Konrad J. Zarębski
Krytyk-
Jednego filmowi Jana Komasy odmówić nie można: palącej aktualności.
-
Objawiający wyrazisty talent aktorki, ukrywającej się pod pseudonimem Awkwafiny.
-
Pod ckliwym tytułem, godnym popadającego w rutynę melodramatu, kryje się film co najmniej niecodzienny, aspirujący do miana jednego z najciekawszych w dorobku kina francuskiego ubiegłego sezonu, z powściągliwą kreacją Vincenta Lacoste, porównywanego przez tamtejszych krytyków do młodego Belmonda.
-
Jest więc obowiązkowym ciągiem dalszym pierwowzoru - bynajmniej nie wyczerpującym tematu, skoro już zapowiedziana została część trzecia.
-
Borowski nie daje się ponieść emocjom, cały czas kontroluje swą opowieść, to wciąga widza, to znów zamyka przed nim drzwi. Widać, że hołduje regule przejętej od Davida Lyncha: im lepiej opowiedziana historia, tym szybciej zauroczony nią widz odnajdzie w niej własne sensy i znaczenia.
-
Olivier Assayas, twórca filmu "Podwójne życie", przedstawia swoje dzieło jako komedię. Dodać od razu należy: komedię intelektualną, która wprawdzie gromkiego śmiechu nie wywoła, lecz zawiera kilka zabawnych momentów, charakteryzujących zarówno postacie, jak i określony styl bycia.
-
Wbrew tytułowi, "Cała prawda o Szekspirze" całej prawdy nie mówi.
-
ładysław Pasikowski, jeden z niewielu w Polsce specjalistów od kina gatunkowego, zdaje się zapominać o dzisiejszym tempie filmowych opowieści, obowiązkowych zwrotach akcji i kaskadzie następujących po sobie kulminacji. Choć - z drugiej strony - nie wykluczam szacunku dla prawdziwego kina szpiegowskiego, które swoją kulminację osiągnęło w latach 60., zanim gatunek zdominował agent 007 - bohater stworzony na przekór wszelkim wzorcom gatunkowym.
-
Pozostaje więc sugestywną wprawką, nieco w stylu Michaela Moore'a, czytelną przede wszystkim dla zainteresowanych kulisami wielkiej polityki. Ale w Waszyngtonie rządzi inna administracja i być może "Vice" okaże się wkrótce użytecznym szablonem filmu o dzisiejszej Ameryce.
-
Obraz dawnej Francji - imponujący rozmachem, mimo ponurego nastroju - Richet wykorzystuje jako intrygujące tło dla swej opowieści. Vidocq w wykonaniu Vincenta Cassela zmienia się ze zręcznego brawurowego gracza z emitowanego niegdyś w TVP serialu z lat 70. w zmęczonego superbohatera.
-
To wszystko podane w lekkostrawnym sosie, jakkolwiek nie bez pewnej pikanterii, pod czujnym okiem producentów, pod batutą Sama Akiny, tak precyzyjnie, by każdy z gwiazdorskiej obsady miał coś do zagrania i każdy mógł na tym skorzystać.
-
Twórcy "Kamerdynera" kreślą z epickim rozmachem obraz epoki, wykorzystując zarówno scenografię i kostiumy, jak i urok kaszubskich krajobrazów. Filip Bajon wie, w jaki sposób przykuć uwagę widza, który nie szuka gwałtownych kulminacji, chce dotknąć minionego świata, poczuć oddech epoki - tym ciekawszej, że bezpowrotnie minionej, choć tak nieodległej.
-
Włoski reżyser, dwukrotnie wyróżniony rodzimym Oscarem za filmy roku, specjalizuje się w tłumaczeniu mechanizmów, jakimi kierują się jednostki w życiu społecznym, zdarza mu się też przekładać amerykańskie opowieści na europejskie realia. W przypadku "Elli i Johna" przekład nie był konieczny, ale trochę europejskiego ducha dobrze tej amerykańskiej historii zrobiło.
-
Do brawurowego Oldmana dostosowuje się reszta obsady, zwłaszcza Kristin Scott Thomas jako żona Churchilla Clementine, i Lily James jako Elizabeth Layton. Zresztą, żaden z aktorów nie ma łatwego zadania.
-
Wydaje się rozsądnym kompromisem między powieścią Christie i filmem Hitchcocka: prowadzona lekko narracja, na poły komiczna postać detektywa, dowcipne dialogi, dobre tempo, no i wspaniała galeria gwiazd.
-
Na dzieło Janusa Metza można patrzeć na co najmniej dwa sposoby. Po pierwsze, jak na kronikę tamtego wimbledońskiego turnieju, a przy okazji obrazek obyczajowy z lat 80. XX wieku. Spojrzenie drugie - znacznie ciekawsze - pozwala dostrzec pojedynek między dwoma gwiazdami tenisa, rozgrywany nie na korcie, ale w warstwie emocjonalnej, co bardzo dużo mówi o współczesnym sporcie.
-
Hole stanął na wysokości zadania, Michael Fassbender również, podobnie jak Charlotte Gainsbourg, która dowodzi, że dojrzała seksualność - jej symbolem stała się po filmach Larsa von Triera - potrafi mieć różne oblicza.
-
Nolan nie epatuje wojenną przemocą, w której eksponowaniu tkwiła siła choćby pierwszej sekwencji "Szeregowca Ryana" Spielberga, przeciwnie - w tej opowieści chodzi nie tyle o odtwarzanie rzeczywistości, co o budowanie szczególnego nastroju tamtej chwili.
-
Reżyserska powściągliwość i wyraziste kreacje czołowej trójki każą dopisać do grona mistrzów Bodrowa jeszcze jednego twórcę. Jeśli bowiem spojrzeć na "Czyngis-chana" jako na film o mechanizmach walki o władzę, łatwo dostrzec w tej opowieści echo "Faraona" Jerzego Kawalerowicza. Pytanie bowiem, jak bohater Bodrowa utrzymał władzę, wydaje się o wiele ciekawsze od tego, jak do niej doszedł.