-
Żartów, ironii i aluzji w filmie co niemiara, a wszystko w sosie przyrządzonym ze sztuki, literatury, psychoanalizy, dobrej muzyki i miłości.
-
Ta "wiekowa" komedia z tekstami Jeremiego Przybory, elegancka i wyważona pod względem formalnym oraz ostrożna pod kątem treści, zdecydowanie odbiega od dzisiejszych komedii.
-
Trudno byłoby oczekiwać napięcia i akcji od takiej fabuły, jednak ich brak jest celowym zamiarem reżysera, który na tym "nic-się-nie-dzieje" oparł swój pomysł. Należą mu się brawa za zachowanie spójności swojego obrazu. Statyczne zdjęcia, przytłaczająca scenografia i zamknięta ograniczona przestrzeń, otępiająca muzyka, wolny montaż oraz świetnie ukierunkowani aktorzy tworzą spójną całość, ukazującą współczesność w krzywym zwierciadle, zabawną i przerażającą jednocześnie.
-
Nie wiadomo, komu ten film przypadnie do gustu. Jego prostota i bezpośredniość wskazują, że do najmłodszych jest skierowany i na ich emocje obliczony, ale czy dla dzieci będzie on w ogóle przyswajalny?
-
Kto był w Łodzi na ulicy Ogrodowej, po obu jej stronach, ten wie, że dokument Marcina Latałły poraża autentycznością.
-
Ani gra aktorska, ani zaprezentowany problem, ani psychologizacja ujęć, ani też erotyka filmu nie zachwycają. Oglądamy bardzo prosty, nieemocjonujący dramat psychologiczny.
-
Postarano się o rekonstrukcję minionej epoki, tak by i kostiumy, i miejsce akcji przenosiły widza do "różowej" PRL-owskiej rzeczywistości. Nie jest to świat siermiężny, straszny, bo nawet to co najgorsze, okraszono humorem, kpiną, żartem.
-
Sama fabuła filmu jest dosyć prostą historyjką, bez problemu domyślamy się, co czeka Lee, jej chłopaka i Greya, jednak nie stanowi to problemu, w końcu nie o złożoną fabułę chodziło reżyserowi, ale o kiczowato-absurdalny klimat zbudowany dzięki scenografii, oprawie muzycznej i bohaterom.
-
Przeszło dwugodzinny obraz nie dostarcza niebagatelnych, trzymających w napięciu scen. Nie dostajemy popisu gry aktorskiej. Gdy zestawimy go z niemłodą już "Filadelfią" czy ostatnim "Witaj w klubie", gdzie również skupiono się na tematyce pojawienia się w USA wirusa HIV i następczego AIDS, to poświęcanie dwóch godzin na "Odruch serca" jest wręcz stratą czasu.
-
Wart jest uwagi i daje wybrzmieć poruszonemu tematowi w ładny, prosty, spójny sposób.
-
Choć "Ugryź mnie" nie będzie ani hitem, ani dziełem zapadającym na długo w pamięć, to jednak są spore szanse, że seans pozostawi nas z błogą tęsknotą za sielskim latem na wsi, gdzie czas spędzany na beztroskiej jeździe rowerem, kąpielach w rzece, spaniu pod gołym niebem i doświadczaniu uroków letniej pogody wydaje się nie mieć końca.
-
Fani będą się zachwycać, wzruszać oraz wspominać, nieznający dorobku i życia muzyka spojrzą przychylnym okiem, natomiast osoby mniej sympatyzujące z twórczością oraz legendą muzyka może trochę zemdlić ilość ochów i achów na cześć Niemena.
-
Żarty, miłość, sukces, jednak czujemy, że katastrofa jest nieunikniona. A jak wiemy, świadomość tego co dalej w filmie, może popsuć przyjemność jego oglądania.
-
Całe to emocjonowanie się, dramatyzm, którym wkładają w swoje postacie Williams i Kunis, traci sensowność w zderzeniu z tym, co przynosi nierówno opowiedziana, chwilami absurdalna i mało pasjonująca historia.
-
Najciekawsze w filmie jest przesłanie, by przy pomocy sobowtórów bohaterów, będących ich lepszymi wersjami, dać wyraz tęsknocie za nieprzemijającą wizją ideału partnera, która towarzyszy człowiekowi w chwilach miłosnego zauroczenia.
-
Lekkość i subtelność tego filmu są na przekór obrazom twórców przedstawiających nastolatków o osobowościach psychopatycznych, patologicznych i których losy już od pierwszych ujęć są tragiczne.
-
Cała historia przedstawiona jest w formie przepięknego baśniowego poradnika, prezentującego pozytywne nastawienie do życia.
-
Całość daje wrażenie fajerwerkowego show, po którego wybuchu nic nie zostaje. Ewentualnie wspomnienie pojedynczych rozbłysków.
-
Kolejna prosta w formie, tradycyjna biografia skierowana do wszystkich.
-
"Zdobywcy skarbów" są jak złota rama, w której upchnięto kiepską podróbkę dzieła sztuki.
-
Reżyser zaplanował akcję filmu tak, by trzymać widza w napięciu i wycisnąć z niego łzy. Wszystko jest jednak do przewidzenia i wywołuje raczej letnie emocje czy też napięcie.
-
Wszystkie zabiegi reżysera, operatora, montażysty, które na początku budzą ciekawość, niepokój i cieszą oko, niestety, ale po zakończeniu filmu wydają się zbyt skomplikowane, zbyt wykoncypowane, a przede wszystkim tracą na swej powadze, ważności w obliczu fatalnych, sztucznych dialogów wywołujących śmiech oraz konsternację.
-
Kino lekkie, niewymagające od nas większego zaangażowania, za to oferujące nam kilka zabawnych dialogów, scen oraz krytyczne spojrzenie na dzisiejsze "wypaczenia" katolicyzmu i katolików.
-
-
Długie ujęcia, rozedrgane zdjęcia wykonane kamerą z ręki, naturalistyczna barwa taśmy, wolna akcja, brak muzycznego komentarza, efekt podglądania całej sytuacji - kino rumuńskie w pełnej krasie.
-
Nie jest filmem nastawionym na wyciskanie łez za sprawą tragicznej opowieści. Reżyser nie katuje nas obrazami bólu, choć oczywiste jest, że historii Filomeny do komedii nie zaliczymy. Dostajemy film, który można określić jako poczciwy oraz zabawny.
-
W filmie Akivy Goldsmana wszystko może się zdarzyć. Ze szkodą dla wszystkiego innego.
-
Mamy wielki temat, obszerną fabułę i widowiskowość. To jednak nie zagwarantowało "Kamerdynerowi" statusu dzieła.
-
Nie przedstawia nic interesującego formalnie, najciekawszy jest temat - zaprezentowanie części dorobku intelektualnego Arendt i zainteresowanie widza jednym z ważniejszych tematów XX-wiecznej historii świata.
-
W filmie Sorrentino, ukazującym karykaturalność współczesnego człowieka, jest coś hipnotyzującego, co sprawia, że nie sposób oderwać oczu od ekranu.
-
Autorzy całą uwagę skupili na treści: na publicystycznym przekazie dotyczącym zdarzenia w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela z udziałem Pussy Riot. Owa treść jest tak podana, by widz stanął po stronie Pussy Riot.