Olga Szmidt
Krytyk-
Tak przewidywalna konwencja nie jest jednak w stanie sprawić, bym poczuła, że miłość/nienawiść w "Fosse/Verdon" nie była przejmująco smutnym banałem.
-
Znakomicie wykorzystano w nim humor oparty na dyskomforcie czy grotesce ciała - dotyczy on zarówno głównych bohaterów, jak i dalszoplanowych postaci. W pojedynczych scenach widoczna jest jednak bardzo cienka granica pomiędzy dyskomfortem a przemocą, groteską a upokorzeniem, przyjemnością a egotyzmem. Właśnie w tych fragmentach serial Perrotty wciąga w najbardziej nieoczywiste rejony. Tym bardziej rozczarowujące jest to, że nie czeka tam na nas nic więcej.
-
To z pewnością jeden z najważniejszych seriali tego roku - nie dlatego, że porusza ważne tematy, ale dlatego, że buduje świetny, przenikliwy dramat o ambicjach społeczno-politycznych.
-
Wraz z nowym otwarciem, które wyznacza początek współpracy z HBO, serial jednak nie stracił swojej oryginalnej atrakcyjności. "High Maintenance" w dwóch z trzech sezonów nieraz olśniewa błyskotliwością i niestandardowością formy.
-
W takt muzyki Maxa Richtera zgubiono tu właściwie wszystko: prawdę, życie, przyjaźń i emocje. I widzów. Mam tylko resztki nadziei, że zmiana obsady w kolejnym sezonie pozwoli powrócić do inicjalnej formy "Genialnej przyjaciółki".
-
To więc, co wydaje mi się największym sukcesem Arquette, jest zarazem największą porażką tego serialu. Próba pogodzenia więziennego, oldschoolowego thrillera z wyrafinowaną kreacją postaci, którą w telewizji widuje się bardzo rzadko, kończy się pęknięciem całości, nie zaś wzajemnym dopełnieniem. I wielkim chapeau bas dla Patricii Arquette.
-
To dla mnie wyjątkowa gra z oczekiwaniami widzów. Perfekcyjna w ukrywaniu szwów, nie zagadująca akcji deklaracjami i pozbawiona wstydu. Gdyby jeszcze tylko mówili choć trochę wolniej!
-
Ma za sobą lepsze i gorsze momenty, fascynujące i męczące partie, jednak tylko szósty sezon mogę określić prozaicznie: jako zmianę "na pół gwizdka". Nie mogłabym powiedzieć, że to nieobecność Kevina Spaceya jest powodem braku sukcesu tego sezonu. To zgubienie charakteru Claire Underwood na rzecz taniego spektaklu jest problemem.
-
Dla tych, którzy odnoszą wrażenie, że o "Campingu" słyszą nie pierwszy raz, spieszę z informacją: to remake serialu emitowanego przez BBC3 zaledwie dwa lata temu. Zupełnie niepotrzebny remake.
-
Samoświadomość gatunkowa jest bowiem nie tylko jego znakiem rozpoznawczym, ale także tym, co sprawia, że "Jane the Virgin" - mimo drobnych przestojów po drugim sezonie - nie przestaje mnie zadziwiać swoją czułością i wrażliwością, która tak rzadko popada w emocjonalną tandetę, jakiej wielu widzów spodziewa się pewnie po telenoweli.
-
Na tak uderzający realizm seriali zwykle patrzę podejrzliwie, w tym przypadku jednak - przy wysokim potencjale rozrywkowym i precyzji kryminalnego scenariusza - szybko poddałam się narracji. W tym sensie "Line of Duty" to rozrywka najlepszej wody.
-
Doskonale gra na schematach, kliszach i emocjonalnych banałach, wykorzystując nastoletnie fantazje do zbudowania rewelacyjnej historii o miłości, naiwności, przemocy i nadziei. Rewelacja na początek roku!
-
Chociaż nie sposób narzekać na niedobór nordyckich seriali kryminalnych, byłoby szkoda, gdyby zakończono "W pułapce" na jednym sezonie.
-
Jest mocną premierą na koniec roku. Zarówno sposób konstruowania narracji w serialu, jak i finał sezonu sprawiają wrażenie, jak gdyby pierwsze dziesięć odcinków stanowiło w istocie doskonałą przygrywkę. A to, co dopiero nastąpi w drugim sezonie, wstrzyma oddech widzów jeszcze wielokrotnie. Poprzeczka jest już bardzo wysoko.
-
Mimo przebłysków w poszczególnych odcinkach, jest to mierny spektakl.
-
Od początku serialu to na ich relacji jest budowana główna oś serialu. W tym sensie jest to bardzo udany dramat dwóch splątanych ze sobą osobowości. Inne wątki "Bloodline" co jakiś czas wydają się nie dorastać do tej jakości, może nieco gubią tempo, a czasem wręcz zwodzą widza, że "jest tu coś więcej".
-
W trzecim sezonie serialu "Better Call Saul" Vince Gilligan ostatecznie udowodnia, że jego reżyserska maestria nie była jednorazowa.
-
Nie jest to na pewno serial doskonały, nie wiem, czy przełomowy. Na pewno jest dobrą rozrywką, zaproponowaną z rzadko widzianej w serialach perspektywy. Poproszę dokładkę!
-
Było i będzie jeszcze głośno o tym serialu. Dyskusje, które się na jego temat przetaczają, obejmują w mniejszym stopniu kwestie estetycznej, fabularnej i dramatycznej atrakcyjności i nowatorskości.
-
Mimo że wydaje się serialem prostym, jednym z wielu medycznych dramatów, ma momenty, dla których warto zejść w szpitalnej hierarchii stopień niżej i porzucić na moment lekarzy. Czegoż bowiem więcej w medycznym serialu trzeba niż postaci, która już w jednym z pierwszych odcinków mówi: "Quiet and mean. Those are my people".
-
Ten serial to wyrazisty dowód na to, że z bajań o wspaniałym minionym świecie i prób jego odtworzenia we współczesności rzadko wychodzi wspaniała kultura. W mniejszej dawce byłby wspaniały. Trochę płaczliwy, trochę ciepły, trochę "o ludziach", trochę - mimo początkowych obietnic - gwarantujący zerowy wysiłek przed telewizorem. Jak comfort food, który poza sytuacjami spadku sił witalnych i potrzeby przykrywania się kocem, nie jest szczególnie interesujący.
-
Tym jednak, czym ten serial najbardziej spektakularnie wygrywa uwagę widza, jest detal. W dialogach, w spojrzeniu kamery, w dbałości o wyrazistość kreacji aktorskich, w wewnętrznym konflikcie rasowym samego O.J. Simpsona, we wnętrzach mieszkań i gabinetów, a w końcu w rękawiczce. Bo przecież bez rękawiczki nie byłoby tego wszystkiego.