży psychicznie. Głosy słyszane przez Senuę, jej psychoza, pogoń za przeznaczeniem, prześladowanie przez Cień, jej wspomnienia i psychodeliczne przeżycia na jawie - to wszystko tworzy mieszankę nie zostawiającą gracza obojętnym.
-
Zapewnia przyjemną zabawę sieciową, tym lepszą z przyjaciółmi, wiadra humoru, a do tego, dzięki pomysłowości twórców, prawdziwego kopa nostalgii. Takiej z czasów, gdy po graniu siadało się z rówieśnikami w korytarzu szkolnym i nawijało o odkryciach w gierce. Włącznie z błędami wyskakującymi co rusz, ale i ja, i setki tysięcy innych graczy wybaczamy to właśnie nie bez powodu.
-
Ostatecznie siłą przebicia "Simone" miał być pomysł na fabułę i skierowanie filmu do szerokiego grona odbiorców. Pierwsze na pewno wyszło i jest to niewątpliwie silny atut dzieła. Czuję, że produkcji wyszłaby na dobre konkretyzacja gatunkowa, uwypuklenie charakteru, zamiast brnięcie po trochu w każdą stronę.
-
7.56 maja 2024
- Skomentuj
-
Obecny stan przygód detektywów z hrabstwa Midsomer budzi w nieco bardziej świadomym widzu jakiś rodzaj złości, buntu przeciwko spłaszczeniu i przycięciu do pospolitych ram produkcji niegdyś mającej własny, wyjątkowy charakter.
-
Śliczna animacja 2D, urocze stworzonka, budowa własnej wioski, a także plugawe rytuały, wyrzynanie przeciwników i gnębienie heretyków. Tak jednym zdaniem można opisać recenzowany tytuł.
-
Niestety, ładny wygląd gry to stanowczo za mało, żeby rozgrywka mnie porwała.
-
Historia pochłania całkowicie, podejmowane decyzje wpływają na rozgrywkę, a system walki, chociaż skomplikowany, daje dużo satysfakcji z wygranej potyczki. Mam nadzieję, że studio Fool's Theory nie poprzestanie tylko na jednej części przygód Szulskiego i będziemy mogli śledzić jego kolejne perypetie w następnych produkcjach.
-
Osobiście uważam, że to idealny przykład serialu z kategorii 7 na 10. Nie było to nic wybitnego, ale zarazem dało mi dużo zabawy i lekkości podczas seansu. Podejrzewam, że negatywne opinie mogą wynikać z faktu, że najsłabszy jest początek, ale z czasem robi się coraz lepiej. Jeśli przejdziecie przez wstępne zażenowanie, dostaniecie coś, co powinno zapewnić sporo radości.
-
Czy "Fueled Up!" jest godną polecenia produkcją? Jeżeli interesuje was kosmiczny klimat, chcecie wspierać polski gamedev lub też serię "Overcooked!" i inne produkcje tego typu znacie już na pamięć, to jak najbardziej tak.
-
Choć daleko mu do tytułów AAA, stanowi przykład bardzo dobrze wykonanej produkcji. Elementy platformowe potrafią wymęczyć, a jednocześnie nie frustrują, walka jest prosta, ale miejscami także wymagająca, a oprawa graficzna, mimo ubytków, naprawdę daje radę. Dla fanów metroidvanii to strzał w dziesiątkę.
-
To dla mnie kontynuacja doskonała. Z jednej strony posiada cechy, za które pokochałem jedynkę, ale oprócz tego serwuje wystarczająco dużo nowości, aby nie mieć wrażenia grania drugi raz w to samo. Fabuła jest tu gęsta, ciemność skrywa najpotworniejsze koszmary, a gracz nie ma pojęcia, czy to, co widzi, jest prawdą. Remedy udało się przebić moje oczekiwania, serwując produkcję zgoła inną, niż się spodziewałem, ale nie odległą od pierwowzoru, co uważam za ogromny sukces.
-
Pozostaje nad Wisłą znacznie mniej rozpoznawalną produkcją niźli "'Allo, 'Allo!" - wcześniejsze "dziecko" Crofta. A śmiem postawić śmiałą tezę, że jest dużo lepszym serialem od swojego "starszego brata". Trochę dojrzalszym w całokształcie. Pełnym niuansów godnych analizy dalece przewyższającej objętością tę recenzję. I chyba zbyt innowacyjnym jak na czasy swojej premiery.
-
Wiele małych plusów i jeden potężny minus. Mimo że gra posiada olbrzymi potencjał do bycia hitem, to przez sposób prowadzenia fabuły szybko została w mojej głowie zdegradowana do typowej "Ubi-gry", która szybko trafi na wyprzedaże. Fanom świata Camerona growego Avatara mogę ze spokojem polecić, gdyż doświadczenie Pandory zostało w produkcji Ubisoftu zrealizowane bardzo dobrze. Gracze oczekujący dobrej historii powinni jednak zastanowić się, czy nie wstrzymać się na kilka miesięcy z zakupem.
-
Wciągnął mnie od pierwszej minuty i trzymał do samego końca. Świetnie działający motywami grozy, budujący sympatię zarówno do protagonisty, jak i sporej grupy postaci drugoplanowych, a także pięknie wykonany.
-
Może bohaterowie mogliby być bardziej wyraziści, zwłaszcza poboczni. Może walki mogłyby być jeszcze bardziej atrakcyjne, zwłaszcza te początkowe. Może w starciu z bossem trzeba by wyrzucić QTE i zaoferować inną mechanikę, może zmiana wspomnień powinna być częstsza. "Remember Me" ma wszystkie te wady, ale wynagradza je opowieścią na poziomie, z bardzo ciekawą tematyką, przepięknym otoczeniem dopieszczonym szczegółami. Oprócz tego jest jeszcze solidna oprawa dźwiękowa oraz dużo dobrej platformówki
-
Czy warto obejrzeć ten film? Warto, jeśli macie ochotę na kino familijne, nie przeszkadzają wam piosenki w trakcie akcji i lubicie szczęśliwe zakończenia. Efekty i kolory są przyjemne, a klimat nieco zimowy, więc to idealna pora na wizytę w kinie.
-
To moim zdaniem tytuł, który wychodzi poza tradycyjną definicję gatunku roguelike i robi to znakomicie. Ta pozornie prosta produkcja jest bardzo złożona i pozwoli każdemu graczowi odnaleźć styl rozgrywki odpowiedni dla niego.
-
To krok w dobrą stronę. Niestety, po tylu niemal identycznych produkcjach, uniwersum wymaga tych kroków o wiele więcej. Pozytywne zmiany znikają pod gąszczem wciąż niedomagających mechanik. Aspekty, na które potrafiłem jeszcze parę lat temu przymknąć oko, dzisiaj stają się nieakceptowalne. Mam nadzieję, że "Assassin's Creed" czekają jeszcze zmiany, a nowy początek, którego doświadczyliśmy przy okazji "Origins", nie był ostatnią próbą twórców na stworzenie czegoś nowego.
-
Znawcy dziejów i twórczości Jane Austen potrafią nieźle rwać włosy z głowy nad tym filmem, ale dla reszty publiczności seans "Zakochanej Jane" będzie raczej przyjemny. Autorzy w sumie nie silą się na oryginalność czy głębię, ale serwują nam ładną i całkiem logiczną opowieść o młodej damie, która w czasach georgiańskich chciała żyć po swojemu.
-
Nie jest złym serialem. To rzecz do niezobowiązującego obejrzenia nad niedzielną kolacyjką czy popołudniową herbatką. Okej, cierpi na pewien przerost formy nad treścią. Ale mimo niedociągnięć i scenariuszowych fikołków przygody pod żmudzkim dębem są przyjemnie swojskie.
-
Ekspedycję do Rzymu uważam za udaną. Bawiłem się naprawdę dobrze. Grałem około 45 godzin, a jednak na finiszu przygody żałowałem, że to już koniec. Jeszcze jeden rozdział przywitałbym z otwartymi ramionami. Albo chociaż długie DLC, które pozwoliłoby mi na przedłużenie przygody. W planach mam już kolejną rozgrywkę, tym razem celującą w zupełnie inne decyzje i motywy kierujące bohaterem, ponieważ wiele decyzji pozostawiło mnie z pytaniem, czy na pewno były właściwe.
-
Niemal dwa lata zajęło mi zabranie się za "Life is Strange: True Colors". Teraz żałuję, że aż tyle zwlekałem, ale jak to się mówi: lepiej późno niż wcale. Trzecia odsłona serii jest bowiem naprawdę bardzo dobrą grą od strony fabularnej. Historia to świetny emocjonalny rollercoster, potrafiący w jednej sekundzie wywołać u gracza rozbawienie, a w następnej uderzyć głębokim smutkiem.
-
To produkcja, w której każdy odnajdzie coś dla siebie i dostosuje pod swój styl grania, niemniej nie wiem, czy nie znajdą się osoby, które odbiją się od niej, zanim zdążą ją dobrze poznać. Mnie gra wciągnęła, mocniej niż się spodziewałem, głównie za sprawą na pierwszy rzut oka prostej logiki, która pozwalała na szybkie wskakiwanie na krótkie sesje. Zdecydowanie polecam każdemu, kto szuka rozrywki na wiele godzin, do której można wchodzić i z której można wychodzić praktycznie od ręki.
-
Trudno się nie zakochać w tak stukniętym, a jednocześnie uroczym filmie - toteż się zakochałam. Można powiedzieć, że to trochę taka "Arabela" na koksie, co nie będzie aż tak dalekie od prawdy, bo oba tytuły mają tego samego reżysera. "Jak utopić doktora Mraczka" jest idealną pozycją dla ludzi stęsknionych za odrobiną pierwiastka baśniowego w codzienności - ale taką doprawioną lekkim przekąsem, żeby nie było za nudno.
-
Wydaje się skazany na zapomnienie, gdyż jest to podręcznikowy przykład produkcji, jakiej widownia spodziewa się po aspirującym do wyjątkowości reżyserze. Nie wyróżnia się niczym szczególnym ani w tym dobrym, ani złym znaczeniu. Jest to produkcja solidna, warta zobaczenia, ale zdecydowanie nie taka, do której będziemy regularnie wracać pamięcią.