Jacek Szafranowicz
Krytyk-
Jeden z najobrzydliwszych filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono - a i zarazem jeden z najciekawszych. Zajmuje on w mojej kinomańskiej karierze miejsce szczególne - bowiem okazał się filmem, który radykalnie rozszerzył moją perspektywę patrzenia na kino.
-
Co Miłość zaświadcza o reżyserze? Cisną mi na usta ciężkie słowa. Dość powiedzieć ― żeby się już nie pastwić ― że siedem dych na karku i siwe włosy potrafią być świadectwem totalnego zaniku wyobraźni. Jeśli to ma być kino, to ja zgłaszam sprzeciw absolutny. Bo i komu coś takiego mogłoby jakkolwiek pomóc? Z pewnością ani tym niesłychanie dzielnym starszym aktorom, ani widzom.
-
Bo pani reżyserka serio wie jak straszyć na ekranie, to nie był tani komplement. To, co rusza w After.Life najmocniej, to te momenty, które pokazują, jak bardzo nie doceniamy życia, kiedy żyjemy, a jak zarazem przemożnie jesteśmy do niego przywiązani, jak bardzo, mimo zeszłych porażek i frustracji, nie chcemy się z nim rozstawać, i jak bezwzględni jesteśmy, gdy przyjdzie nam o nie zawalczyć.
-
Lubię Factotum sto razy bardziej niż Ćmę z tej jednej przyczyny, że, paradoksalnie, sto razy lepiej oddaje ono zarówno osobowość legendarnego pisarza, jak i klimat jego pisarstwa.
-
To jeden z tych filmów, które przeszły bez większego echa i nie dziwi to wcale, bowiem drugi film Brady'ego Corbeta jest zwyczajnie nieudany. Nieudany jest przede wszystkim dlatego, że przy scenariuszu należało zrobić jeszcze przynajmniej ze trzy okrążenia, aby zbudować jakąś dramaturgię.
-
W przeciwieństwie do większość filmów akcji z połowy lat 90., Prawdziwe kłamstwa swoją konstrukcją przywołują na myśl piosenkę popową z lat 80., która porywa atrakcyjną melodią, a w międzyczasie przemyca poważniejsze treści.
-
Linklater wie od początku, co zrobi ten film: wspaniali aktorzy, genialne rozpisane dialogi, ciasnota miejsca akcji i estetyka paradokumentu, przez co, kiedy potem lecą napisy, ma się wrażenie, że zwyczajnie nie było tu żadnego reżysera. W przypadku Taśmy okazuje się to najlepszą możliwą decyzją reżyserską.
-
Najzabawniejszy film w całej filmografii Martina Scorsese. Zabawny, rzecz jasna, w specyficzny sposób, bowiem ten, kto nie lubi cierpkiego, czarnego humoru raczej śmiać się tutaj nie będzie.
-
Nie przypominam sobie innego filmu, który z taką uwagą przygląda się alienacji i lękowi przed wejściem w społeczne role. Doskonałe.