Jakiś niedźwiedź na początku, wątek wysysania mutacji, scena na dachu pociągu, słaby romans i srebrny samuraj który był chyba inspirowany Iron Mongerem. Jak widać na solowy film Wolverina jeszcze czas nie nastąpił.
Logan-san wypada lepiej tutaj niż... w filmie, w którym jest nazywany Jimmy'm, ale nadal musi zmierzyć się ze słabym romansem, kumpelskim misiem, głupim wątkiem wysysania mutantów z regeneracji (przez co mamy później scenę wykonywania operacji na sobie przez Wolverine'a), snami z udziałem Jean Grey oraz srebrnym samurajem, który w zasadzie wygląda, jak coś ze Scooby'ego Doo.
Wolverine w klimatach japońskich zapowiadał się epicko. Niestety wyszło dosyć słabo, nie było tutaj ani wciągającego scenariusza ani chociaż konkretnej rozróby- właściwie praktycznie każdy element filmu zawiódł.