
-
Pomimo przyjętej konwencji autorzy filmu nie są do końca zainteresowani dramatyczną ambiwalencją i werdyktami. Swoje skłonności wyrażają jasno zarówno przez preferencję perspektywy matki, jak i tytułową deklarację. Ich kameralny debiut ilustruje przede wszystkim wytrwałość potrzebną do walki o bliskich oraz bezduszność instytucji, które potrafią upokarzać i wtórnie wiktymizować ofiary, o których dobrostan rzekomo zabiegają.
-
Przyznanie Złotego Niedźwiedzia Snom o miłości może dziwić, zważywszy na ostentacyjną wręcz apolityczność tego utworu. Poza jednym komentarzem dotyczącym demografii różnych dzielnic Oslo, zewnętrzne konflikty zdają się zwyczajnie nie istnieć. Z drugiej strony, nie wiem, gdzie lepiej szukać wzorców kulturowych dotyczących tak uniwersalnych doświadczeń, jak pierwsze zauroczenie.
-
Umieszczenie w filmie historii postaci wypróżniającej się na zjeździe rodzinnym do kuwety uznałbym za prześmiewcze, gdyby nie to, że w proponowanej wizji świata, akt ten nie wydaje się aż tak ekstremalny. Jedno, za co muszę pochwalić Pochlatko, to odważne postawienie lustra przed tymi, którzy w absurdach rzeczywistości czują się komfortowo, a szaleństwem nazywają każdą próbę ich zakwestionowania.
-
Po premierze kinowej szersza publiczność oczywiście zweryfikuje, czy wstępny, jednogłośny zachwyt nie jest przypadkiem nieco na wyrost, ale cały ten ceremoniał świetnie przypomina to, za co kocha się festiwale - w żadnych innych warunkach nie da się chyba odczuć takiej przedziwnej, zintensyfikowanej, zbiorowej ekscytacji sztuką filmową.
-
Próbując interpretować tytuł filmu, najbardziej oczywistym tropem są Pieśni Maldorora Comte de Lautréamonta. W tym transgresyjnym utworze tytułowy bohater jawi się jako ucieleśnienie zła, ktoś, kto porzucił jakąkolwiek moralność - Fabrice Du Welz portretuje w dokładnie taki sposób fikcyjną wersję Dutroux, w czym pomaga obślizgła kreacja Katalończyka Sergia Lópeza.