Erick i jego dziewczyna zostają zamordowani. Rok później mężczyzna powraca z zaświatów, aby przy pomocy kruka pomścić śmierć ukochanej.
- Aktorzy: Bill Skarsgård, Danny Huston, FKA Twigs, Laura Birn, Jordan Bolger i 12 więcej
- Reżyserzy: Rupert Sanders, Zach Baylin, William Josef Schneider
- Scenarzyści: Zach Baylin, William Josef Schneider
- Premiera kinowa: 23 sierpnia 2024
- Premiera światowa: 21 sierpnia 2024
- Ostatnia aktywność: 3 maja
- Dodany: 9 lutego 2020
-
Oceny krytyków
-
Oceny użytkowników
-
Recenzje krytyków
-
Wbrew obiegowej opinii "Kruk" Sandersa wcale nie jest cynicznym "cash-grabem", cyniczne są komentarze wszystkich, którzy uważają, że film nie miał prawa powstać, bo oryginał z lat 90. obrósł kultem, a na planie zmarło się Brandonowi Lee. To nie jest żaden powód, by ktokolwiek - nawet nabożny fanatyk dzieła z 1994 roku - z miejsca spisał reboot na straty. Zwłaszcza że "Kruk" Proyasa - prosty, przeciętnie zainscenizowany, sztywny, pseudogotycki - sam w sobie nie był wiekopomnym arcydziełem.
-
Uważam, że Kruk nie jest tak zły, jak się o nim mówi i nie zasłużył na tak gigantyczne medialne baty. Stylistycznie nie przyprawia o pragnienie kąpieli oczu w occie, ekranowy romans ma jakieś logiczne uzasadnienie, sam Bill Skarsgård się stara. To wszystko jednak jest skutecznie przykrywane przez scenariuszową amatorszczyznę, wielokrotnie marnującą potencjał tej historii.
-
-
Recenzje użytkowników
-
Oryginalnego filmu nie widziałem,znam tylko legendę o klątwie jaka ciążyła nad produkcją.Tegoroczny Kruk jest filmem złym.Składa się z wielu dziwnych elementów narracyjno-stylistycznych które w całokształcie dają mierny efekt.Komputerowe efekty specjaln,klimat gore i reżysersko pozostawia wiele do życzenia.Ale najgorzsze co w tym filmie to postaci (FKA Twigs jest beznadziejna, a Skarsgard gra tak nijako postać szalenie ciekawą, że to w głowie się nie mieści)Niepotrzebny,bezsensowny twór.
-
Nowa wersja „The Crow” to katastrofa, która nie dorównuje oryginałowi z 1994 roku. Skarsgård jako Draven jest bardziej Tatuażowym Kenem niż mrocznym aniołem zemsty, a jego relacja z Shelly, grana przez FKA Twigs, wypada płasko i bez chemii.
Choć sekwencja walki w operze nawiązuje do stylu „John Wicka” i przynosi pewną dozę adrenaliny, pojawia się zbyt późno, by uratować film. Mimo świetnej muzyki, fabuła pełna nadprzyrodzonych wątków traci swoją mroczną i realistyczną tożsamość z oryginału.
-