Rudy Ray Moore wciela się w alfonsa o imieniu Dolemite.
- Aktorzy: Eddie Murphy, Keegan-Michael Key, Tituss Burgess, Wesley Snipes, Chris Rock i 15 więcej
- Reżyser: Craig Brewer
- Scenarzyści: Scott Alexander, Larry Karaszewski
- Premiera światowa: 7 września 2019
- Dodany: 27 października 2019
-
Znakomity Eddie Murphy w roli ikony.
-
To bez wątpienia jeden z lepszych filmów Netflixa, który jest bardzo niepoprawny, wulgarny, ale zarazem dziwnie prawdziwy. Przyznam, że początek jakoś nieszczególnie wciąga i film wolno się rozwija, ale gdy się rozpędza, zabawa jest przednia!
-
Przezabawna rewelacja, którą jest "Nazywam się Dolemite", to swoisty hołd dla czarnego kina lat siedemdziesiątych, a także absolutny pokaz aktorskich umiejętności. Topowe nazwiska tańczą w rytm wyznaczony przez twórców i po prostu świetnie bawią się na planie tej niezwykle udanej biografii.
-
Eddie Murphy powraca w niezłym stylu. Dawno nie widziałam tak radosnej "czarnej" komedii.
-
Nazywam się Dolemite jest zaskakująco wzruszającą historią. Eddie Murphy gra tak, że nie sposób nie trzymać kciuków za jego postać, film zgrabnie przeskakuje od tematów rasowych do slapsticku bądź komedii sytuacyjnej, z prostej opowieści o marzeniach do zabrania głosu w ważnym obecnie temacie reprezentacji na ekranie.
-
Nie wykracza poza standardy rzetelnego kina biograficznego. Rzecz ogląda się dobrze.
-
Uwielbiam ten film - to jeden z najmocniejszych obrazów jakie widziałem w 2019. Netflix dużo filmów w tym roku pokazał i "Nazywam się Dolemite", wbrew wszelkim pozorom i znając konkurencję, znajduje się prawie na samym szczycie mojej netflixowej listy, ustępując miejsca tylko Scorsese i "I lost my body". Tak dobre to kino!
-
Być może "Nazywam się Dolemite" nie ma takiej siły rażenia jak film, który był inspiracją do jego powstania, ale z pewnością jest to produkcja, z której Rudy Ray Moore byłby dumny - wypełniona po brzegi "cyckami, akcją i kung-fu".
-
Poprawny biopic, który nie dostarczy wielkich emocji, napięcia, nie przybliży ludzkiego dramatu, ale z pewnością pokaże prawa, które rządziły rynkiem.
-
To dla mnie przede wszystkim aktorskie zmartwychwstanie Eddie'ego Murphy, który pokazuje dawny pazur oraz energię z czasów świetności. A i sam film to biografia zrobiona z jajem, pasją oraz klimatem lat 70.