-
ak jednak opowiadać subtelnie o tak trudnym, jednoznacznym moralnie temacie? Glazer nie próbuje wcale tworzyć zawoalowanej narracji, którą otworzy dopiero odpowiedni klucz interpretacyjny. Klucz tak naprawdę noszą w głowie wszyscy oglądający ten film. Każdy wie, jak zinterpretować strzały i krzyki zepchnięte do tła sound designu Strefy interesów, już od pierwszej sceny tworzące jeden z najbardziej przejmujących przykładów narracyjnej roli dźwięku we współczesnej kinematografii.
-
Życie nie jest oczywiste, tylko dziwne, pełne niespodzianek, zbiegów okoliczności, radosnych i tragicznych historii. Nie sądzę, by ktokolwiek w ostatnich latach pokazał to lepiej niż John Wilson i jego dobre rady.
-
Australijczycy stworzyli horror, który niejednokrotnie mrozi krew w żyłach. Sceny opętań zarówno obrzydzają, jak i wzbudzają trwogę, pozostawiając na długo w głowie groteskowo umalowane twarze aktorów.
-
Regan przypomina, że każdy zasługuje na czułość i zrozumienie, że czasem, żeby dorosnąć, musimy sobie przypomnieć, jak to było samemu być dzieckiem. Może i to nic rewolucyjnego, ale w zupełności wystarczy.
-
Wiele jest w nim pięknych, poruszających momentów, ale brakuje mu subtelności znanej z wcześniejszych, nakręconych w ojczyźnie dzieł. Jedno jest jednak pewne - Hirokazu Koreeda nie stracił ani krzty empatii, nawet dla tych, z którymi niełatwo empatyzować.
-
Celnie wykpiwa naszą współczesną obsesję wizerunku - bo Signe cierpi na coś, co możemy nazwać chorobą cywilizacyjną.
-
Przy pomocy detali i drobnych wyrywków z biurowego życia, Green osiąga dwie rzeczy - niezwłocznie wprowadza nas do rzeczywistości, w której Lily uczy się egzystować oraz czyni ją nam znajomą - każdy pracownik biurowy doświadczył na własnej skórze, albo słyszał o kimś, kto był ofiarą podobnego traktowania. W Asystentce bowiem nie chodzi tylko o seksualne nadużycia szefa, lecz o szeroko pojęty mobbing i to, jak łatwo jest go zamieść pod dywan.
-
Produkcja o wyraźnym indywidualnym głosie, lecz ostatecznie niepotrzebnie rozwlekła, cierpiąca przez brak skoncentrowanego ujęcia i - niestety - niechlujna. Choć nie można odmówić masy talentu i pasji wlanych w ten projekt, to najlepiej podsumować go trzema krótkimi żołnierskimi słowami - a beautiful mess.
-
Chociaż często idzie na łatwiznę, porzuca skomplikowane tematy, a niektóre wręcz ignoruje, to Sól ziemi jest wciąż jednym z najmniej wymagających formalnie, a jednocześnie najgłębiej oddziałujących na widzu dokumentów o artystach. Szkoda tylko, że prawie całą swoją moc zawdzięcza nietuzinkowemu bohaterowi, a nie śmiałej reżyserii.
-
Samo przystosowanie tej konwencji do formy filmu familijnego zasługuje na uznanie, a dla Unkricha to tak naprawdę dopiero początek zabawy. W Toy Story 3 wprowadza on zastęp fantastycznych postaci, z okrutnym, zniszczonym przez życie Tulisiem i czarującym Kenem na czele, których dynamika doskonale uzupełnia tę znaną z poprzednich części.
-
Żegnaj, mój synu wcale nie jest filmem o żalu, bezradności, czy splocie tragedii formujących nasze życia, lecz opowieścią o miłości. Uczuciu, które łączy dwie osoby, pomaga im przetrwać najcięższe dni i ostatecznie wraca - wtedy, gdy najmniej się go spodziewają.
-
Film o pięknie zaczynania od nowa - o nadziei, która przychodzi za każdym razem, gdy próbujemy coś zrobić raz jeszcze oraz jeden z najpiękniejszych wizualnie filmów, jakie widziałem.
-
Miyazakiemu udało się zrealizować cel, który sobie obrał, tworząc tę animację - nakręcił uniwersalny obraz, zdolny dotrzeć do młodych dziewczyn, które są rozdarte między pragnieniem wolności i niezależności a przywiązaniem do rodzinnego domu. Tak samo wartościowy w 1989 roku, jak i teraz.
-
Nazywam się Dolemite jest zaskakująco wzruszającą historią. Eddie Murphy gra tak, że nie sposób nie trzymać kciuków za jego postać, film zgrabnie przeskakuje od tematów rasowych do slapsticku bądź komedii sytuacyjnej, z prostej opowieści o marzeniach do zabrania głosu w ważnym obecnie temacie reprezentacji na ekranie.
-
Cała historia pary sprawia wrażenie wyciętej z krótkiego metrażu i nie oferuje żadnych niuansów.
-
Peterowi Jacksonowi bardzo zależało na wywołaniu u widza poczucia znajomości tych żołnierzy. Na przywróceniu im życia. I chociaż czasami technologia zbliża je do rejonów doliny niesamowitości, to należy przyznać, że film ten jest jednym z najbardziej spektakularnych osiągnięć we współczesnym kinie dokumentalnym.
-
Po długiej obserwacji walki Turnerów o utrzymanie się na powierzchni w widzu wzrasta bezsilność i gniew. Nie są one jednak efektami złości na bezduszny, wyzyskujący pracownika system, lecz frustracji kolejnymi decyzjami scenarzysty i reżysera. Brakuje im bowiem umiaru, czego jedynym efektem jest zbliżenie "Nie ma nas w domu" do "Księgi Hioba" lub "Naszej szkapy".
-
To przede wszystkim film o życiu kobiet na prowincji. Nie czyichś córek, matek lub żon - kobiet, którym pomimo systemowej zależności od mężczyzn, Alper daje platformę do mówienia o swoich zmartwieniach, marzeniach i planach.
-
Można stwierdzić już w tym momencie, że ten film przejdzie do historii kina, bowiem nigdy wcześniej nie powstał horror tak idylliczny. Dziejący się w świetle dnia, przepięknej okolicy, wśród kwiatków i motyli. Ari Aster jest jednak tak konsekwentny w swoim zdeprawowaniu, że wiele ze scen w Midsommar wywoła szok, wybałuszone oczy i zakryte usta u nawet najbardziej wytrwałych konsumentów straszaków.
-
Pomimo bycia adaptacją książki dla młodzieży, dzieło Hamaguchiego nie jest tak proste w odbiorze jak znane z Netflixa teenflicki. Jednak przy odrobinie skupienia, sporej dawce empatii oraz otwarcia na specyficzne zabiegi reżysera, Asako. Dzień i noc może okazać się przeuroczym i prowokującym do przemyśleń seansem.
-
Tranzyt, pomimo oryginalnej konwencji i bogactwa podejmowanej przez niego tematyki, ogląda się bardzo łatwo. Historia sama w sobie jest dość prosta, a melodramatyczne motywy i zwroty akcji nie należą do szczególnie zaskakujących. Jednak literackość produkcji Niemca momentami może dać się we znaki.
-
Jeszcze 10-15 lat temu Impostor mógłby być interesującym zjawiskiem, dzisiaj natomiast jawi się jako zachowawcze i przewidywalne widowisko, które może stanowić wartościowy wpis w portfolio obsady i reżysera, ale nie jest w stanie zadowolić żadnej ze swoich grup docelowych.
-
Debiut Liu robi wielkie wrażenie. Stanowi jeden z najbardziej kompleksowych obrazów życia młodych dorosłych w Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach.
-
Bogata w świetne role, sprawnie łącząca dynamiczną narrację kina popularnego z lokalnym folklorem produkcja jest obiecującym świadectwem umiejętności realizatorskich Chiwetela Ejiofora. Zamiast stworzyć wyciskacz łez lub prosty film familijny nakręcił momentami naprawdę przejmujący dramat społeczny z wyraźnym morałem. Bardzo pozytywne zaskoczenie i świetny pierwszy krok Ejiofora na ścieżce reżyserskiej.
-
Te wszystkie cechy rysują Granicę jako produkcję nie dla każdego. Wielu widzów może odrzucić groteska z jaką przedstawieni są bohaterowie lub niektóre dość obrzydliwe sceny. Film Abbasiego jest jednak tak kreatywnym i oryginalnym dziełem, że na pewno nie da mu się zarzucić nudy. Nie prawi widzowi komunałów o złu ludzkiej rasy, nie wciska mu w twarz kazań o potrzebie jedności z naturą. Wykorzystuje lokalny folklor, żeby przede wszystkim opowiedzieć historię Tiny.
-
Mimo udanych kreacji aktorskich Moja kolacja z Hervém jest niestety filmem straconych szans. Nietuzinkowy bohater i fascynująca historia zostają podporządkowane standardowym archetypom i ogranym konfliktom.
-
Przy tych wszystkich zaletach bardzo ciężko jest zarzucić cokolwiek filmowi Christophera McQuarriego, bo jest to perfekcyjnie zrobiony sensacyjny blockbuster.
-
Nieposłuszne są więc dziełem udanym, lecz niespełnionym. Oglądanie Rachel McAdams i Weisz to sama przyjemność, ale niektóre wybory fabularne skutecznie uniemożliwiają widzowi pełne zaangażowanie się w ten seans.
-
Seans najnowszej produkcji Wona był intensywnym, wciągającym przeżyciem. Dla fanów nowofalowych filmów z Korei jest to definitywnie must-watch - nie tylko ze względu na jego głębokie w tym nurcie zakorzenienie, ale również dlatego, że oferuje on wiele unikalnych zabiegów narracyjnych.
-
Tajemnice... są przede wszystkim intrygującą produkcją wypełnioną nietypowymi, zapadającymi w pamięć scenami. Mają spory potencjał, żeby z czasem stać się obiektem kultu.