Ewelina Kołodziej
Krytyk-
Całość świetnie wpisuje się w ramy kina familijnego, choć samo przesłanie jest o wiele głębsze. Chwyta za serce, może i prostymi trikami, ale ostatnia scena pokazuje, że ciągle się sprawdzają.
-
Sensacyjna komedia romantyczna idealna na "niewymagający wieczór". Mimo wielu aż za prostych rozwiązań i powielań utartych schematów ogląda się ją z zainteresowaniem i bez chwili znudzenia. Nie porywa, ale i tak jest w sam raz na jeden, ale bardzo dobry raz.
-
Swoim debiutem reżyserskim Benedikt Erlingsson zaprasza nas do swojego świata, w którym z artystycznym wyczuciem i rzemieślniczym warsztatem wybiera najlepsze, co ma do zaoferowania jego magiczna kraina. Może i w "O koniach i ludziach" nie ma elfów i pegazów, ale reżyser i bez tego dobrze wie, jak się czaruje na szklanym ekranie.
-
To zdecydowanie historia warta uwagi, jednak można było trochę bardziej podkręcić akcje, gdyż za dużo jest momentów, kiedy film po prostu nudzi.
-
Tymański bezwzględnie rozliczył się z plastikowym, ustawionym światkiem, który zaszedł mu za skórę. Zrobił to z pomocą przyjaciół, a nie sponsorów, po swojemu, niech będzie, że tandetnie, prostacko i naiwnie, ale bez zbędnych sentymentów i ukrywanego żalu. Widać, że dobrze się bawił. Ja też.
-
Może i Jaroszuk nie przełamie klątwy "polskiej komedii" "Kebabem i Horoskopem", ale widać, że ma pomysł i odwagę na nowe podejście do tematu, które już zostało zauważone. Tym filmem akurat nie przekonał mnie do siebie, ale czuć w nim potencjał na coś nowego i obserwować go po prostu trzeba.
-
Współpraca Szumowskiej i Englerta to czysta przyjemność na ekranie. Razem stworzyli scenariusz w sumie prostej historii, którą z doświadczeniem zebranym latami i to nie po kątach, przenieśli bardzo konkretnie, nie rozwlekając się, przez co każda scena jest tu trafiona w punkt, nie pada ani jedno niepotrzebne słowo, a Englerta za zdjęcia chwalić już nawet nie wypada.
-
Mamy stary, oklepany schemat mistrza i ucznia, ale mimo powielania motywów film trzyma w fotelu do końca, choć bez większych napięć. Ogląda się go dobrze i bez wyrzutów sumienia nad straconym czasem, choć drugi raz pewnie mało kto się porwie.
-
"Pani z przedszkola" długo nie pożyje, szkoda tylko, że jeśli ktoś o niej kiedyś wspomni, to przy nazwisku Krzyształowicza. Niestety klątwa polskiej komedii rzucona jakiś czas temu jego również nie minęła.
-
Ogląda się bardzo dobrze, bez zbędnej rzewności, a pamiętajmy, że to ciągle dramat. Tym razem również czuć, kto stał za kamerą. Bo mało kto potrafi tak oczarować prostą historią.