Bartosz Kęprowski
Krytyk-
Rzadko kiedy po obejrzeniu zwiastuna czuję, iż konkretną produkcję wręcz muszę obejrzeć. Tak było w przypadku tajemniczej animacji "Belle". Zwiastuny przedstawiały przepiękną postać i zapowiadały porywającą historię. Skuszony zapowiedzią ruszyłem na seans i nie żałuję ani chwili spędzonej z Belle. Tę randkę zapamiętam na długo.
-
To przykład, że można zrobić udaną ekranizację gry wideo, która nie tylko zaspokoi oczekiwania fanów pierwowzoru, lecz również przypadnie do gustu nieobeznanej z tematem widowni. Japoński gigant doskonale wiedział, w jaki sposób przekuć swoją wieloletnią serię o małym, wąsatym hydrauliku w pełną pasji oraz licznych odniesień do pierwowzoru animację.
-
Charakteryzuje się pełną emocji fabułą. Opowieścią, która zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie i wzrusza do łez. Fabuła rozpoczyna się z przytupem. W ślad za przykładem wielkiego Alfreda Hitchcocka, Makoto Shinkai wywołuje trzęsienie ziemi, a następnie pootrzymuje napięcie. Prosta recepta na sukces, ale za to cholernie trudna do zrealizowana. Szczęśliwie w przypadku "Suzume" wszystko pierwszorzędnie zagrało.
-
Ponadprzeciętne kino, które na stałe zapisze się w historii wytwórni Disney. Sądzę, że o młodej wojowniczce i jej dzielnym rumaku... chwileczkę, miałem na myśli... smoku, jeszcze długo będziemy rozprawiać. Jeśli nie my, to nasze dzieci, wnuki i prawnuki. Z historią Rayi powinien zapoznać się nie tylko każdy zwolennik animacji, lecz wszyscy sympatycy kina na wysokim poziomie.
-
Mimo iż początkowo niespecjalnie byłem przekonany do solowego filmu o podłej psychopatce ze "101 dalmatyńczyków", to szczerze żałowałbym, gdyby ominęła mnie kinowa projekcja omawianego obrazu. Chciałbym, żeby każdy złoczyńca był tak barwny jak rzeczona już tutaj wielokrotnie Cruella, która owinęła mnie wokół swojego palca. W związku z tym wybaczyłem jej niezbyt oryginalną fabułę i pozwolę czarować się dalej, czekając z niecierpliwością na kolejne części!
-
Zaskakująco oryginalna i przemyślana animacja Sony Pictures Animation dla nieco starszych dzieciaków. Być może ustępuje produkcjom twórcy Myszki Miki od strony audiowizualnej, ale swoją pomysłowością, kreatywnymi scenami oraz przekazem wypada równie dobrze, a może nawet lepiej.
-
Mimo że to zwykła komedia romantyczna jakich wiele, to jedną rzecz naprawdę udało się twórcom trafnie skomentować. Otóż nasze podejście do związków. Przez wygórowane wymagania, strach przed podjęciem próby związania się z kimś, czy wiszące nad nami zobowiązania, wolimy po prostu zostać singlami. Widać to wyraźnie na przykładzie głównych bohaterów.
-
Być może na moją bardzo wysoką oceną filmu ma wpływ panująca już niemal od roku pandemia, skrywająca Ziemię niczym całun smutku i rozgoryczenia. Nietrudno zauważyć, że w dobie strachu przed nieznanym wirusem i wszechobecnej izolacji, mającej zapewnić bezpieczeństwo, na gwałt potrzebujemy drobnych gestów współczucia czy zwyczajnej ludzkiej życzliwości. "Pan Jangle i świąteczna podróż" dostarcza widzom tego, czego obecnie potrzebują najbardziej. Nadziei na lepsze jutro.
-
Zrealizowany z pasją i miłością do kina. Prawdziwe emocje, przepiękne efekty specjalne oraz ponadczasowa historia w nowych szatach.
-
"Wyprawa na Księżyc" okazała się niezwykle ekscytującą podróżą pełną wrażeń. Jestem pełen podziwu dla włodarzy platformy Netflix, ponieważ ich nowa animacja bije na głowę ostatnie twory Disneya. Jest tutaj wszystko, czego można oczekiwać od dobrze skrojonej, familijnej bajki. Mamy więc wyrazistych bohaterów, mnóstwo wzruszających momentów, genialne przesłanie, pomysłowy świat przedstawiony oraz solidną i przemyślaną historię.
-
W filmie urzekła mnie przede wszystkim pierwszoosobowa narracja. Enola na bieżąco komentuje dziejące się na ekranie wydarzania, niejednokrotnie burzy czwartą ścianę, nawiązując z widzami relację. Bohaterka uśmiecha się do obserwujących ją kinomanów, wymownymi spojrzenia zdradza irytację oraz w ciężkich momentach pyta o radę lub oczekuje wsparcia. Taki niecodzienny zabieg filmowy, wyzwala w widzach uczucie, jakby sami znajdowali się w centrum uwagi i byli aktywnymi uczestnikami obrazu.
-
Kolejna aktorska wersja starej bajki Disneya to film pełen pasji, będący wyrazem miłości do kina oraz pierwowzoru. Oczywiście obraz posiada też swoje wady, które niczym cień próbują zdławić radość płynącą z seansu. Ale to i tak ponadczasowa historia. Grający z poświeceniem aktorzy, działająca cuda reżyserka oraz scenografia, zdecydowanie górują nad średnimi efektami specjalnymi oraz poszatkowanym montażem.
-
Całkiem sprawnie zrealizowane kino katastroficzne z odcieniami grozy. Zapnijcie więc pasy, bo twórcy mają zamiar zabrać Was na intensywną, pełną wrażeń podróż z dreszczykiem emocji. Wycieczka szczególnie sprawdzi się w przypadku zagorzałych fanów nurkowania oraz zwolenników nieskomplikowanych opowieści, oczekujących po oglądanych przez siebie obrazach efektownej i niezobowiązującej rozrywki.
-
To w dalszym ciągu przezabawna komedia akcji napędzana przez jeden z najbardziej charakterystycznych duetów w historii gatunku buddy cop movie. Mowa tutaj oczywiście o Marcusie Burnecie odgrywanym przez Martina Lawrence'a oraz Mike'u Lowrey'u, w którego wciela się Will Smith. Tym razem jednak scenarzyści napisali odrobinę dojrzalszą i zdecydowanie bardziej dramatyczną historię, podkreślającą niesamowitą, przyjacielską więź pomiędzy wspomnianymi bohaterami.
-
To nad wyraz szalona jazda bez trzymanki, w której nie brakuje dynamicznych sekwencji akcji. Aż ciarki przechodzą po plecach. Od strony audiowizualnej nowa produkcja ze stajni DC jest bez zarzutu. Jaskrawe barwy kontrastują z odcieniami szarości oraz czerni. Widowisko jest równie brutalne i mroczne, co radosne i barwne, szczególnie gdy na ekranie pojawia się zwariowana Harley. Jeśli chodzi o samą akcję, to akrobatyczne popisy eksdziewczyny Klauna Księcia Zbrodni są zwyczajnie nieziemskie!
-
Paul Feig nie zawiódł. Dostarczył fanom lekką, świąteczną produkcję, pełną niewymuszonego śmiechu oraz prawdziwych uczuć, z nawet niegłupim przesłaniem. W centrum uwagi mamy protagonistkę zmęczoną życiem, która wreszcie zaczyna dbać o siebie i pomagać innym. Jednym słowem, wracają jej chęci do życia. Schemat, goni schemat, czyż nie? Tak, twórcy nawet nie silili się udawać, że film jest czymś więcej niż zwyczajnym melodramatem osadzonym w świątecznym klimacie.
-
To film zrobiony z ogromną pasją. Widać to w sposobie kręcenia, przemyślanych dialogach, znakomitym aktorstwie oraz dynamicznych sekwencjach akcji. Każdy element filmu został dopieszczony w najmniejszych detalach. To doskonale naoliwiona maszyna, gotowa do startu w wyścigi po Oscary i chociaż sądzę, że przegra z kretesem, biznes to biznes i niekoniecznie mu po drodze z prawdziwą sztuką, to ja doskonale wiem, kto jest tegorocznym zwycięzcą.
-
Boli niezwykle rwany i zdecydowanie zbyt szybki finał filmu. W zasadzie, w momencie, kiedy animacja zaczęła przykuwać moją uwagę, nagle się skończyła. Bez żadnego przytupu. Pamiętacie finał jedynki? Wzruszał, zaskakiwał i skłaniał do refleksji. W dwójce zaś czuje się niedosyt i rozczarowanie. Brak tutaj magii i jakiegoś zwrotu akcji, obrane rozwiązania fabularne są zbyt oczywiste oraz niesłychanie proste, bez krztyny kreatywności.
-
Omówione powyżej elementy wpływają na niesamowity klimat obrazu, a temu naprawdę trudno się oprzeć. Przez cały seans siedziałem oczarowany dziejącymi się na ekranie wydarzeniami. Nie mogłem oderwać od nich oczu, na przemian zaintrygowany oraz zszokowany rozwojem śledzonej przeze mnie opowieści.
-
Fabularnie niewiele odbiega od "Dnia sądu". Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to niezmiernie udana kalka kultowego filmu. Jednak nie zrozumcie mnie źle, twórcy, mimo iż w większości odświeżają sprawdzone wzorce, to robią to z rozwagą i wprowadzają tyle zmian, aby dzieło było równocześnie nostalgiczną podróżą, jak i potencjalnym otwarciem nowego uniwersum.
-
Jeśli jesteście fanami książek R.L. Stine'a, to na filmie pt. Upiorne opowieści po zmroku będzie czuć się jak ryba w wodzie. Produkcja to sprawnie zrealizowany obraz grozy, gdzie odpowiednio stopniowane napięcie i świetny klimat gwarantują poczucie niepokoju przez calutki seans.
-
Solidna rozrywka dla fanów obrazów grozy oraz powiew świeżości w mocno już wyeksploatowanym uniwersum Jamesa Wana.
-
Tutaj znajdziecie wszystko, co najbardziej pożądane w letnim kinie rozrywkowym. Mianowicie sympatycznych bohaterów, przepiękne kadry pełne słońca, porywające do tańca utwory, lekkostrawną, acz momentami zaskakującą historię, a także ogromny ładunek pozytywnych emocji.
-
Na samym początku oczekiwałem bezmózgiej i powtórkowej rozrywki. Szczęśliwie otrzymałem solidnego akcyjniaka , rzemieślniczy twór z kilkoma ciekawymi usprawnieniami, godny uwagi każdego szanującego się fana tegoż gatunku.
-
Szanuje dziedzictwo trylogii, często i nienachalnie się do niej odwołując, lecz stanowiąc przy tym samodzielną, interesującą i barwą opowieść. Godną uwagi wszystkich kinomanów, poszukujących dobrego filmu no weekendowy wieczór.
-
Dla mnie Upadłe królestwo było udanym doświadczeniem, przy którym spędziłem dwie pełne wrażeń godziny. Jako że za oknem słonecznie, a upał niewątpliwie daje się we znaki, nowy Jurassic World w kategorii niezobowiązującego, letniego blockbustera sprawdza się idealnie.
-
Aby w pełni zrozumieć i docenić widowisko Spielberga trzeba po prostu kochać popkulturę, traktować ją jak swoją pasję, oddychać nią, zwyczajnie żyć.
-
Dostarczył mi dokładnie tego, czego oczekiwałem po jego tytule. Zatem niezapomnianego widowiska, po którym długo nuciłem zasłyszane piosenki, a nawet podrygiwałem do tańca.
-
Ma wszystkie cechy ponadczasowej opowieści. Niewątpliwy urok, genialny przekaz, interesujący świat przedstawiony, nawiązania do kultury i historycznych postaci oraz szatę, której nie powstydziłby się żadnej król - mowa oczywiście o oprawie graficznej.
-
W moich oczach to bardziej niekompletnie ziszczone marzenie senne niż ogromny zawód.
-
Filmową adaptację Mrocznej Wieży jak najbardziej mogę polecić wszystkim tym widzom, którzy oczekują letniego blockbustera pełnego akcji z niegłupią fabułą, który ocieka absorbującą magią.
-
Śmiałem się i płakałem na zmianę, a z kina wyszedłem bogatszy...
-
Jest genialną, niezobowiązującą rozrywką, którą koniecznie musicie obejrzeć, jeśli jesteście sympatykami nieprzerwanej i dynamicznej akcji, macie mózg napędzany benzyną, a w waszym sercu na stale zasiedliła się ekipa charakterystycznego twardziela - Dominica Toretto.
-
Udane widowisko science fiction, które pomimo swoich niezaprzeczalnych wad, i tak potrafi zaintrygować oraz wciągnąć na całe dwie godziny.
-
-
Dobrze wykalkulowany produkt, który skierowany jest do mało wymagających widzów, pragnących zrelaksować się po męczącym dniu w pracy. Skąpane w słońcu złociste plaże, paradujące w bikini seksowne kobiety, niezniszczalni bohaterowie i nieprzerwana akcja.
-
Mam wrażenie, iż W.S. Anderson poszedł w końcu po rozum do głowy i dał widzom widowisko, po którym nie powinni czuć się rozczarowani. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych części "Resident Evil", z pewnością bijąca na głowę dwie ostatnie i poziomem dorównująca pierwszym trzem.
-
Znakomity guilty pleasure dla fanów tego cyklu, inni mogą go sobie zwyczajnie odpuścić, bo liczba głupot bywa tutaj przytłaczająca. Jednakże, w porównaniu do dwóch poprzednich, to ta właśnie odsłona ma szansę ściągnąć do kin najwięcej niezwiązanych z tematem kinomanów i - co więcej - przypaść im gustu.
-
Posiada naprawdę niezłe elementy, przede wszystkim świetne aktorstwo Jamesa Franco i Bryana Cranstona, a także ciekawy morał traktujący o akceptacji i dojrzewaniu, czy bystrą, końcową refleksję odnośnie życia. Jednakże nie sprawdza się praktycznie zupełnie jako komedia.