BadLoopus
ŹródłoInternetowy magazyn poświęcony kulturze popularnej, zagadnieniom popularnonaukowym, ilustracji i literaturze dziecięcej. Piszemy o filmach, książkach, komiksach i nowych technologiach, a w galeriach prezentujemy uznanych artystów ze wszystkich dziedzin sztuki.
-
Świetne kino i należy pogratulować reżyserom tak dojrzałego podejścia do tematu, ale też umiejętności zaimplementowania go w sprawnie opowiedzianą opowieść.
-
Niby spin-off, ale od samego początku dostarczający rozrywki na własnych zasadach. Oby w kolejnych odcinkach ten poziom został utrzymany.
-
Rzadko trafiają się takie seriale, w których ów rozrywkowy balans jest tak dobrze wyważony i "Twisted Metal" ma ambicje należeć do tej grupy. Bawiłem się na nim świetnie.
-
Mocna rzecz, która w niekonwencjonalny sposób opowiada starą jak świat historię o bólu i chciwości.
-
Ta wciągająca opowieść o porwaniu samolotu udowadnia że można ten motyw rozegrać inaczej, w mniej oklepany sposób. Uczy również, że w takich momentach zamiast bohaterstwa potrzeby jest rozsądek i logiczne myślenie. No dobra, w kluczowych momentach więcej niż odrobina perswazji także się przyda.
-
Zasysa, momentami fascynuje i po prostu ciekawi, co takiego wymyślą scenarzyści, aby uzasadnić namnożenie wszystkich tajemnic, Na razie w ciągu tych dwóch sezonów serial jest na fali wznoszącej, dobrze się go ogląda, trzyma kciuki za bohaterów i czeka na wyjaśnienia, nawet jeśli z tyłu głowy mamy casus "Zagubionych", w których twórcy uciekali od odpowiedzi jak najdłużej.
-
Choć nigdy nie osiąga zawrotnego tempa, zawarty w dziewięciu odcinkach serial HBO ma więc wszystko, by odpowiednio cierpliwego widza wynagrodzić uczciwie zapracowanym finałem. Nawet jeżeli jego wydźwięk nie jest aż tak mocny jak w pierwowzorze, nie zmienia to faktu, że "The Last of Us" jest po dziełem przemyślanym od A do Z, dokładnie wiedzącym co chce opowiedzieć i konsekwentnie do tego celu zmierzającym.
-
Jakkolwiek jednak do sprawy by nie podchodzić, "The Bear" jawi się jako serial niezwykle udany, potrafiący połączyć ze sobą kilka zupełnie różnych światów.
-
Rzecz w tym, że pewne elementy tutaj szwankują, choć realizacja stoi na wysokim poziomie, a bohaterowie są odpowiednio sympatyczni, tak jak grupka weteranów na czele z Burtonem, bratem Flynne, to czasami fabuła wydaje się za bardzo ślizgać na mieliznach, a niektóre wątki - tak jak ten dotyczący zabójcy ruszającego śladem rodzeństwa - równie dobrze mogłyby nie istnieć.
-
Oby włodarze Netflixa przypadkiem nie pomyśleli, żeby skasować "1899" bo byłaby to wręcz zbrodnia. Czuć, że twórcy mają w planach opowiedzieć nam historię o podobnym stopniu skomplikowania jak w "Dark" i oby dostali taką mozliwość.
-
Na tę chwilę mamy jeden, udany sezon serialu dla widzów lubujących się w tajemnicach sięgających nawet po elementy fizyki kwantowej, które w pomysłowy sposób połączone są z fatalistyczną wymową thrillera. Takie połączenie nie zawsze się udaje, tutaj dzięki dobrej realizacji i bardzo dobrym aktorstwie, zostaje w pamięci na długo po seansie.
-
Czuć w tym serialu radość twórczą, czuć zaangażowanie aktorów, czuć chemię i czuć nieoczekiwany potencjał w tej wydawałoby się wyeksploatowanej, czy może mówiąc inaczej, porzuconej formule na rzecz zalewu ponurych, dołujących serialowych kryminałów, które zalewają nas w ostatnich latach z każdej, streamingowej strony.
-
Serialu studia Trigger nie sposób sprowadzić jednak do produkcji mającej jedynie towarzyszyć swemu starszemu, wirtualnemu krewniakowi. Wręcz przeciwnie - to pełnoprawny produkt oferujący kilka godzin samodzielnej, satysfakcjonującej opowieści.
-
Choć ten piąty sezon był idealnym momentem, żeby serial zakończyć, jak tylko na Netflix wpadnie kolejna seria, żaden inny serial nie będzie się dla mnie liczyć w tym czasie.
-
Niestety więcej obiecuje, niż w rzeczywistości daje swoim widzom.
-
finał najlepszy z możliwych.
-
Uruchamia w nas zakurzone, odstawione na bok pokłady wrażliwości i każe cieszyć się zajmującą opowieścią podawaną w swoim spokojnym rytmie.
-
Doskonały serial, dotykający sedna egzystencji w stylu francuskich egzystencjalistów.
-
Mam nadzieję, że twórcy nie zapomną, że "Stranger Things" to przecież niekoniecznie orgia zniszczenia i bombastyczne CGI rodem z "Avengers", a tak naprawdę rzeczy małe, jak relacje między bohaterami, czy nostalgiczne mrugnięcia okiem do ejtisowych dzieciaków. Jeśli tego nie zabraknie, możemy na zamknięcie historii Hawkins już na tym etapie czekać z wypiekami na policzkach.
-
Stoi twardo na własnych nogach, stanowiąc nie tylko udane przedłużenie nostalgicznej wyprawy do świata sprzed niemal czterech dekad, ale i satysfakcjonującą historię samą w sobie.
-
Filmowa ekipa odpowiedzialna kiedyś za "Prawo ulicy" wróciła do Baltimore. Efekt znowu jest świetny, choć "Miasto jest nasze", choćby ze względu na niewielką ilość odcinków, nie jest tak fabularnie złożoną historią jak przywołany wyżej serial, w wielu plebiscytach uważany za najlepszy w historii telewizji.
-
Chłopaki wrócili, dziewczyny zresztą też i ten powrót zapowiada się wyjątkowo smakowicie. Nowi bohaterowie, stare problemy i jazda po bandzie, którą "The Boys" fundują już od pierwszych minut trzeciego sezonu to coś, co tygrysy lubią najbardziej.
-
Trudno napisać, by trzecia część "Miłości, śmierci i robotów" zwłaszcza fabularnie, eksplorowała wcześniej nieodwiedzane przez twórców science fiction regiony. W większości bezpieczne, dobrze znane miłośnikom gatunku historie, to jednak nadal pokaz technologicznych fajerwerków dla geeków, który potrafi zapewnić dwie godziny zróżnicowanej rozrywki. To wystarczająco, by ocenić go pozytywnie - z zastrzeżeniem, że następnym razem, chciałoby się mimo wszystko nieco więcej.
-
Pierwsze siedem odcinków po raz kolejny potwierdziło, że opowieść o sympatycznym prawniku-krętaczu jest jedną z najlepszych w ostatnich latach spośród wszystkich serialowych produkcji.
-
Udowadnia, że można zrobić naprawde porządny serial kryminalny i zarazem dramat prawniczy w tradycyjnej formule, który trafi w gusta większego grona odbiorców.
-
Mamy zatem serial do śmiechu o poważnych sprawach, idący trochę innym torem niż pokrewny "Upload". Tam, mimo komediowego tonu fabuła trochę bardziej stara się zachować wiarygodność w kluczowych aspektach, natomiast w "Stworzonej do miłości" równie ważna staje się groteskowa estetyka, czasem niczym w stylu Monty Pythona, która coraz mocniej zaczyna wpływać na fabułę. Czy to dobrze, czy raczej odwrotnie? Na razie seans sprawia tyle frajdy, że w ogóle to nie przeszkadza.
-
Okrutny w swej przewrotności finał, jeden z najmocniejszych, o ile nie najmocniejszy w tego typu produkcjach.
-
-
To nie tylko utrzymane w dobrym tempie i wypełnione ciekawymi charakterami połączenie sensacji, kryminału i thrillera, ale też wyraźnie separująca go od innych podobnych produkcji, możliwość wybrania się na swoistą wycieczkę krajoznawczą po Japonii.
-
Tajemnica z odcinka na odcinek rozlewa się na coraz większe obszary tytułowych peryferii, które wydają się tkwić również w każdym z nas, raz mniej, raz bardziej ukryte i zachęcające do eksploracji. W serialu Amazona jest to pokazane w wyjątkowo zachęcający sposób, z mało eksploatowanymi dotychczas rejonami i dlatego tym silniej do nas przemawia.
-
Z jednej strony to serial lekki w tonie, z drugiej wwierca się w głowę tym co dotąd było skrywane i zostaje z taką brutalnością wydobyte na wierzch. I to się jakimś cudem sprawdza na ekranie, bo wierzymy i co najważniejsze kibicujemy całej trójce na wyboistej drodze do wspólnego życia razem.
-
Wydaje się serialem niepotrzebnym, z wątkiem, który w komiksie mógłby być jedną z wielu pobocznych historii, bo takich właśnie opowieści graficzna opowieść ze scenariuszem Wooda jest pełna.
-
Kto tęsknił za "Black Mirror", ten właśnie dostał godnego następcę kultowego serialu. Różnica jest taka, że przez dziesięć odcinków "Rozdzielenia" oglądamy jedną, mroczną historię, która jak się okazuje jest zaplanowana na więcej sezonów.
-
Oscar Isaac ma dużą szansę by znaleźć właściwą drogę między tymi artystycznymi wyzwaniami i trzeba mu w tym bardzo kibicować. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyliśmy Moon Knighta w akcji, już w kostiumie, już z peleryną.
-
Jak to wszystko udało się poskładać Gunnowi do kupy wie tylko on sam. Efekt jest taki, że dostaliśmy serial, który zostawił w tyle wszystkie marvelowskie, w wielu przypadkach tez przecież świetne, serialowe produkcje.
-
Proponuje nam niezwykle unikatowe spojrzenie na postapokalipsę. Bez zombie, bez mutantów, bez przerażających czarnych charakterów, za to z dużą dawką nawiązań do teatru i twórczości Williama Szekspira.