-
Nie ma chyba drugiego tak kontrowersyjnego twórcy w świecie komedii jak Sacha Baron Cohen. Chociaż do niedawna jeszcze zredukowany do zielonego mankini z pierwszego Borata, z perspektywy czasu i późniejszej twórczości doskonale widać, jak komik uderza w czułe punkty, pojawiając się wtedy, gdy - jak sam mówi - demokracja wisi na włosku.
-
Ma spore ambicje, ale ostatecznie wystarcza mu to, że go w ogóle oglądamy.
-
Największym przewinieniem w tym wszystkim jest po prostu nuda, która sączy się z ekranu, nie tylko męcząca dla widza, ale i nieprzystająca do osiągnięć Nikoli Tesli. Aż chciałoby się dokonać trawestacji z Gombrowicza: Boże, ratuj, jak to mnie elektryzuje, kiedy mnie nie elektryzuje?
-
Mieszanka komediodramatu, filmu spod znaku coming-of-age, kina drogi i opowieści rodzinnych. Stylistycznie film broni się pewną poetyckością, do której przyzwyczaił nas Ball, choć i ta dla niektórych może być nużąca.
-
Prawdą jest, że stan pomocy psychologicznej i psychiatrycznej dla młodzieży nie jest najlepszy, ale Shampanier zbyt często odwołuje się do stereotypu, co sprawia również, że niektóre składowe filmu stają się niewiarygodne. Wrażenia nie robi także telewizyjna stylistyka filmu. Na pewno jednak nie można odmówić mu najważniejszego - empatii.
-
Ugina się pod ciężarem własnych ambicji i wpada w zastawioną przez siebie pułapkę. Nie można odmówić Gii Coppoli tego, że podjęła ciekawą próbę przyjrzenia się niezwykle aktualnym, fascynującym i oczywiście kontrowersyjnym zjawiskom. Mainstream naszkicowany jest jednak zbyt grubą kreską, a to, co wyolbrzymione, często traci na sile przekazu, przekazu tutaj skądinąd niekonsekwentnego i balansującego na granicy powagi i satyry.
-
Niewątpliwie film nieoczywisty, a przede wszystkim zaskakujący. Poszczególne jego fragmenty są intrygujące, a po seansie długo głowić się można nad tym, jak poskładać i połączyć ze sobą wszystkie elementy tej układanki.
-
Zdecydowanie film wielopłaszczyznowy i ostatecznie równie osobliwy, co jego tytułowa bohaterka.