-
Wbrew oczekiwaniom pokazywany w Wenecji dramat wcale nie jest nowym "Pokłosiem", zapisem obojętności Polaków wobec niehumanitarnego traktowania imigrantów na polsko-białoruskiej granicy. To wyważony obraz, w którym raczej stawia się pytania niż rzuca oskarżenia. Jeśli ktoś tu jest winny, nie są to zwykli ludzie, lecz antagonizująca ich władza.
-
Zdecydowanie skromniejszy, bardziej kameralny od poprzednich produkcji Jana Komasy. Próżno szukać w nim inscenizacyjnego rozmachu czy efektów specjalnych na miarę "Sali samobójców" i "Miasta 44". Ma jednak podobną intensywność i energię.
-
Baumbach kręci film w 100 procentach psychologicznie wiarygodny i cudownie nieoczywisty. Tak jak nieoczywista i trudna jest decyzja o rozstaniu bohaterów.
-
Trudno odmówić "Pralni" właściwej proporcji dramatyzmu i poczucia humoru. Łatwo dać uwieść się aktorskim kreacjom doborowej obsady. Problem z tego typu filmami - które w założeniu mają krytykować silnych i stawać po stronie słabych - polega jednak na tym, że zło wydaje się w nich znacznie atrakcyjniejsze od dobra.
-
Temat filmu, choć historyczny, wydaje się przygnębiająco aktualny.
-
Choć jego akcja rozgrywa się w przestrzeni międzyplanetarnej i nie brakuje w nim wizualnych wyznaczników gatunku science-fiction, momentami bywa dziełem zaskakująco kameralnym, wręcz intymnym, co zawdzięcza dużej ilości zbliżeń. A bliskie plany mają do siebie to, że nie pozwalają na ucieczkę od emocji. Łatwo wówczas o fałsz, przed którym Pitt/McBride efektownie się broni.
-
Przyznam, że poprzednie filmy Hirokazu Koreedy nie przemawiały do mnie ze specjalną siłą, wydawały mi się dość schematyczne i chłodne. Dopiero "The Truth" pozwoliła mi docenić jego kunszt jako obserwatora relacji interpersonalnych, mistrza niuansu, kolekcjonera ludzkich przejawów słabości i szlachetnych odruchów.
-
Reżyser oddaje głos niemowom filmów głównego nurtu: dzieciom, bezrobotnym, transseksualistom i pracownikom seks-biznesu. Nie ocenia jednak i nie próbuje podsumować ich losów pożytecznym morałem. Po prostu bierze ich, jakimi są i oddaje im we władanie swoje czułe medium.
-
Największą wartością "Rodziny na sprzedaż" jest złożoność jej kontekstu oraz nierozstrzygalność dylematów.
-
Oto magia kina, które pozwala nam podglądać przeszłość, jakby działa się tu i teraz.
-
W filmie znajdziemy kilka zapadających w pamięć wizualnych rozwiązań, chociażby finałową szaleńczą jazdę przez na wpół uśpione miasto. Te momenty ratują "Le Fidèle", ale raczej nie sprawią, że przejdzie do historii.
-
Vega ma w sobie intensywność i fotogeniczność, które sprawiają, że nie sposób oderwać od niej wzroku. Uwiarygodnia historię Mariny nie tylko jako osoba transseksualna, ale przede wszystkim poprzez swoją wrażliwość i siłę.
-
Piękna baśń przyprawiona goryczą historycznej lekcji.
-
Mam dobrą i złą wiadomość. Pierwsza jest taka, że "Podwójny kochanek" to prawdopodobnie najbardziej estetyczny thriller tegorocznych wakacji. Szkoda - i to są złe wieści - że ta ładność to jedyne, co ma widzowi do zaoferowania.
-
-
Ludzie zasiadający przed kamerą Ulricha Seidla ulegają jego niezwykłej mocy i zdejmują maski. A robią to tak naturalnie, że wysłuchując ich nawiedzonych monologów, zaśmiewamy się do łez. Śmiech grzęźnie nam jednak w gardle, gdy w tych postaciach zaczynamy dostrzegać samych siebie.
-
To wprawdzie przyzwoity thriller i spora gratka dla wielbicieli nurtu "girl power", jednak największym atutem filmu pozostaje odtwórczyni roli głównej.
-
Nieoczywisty przypadek kina rozrywkowego, które w równym stopniu bawi i daje do myślenia. I to nie na zasadzie lekkostrawnych formułek gotowych do przełknięcia, a zaproszenia do głębszej refleksji.
-
Uniwersalna opowieść o stawaniu się sobą, która w bezpretensjonalny sposób obala kilka krzywdzących stereotypów.
-
Trudno ocenić najnowszy film serbskiego reżysera w oderwaniu od jego dotychczasowych dokonań. Na tle fatalnego "Obiecaj mi!" "Na mlecznej drodze" wydaje się powrotem do dawnej formy, ale mimo to nie do końca mieści się w definicji dobrego kina.
-
Największą zagadką filmu pozostaje pytanie o jego sens.
-
Do częstego wspominania - nie ze względu na opowiadaną historię ani za sprawą konkretnych obrazów, a dzięki atmosferze. Pełnej uroku właściwego młodości.
-
Przypomina najlepsze komedie Czechosłowackiej Nowej Fali.
-
Ma wszystko, za co kochamy kino rozrywkowe: wdzięk, romans, odrobinę nostalgii i obietnicę, że spełnią się wszystkie nasze życzenia, jeśli tylko będziemy marzyć wystarczająco mocno...
-
To nie jest zwykły making-off z sesji nagraniowej nowej płyty Nicka Cave'a & The Bad Seeds. To nie jest jeden z najdłuższych teledysków w historii gatunku. To nie jest tylko zaskakujący eksperyment z techniką 3D w służbie intymności. To kronika rozpaczy i prób wychodzenia z żałoby.
-
Tom Ford, znany projektant mody, uosobienie luksusu i elegancji, jest nade wszystko wrażliwym estetą. Widać, że w "Nocturnal Animals" konwencją thrillera o zbrodni i zemście bawi się równie dobrze jak jego inscenizacją.
-
Ambitny i zuchwały. Zarazem skromny i barokowy.
-
Villeneuve'a można porównać do Stanleya Kubricka także pod względem przywiązania do szczegółu. Duże wrażenie robi spójność plastycznej wizji "Nowego początku".
-
Wersja AD 2016 ma tylko szybsze tempo i bardziej spektakularne sceny walki.
-
Z socjologicznej perspektywy "Dziewczyna z portretu", mainstreamowa i przystępna dla przeciętnego odbiorcy, to dzieło nie do przecenienia. Emocjonująca, oparta na faktach historia, zrealizowana z warsztatową maestrią i świetnie zagrana powinna okazać się mocnym graczem box office'u.
-
Zakończenie jest jedyną niespodzianką w tym skądinąd klasycznym filmie - z obowiązkowo liryczną, po kobiecemu miękką ścieżką dźwiękową Marca Beltramiego i zdjęciami szerokiej amerykańskiej prerii autorstwa Rodriga Prieta. To dobrze odrobiona lekcja z kina gatunkowego, wsparta porządnym aktorstwem.