-
To może nie jest ten oszałamiający wizualnie spektakl emocjonalny, który grają w sali obok, ale wskażcie mi drugi film, w którym Michael Keaton jako Bruce Wayne tłumaczy działanie multiwersum przy pomocy spaghetti.
-
Polski masterclass w wykorzystaniu konwencji kina akcji.
-
Jeśli w hierarchii MCU stawiacie "Strażników Galaktyki" wysoko, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że na ostatniej prostej odnajdziecie się doskonale.
-
7.25 maja 2023
- Skomentuj
-
Nie zawsze traktuje się na poważnie, ale bynajmniej nie popada przy tym w bezpardonową szyderę. Z jednej strony stanowi list miłosny do klasyków gatunku, a z drugiej jest w stanie obśmiać ikonograficzne konwenanse.
-
6.76 kwietnia 2023
- 1
- Skomentuj
-
To thriller jakich wiele, przewyższający co prawda "Żmijowisko", ale nieoddający sprawiedliwości literaturze Chmielarza. Ta musi jeszcze poczekać na godnego reprezentanta w świecie filmu.
-
3.915 marca 2023
- 1
- Skomentuj
-
To nie tak, że "Pokolenie Ikea" spóźniło się z adaptacją. Ona nigdy nie była nikomu potrzebna.
-
3.94 marca 2023
- 1
- Skomentuj
-
Bezmyślny recykling wszystkiego, co widzieliśmy nie tyle w popowym sajfaju, ile w samym MCU.
-
Sens utknął gdzieś między warszawską hulanką, penisem Stiflera i fabularnym nonsensem.
-
3.327 stycznia 2023
- 1
- Skomentuj
-
Z jednej strony reżyser chce pokazać, jak bezlitosny Hollywood potrafi być w dehumanizacji jednostki. Z drugiej zaś przed szereg zdaje się wysuwać osobliwa - i niemal nostalgiczna - puenta o wartości zuchwalstwa. Każda z trzech wszechstronnych części "Babilonu" sprawia wrażenie traktatu o innej kwestii.
-
Aspekt wizualny nowego projektu twórcy "Terminatora" sam sprawia wrażenie przybysza z przyszłości. Zupełnie jakby reżyser wrócił z 2029 roku i pokazał kolegom po fachu, jak można kręcić filmy.
-
8.314 grudnia 2022
- 1
- Skomentuj
-
Podczas gdy kolażowy zamiar narracyjny w "Nie cudzołóż i nie kradnij" jest obiecujący, jego wykonanie pozostawia naprawdę wiele do życzenia.
-
Druga "Czarna Pantera" jawi się przede wszystkim jako film boleśnie nierówny.
-
W nowej przygodzie Benoit Blanca reżyser rozkłada czechowskie strzelby jeszcze czujniej niż miało to miejsce w "Na noże". Tu i ówdzie w magazynku spoczywa ciężka amunicja, a gdzie indziej twórca "Loopera" załadował budzące niepokój ślepaki. Wzorem poprzednika Johnson przytomnie pogrywa z naszymi oczekiwaniami i niejednokrotnie - ku swej ewidentnej uciesze - zwodzi zmysły widowni na manowce.
-
W najlepszym razie poprawny, unikający rażących błędów, ale też niemający odwagi na ryzyko, którego podjęły się setki kobiet, o których w nim mowa.
-
Cierpienie bezbłędnie zapisane w ekspresyjnych brwiach Colina Farrella.
-
Pióro Hamptona i Zellera nie jest już tak ostre, jak w "Ojcu", jest tu zaskakująco wiele scenariuszowych skrótów, no i dramaturgicznych baboli, których trudno było się po nich spodziewać.
-
Sprawia wrażenie kłębka niepoukładanych myśli, z których tylko część odnajduje drogę prosto do widza.
-
Od filmu zionie chłodną kalkulacją, matematycznie przeliczonym zamiarem wywołania u widza efektu śmiechu / płaczu / wzruszenia.
-
Audiowizualna otoczka, choć solidna i pociągająca, w ostateczności okazała się barierą w dotarciu do serc sióstr Gibbons.
-
Biorąc pod uwagę autorski kaliber wśród twórców i twórczyń gdyńskiego Konkursu Głównego, wręczone produkcji Złote Lwy za reżyserię wydają się nieśmiesznym żartem. Filmowy "Orzeł" nie poradziłby sobie na głębokich wodach. Może warto by wcześniej zacząć od brodzika?
-
To najpiękniej nakręcony film w karierze Skolimowskiego.
-
Robi na sali kinowej naprawdę dobre wrażenie. Audiowizualna oprawa produkcji stoi na wysokim, europejskim poziomie, podobnie jak jego obsada, w której zamiast szprechających Polaków mamy narodowy tygiel. Z kolei od reżysera czuć pasję w realizacji wymarzonego projektu i odpowiedni dobór pracowników.
-
Obraz może i wnika do wyobraźni protagonisty, ale sam reżyser porusza się na mieliźnie emocji.
-
Jest jak odkopany skarb polskiego kina gatunkowego.
-
Sunie po nierównych torach, maszynista pędzi na złamanie karku i nawet nie zauważa, że scenarzysta załapał się na pokład z podrobionym biletem.
-
Jest jak ten jeden przepakowany gość na siłowni, który z każdym podniesieniem sztangi próbuje zwrócić na siebie uwagę.
-
Odważne sceny, w których Vartolomei dobitnie pokazuje koszmar niechcianej ciąży na przemian irytują i wzruszają. Twórczyni do spółki ze scenarzystkami Anne Berest i Marcią Romano nie relacjonują przecież dziejów wyssanych z palca, lecz tragedię jednej z niezliczonych kobiet, które od dekad w różnych miejscach świata nieustannie pozbawiane są prawa o decydowaniu o własnym ciele, karierze, przyszłości, etc.
-
Z jednej strony "Chrzciny" są trochę jak ten kompromitujący, rodzinny VHS, który w domu każdej familii skrywany jest pod kasetami z wesel i wypadów do Władysławowa, z drugiej jednak to celnie naszkicowany portret naszego społeczeństwa tu i teraz, trapionego podobnymi podziałami, od których białe ciała krwawiły na czerwono przed czterdziestoma laty.
-
Pozycja obowiązkowa na koncertowej mapie tego sezonu. Najnowsza produkcja Luhrmanna nie zapisze się może w historii kina jako najlepszy film 2022 roku, ale część z jej elementów powinna pozostać w świadomości globalnych kinomanów. Największym wygranym projektu jest bez wątpienia Austin Butler, bo jego kreacja to ta z gatunku windujących kariery do niebios Hollywoodu.
-
Nie spełnia powierzonych obietnic i zwodzi na manowce niczym naczelnik rzeczonego zakładu. Seans filmu Kosinskiego jawi się jako nużąca odsiadka z kolegą w celi, który opowiada ci historię, którą słyszałeś już setki razy.
-
To obraz w najlepszym wypadku poprawny i bezpieczny. "Infinite Storm" sprawia wrażenie jakby reżyserka nie była jeszcze gotowa na zdobycie szczytu i dopiero co badała grunt. Czas pokaże, czy to tylko ćwiczenia, czy może początek większej wyprawy.
-
Głupota drugiej części "365 dni" sięga jednak zenitu, gdy obraz próbuje przeistoczyć się w kryminał i wychodzi na jaw fabularna enigma. Przyrządzony przez twórców plot-twist jest tak infantylnym i leniwym rozwiązaniem, że już w tym momencie możemy przestać martwić się o kolejną Złotą Malinę. Pod względem reżyserii nie zmieniło się tutaj wiele - filmowy odpowiednik literatury Lipińskiej pozostaje teledyskowo-reklamową wariacją cichych fantazji seksualnych silnej w założeniu kobiety.
-
W najlepszym wypadku jest zgrabnym zbiornikiem zrecyklingowanych pomysłów, które sprawdziły się w tych czy innych blockbusterach.
-
Zestawiając tę niewielką produkcję Warnera i New Line Cinema z potokiem regularnie wylewanych przez Netfliksa filmów-płotek, "Moonshot" jawi się jako obraz z pomysłem na siebie. To produkt ulepiony z dobrze znanej gliny, wtórny i konwencjonalny, ale z drugiej strony aspirujący do oryginalności i pomysłowy w swym banale.
-
Warto wsiąść do tej karetki, ale pod warunkiem, że orientujecie się, w jaki sposób prowadzi Michael Bay. Reżyserowi zdarzy się wjechać po drodze w kilka dość głębokich dziur, być może potrącić nawet kilku przechodniów. Jednego jednak możecie być pewni - strzykawka z adrenaliną z pewnością znajduje się w schowku.
-
Przy pokaźnym arsenale absurdu i przesadzonych do granic możliwości rozwiązaniach fabularnych, "Nie patrz w górę" pozostaje dziełem zaskakująco trzeźwym, przemyślanym i nie tyle aktualnym, ile proroczym.
-
Campion wybornie operuje w "Psich pazurach" przenośnią oraz gatunkową symboliką. Jej pozbawiony klasycznej akcji western zawiera w sobie więcej mierzonej napięciem grozy niż niejeden przedstawiciel gatunku, który próbowałby w tym celu posiłkować się rewolwerami.
-
Jest raczej jak szpanerska opowiastka, z którą do kin co jakiś czas wchodzi nowy wannabe Tarantino. Bliżej niż do dzieła Szekspira filmowi jest do niesławnego "Big Love" Barbary Białowąs, z kolei z "Natural Born Killers" wyszedł "Weekend" Cezarego Pazury. Pamiętacie taki film? Ja też nie.
-
Jak przystało na produkcję Vegi, postaci w "Miłości, seksie & pandemii" są uszyte wyłącznie grubymi nićmi, a scenariusz, bardziej niż dramatyczny tekst, przypomina luźny zbiór motywów, losowych sekwencji i wyświechtanych haseł z kwejka o pokrętnym losie rodzaju ludzkiego.
-
Trudno się dziwić, że Koterski wypadł w swej kreacji w znacznej mierze naśladowczo. Jego wersji Gierka bliżej niż do filmu jest do muzeum figur woskowych albo fabularyzowanego dokumentu o wątpliwej jakości materiale. Podobnie zresztą jawi się sama produkcja. W najlepszym przypadku obraz będzie szkolną czytanką, na którą tłumami ruszą klasy z polskich podstawówek.
-
Mimo iż "Jak pokochałam gangstera" daleko jest do filmu idealnego, produkcję Kawulskiego dzielą lata świetlne od quasi-monopolisty gatunku, jakim na przestrzeni lat stał się w polskim kinie Patryk Vega. Pierwszy z panów wydaje się znacznie lepiej rozumieć zarówno zasady filmowego rzemiosła, jak i oczekiwania widzów, bowiem ci coraz bardziej oddalają się od twórcy "Pitbulla". "Kawul" może i nie rozwinął się znacznie jako twórca, ale pokazał, że wyklarował sobie indywidualny styl.
-
Powinien zostać z Wami na długo. Zarówno w MCU, jak i w kinie komiksowym w ogóle dawno nie było produkcji tak przewrotnej i w tak wyraźnym stopniu rozstrzygającej o tym, czego w gatunku jeszcze nie pokazano. Poprzeczka znowu poszybowała w górę.