-
Jako że akcja filmu rozgrywa się w Kanadzie, powstaje z tego wyjątkowa, multi-kulturowa mieszanka. Czy zdobędzie ona jednak tylu fanów, co poprzednie filmy studia? Choć artystycznie wydaje się być sukcesem, to trudności z odbiorem metafory i niejasność przesłania sprawiają, że u widzów może mieć nieco pod górkę.
-
Film od studia Pixar, ale live-action i podany w najatrakcyjniejszej formie z możliwych czyniąc nowe dzieło duetu Daniels jednym z najbardziej emocjonujących kinowych doświadczeń ostatnich lat.
-
Był to dla mnie nostalgiczny seans. Przypomniał mi o momentach wstydu, pierwszych zauroczeń i emocji, które wydają się teraz dziecinnie nieważne. Do tego przeniesienia w czasie przyczynił się również cudowny soundtrack, zwłaszcza piosenka Nobody like U, która brzmi jak pop z początku wieku. Przyznam się, że zazdroszczę dzisiejszym dzieciom i nastolatkom takich mądrych bajek, które poruszają przeróżne tematy dotykające codziennego życia.
-
Tym razem udało się niegdyś protegowanemu JJ Abramsa, uchwycić esencję materiału, która umykała poprzednim adaptatorom i stworzył wycyzelowane wizualnie, muzycznie dorównujące za sprawą geniuszu Michaela Giacchino legendarnym kompozycjom Danny'ego Elfmana, widowisko, którego trzygodzinny czas trwania wydaje się jak najbardziej uzasadniony. Stworzył prawdopodobnie najlepszy solowy film superbohaterski, który jak nigdy dotąd w kinie oddaje całokształt postaci znanej z zeszytów DC Comics.
-
Ostatnie 20 minut, to najmocniejszy punkt filmu, twórcom udało się zbudować, chociaż część ekscytacji, od której buzował finał oryginalnego filmu z 1996 roku. Reszta to jednak odgrzewany kotlet, chwilami smaczny, ale bez wyrazu i stylu filmów Wesa Cravena.
-
Nierówny, czasem irytuje, by zaraz potem zainteresować jakimś świeżym elementem w niekończącej się galerii Scharaderowskich psychopatów, wojennych wraków, ludzi stworzonych dla przemocy.
-
Po tym filmie widzom krytykującym Spider-Mana w wariancie MCU, że jest nastoletnią wersją Iron Mana, odpadają ostatnie argumenty, ponieważ w odróżnieniu od poświęcenia, którego dokonał w Tony Stark w finale Avengers: Koniec Gry, o tym co on poświęcił nikt się nie dowie. Jeszcze chyba nigdy film kończący trylogię nie budował w takim stopniu zainteresowania tym, co mogą przynieść następne części.
-
Reżyser pokazuje to wszystko w lekko przerysowany sposób, ale może dzięki tej niejako absurdalnej sytuacji i czarnej komedii mocniej uda mu się trafić do odbiorców.
-
Możliwe, że cel filmu był szczytny - poruszenie i krytyka naszego stylu życia. Ale to nie ma większego znaczenia, gdy film jest zwykłym pozorem. I można wypatrywać owej katastrofy, można patrzeć w górę czy w dół. Ale to nie ma sensu. Katastrofa już tu jest. To się dzieje teraz.
-
Ridley Scott w tym dziele często łapie zadyszkę, którą trudno wyeliminować później i nie może złapać swojego dogodnego rytmu. A to sprawia, że film już w trakcie swojej pierwszej połowy zaczyna męczyć widza, któremu i tak nie jest łatwo wytrzymać blisko trzech godzin w maseczce.
-
Nie da się ukryć, że największa wartość pierwszej części Diuny wynika nie z fabularnych zawirowań czy dramatycznych momentów, lecz z bardzo udanego przeniesienia na ekran świata znanego z kart powieści Herberta. Jeżeli więc potraktujemy ten film tylko jako monumentalny wstęp do tego, co czeka na nas w "dwójce", wydaje się, że jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku swoje zadanie spełnił.
-
Dzisiejsze dziennikarstwo to coraz częściej praca na etat, w której nie dba się o detale, a o szybkość - stało się nieustannym wyścigiem informacyjnym, gdzie dominuje news, a nie dokładność i rzetelność przekazu. Wes Anderson oddaje hołd temu drugiemu, które zdaje się umierać, nie tylko w Polsce, Europie, ale i w Stanach Zjednoczonych. Jego ukłon w stronę prasy drukowanej jest hołdem mistrzowskim, który bawi swoim charakterystycznym humorem i cieszy oczy mistrzowskim warsztatem.
-
Tym razem nie mamy bowiem do czynienia z monumentalną biografią, tylko z kroniką krótkiego wycinku z życia tytułowej księżnej - i to podaną w dość specyficzny sposób. Trudno ostatecznie powiedzieć, ile tu prawdy historycznej, a ile barwnej wyobraźni twórców, jednak wizja przedstawiona przez nich w filmie jest na tyle wyjątkowa, że doskonale pasuje do tak legendarnej postaci jaką była - i jest - bohaterka Spencer.
-
Z jakiś powodów istnieje przekonanie, że Pierwszy Świat - Europa czy nawet świat zachodni, jest tym najlepszym ze światów, gdzie, można by powiedzieć, wiecznie świeci słońce, rzekami płyną miód i mleko, a ludziom żyje się dostatnio. Może to eurocentryzm, może to jakaś duma z bycia Europejczykiem, może to nieustanne przekonanie, że kultura europejska, której nieodłączną składową jest religia chrześcijańska. Ale tak przecież nie jest.
-
Naprawdę chciałem znaleźć w tym filmie jakiś pozytywny aspekt, ale niestety finalne sceny, a zasadniczo jedno ujęcie, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, iż jest to dzieło całkowicie nieudane. Jeśli opisaną wyżej sytuację można w jakiś sposób usprawiedliwić, tak nie potrafię znaleźć żadnego argumentu na obronę poklepania bezdomnego po ramieniu.
-
Jedna z ciekawszych polskich produkcji ostatnich lat, która fenomenalnie wykorzystuje konwencje gatunkowe, aktualizując je o dodatkowe tropy interpretacyjne.
-
Możemy być wdzięczni za tę cenną i inspirującą lekcję, którą zgodziła podzielić się z nami pani Jolanta: na miłość nigdy nie jest za późno.
-
Nie ma chyba drugiego tak kontrowersyjnego twórcy w świecie komedii jak Sacha Baron Cohen. Chociaż do niedawna jeszcze zredukowany do zielonego mankini z pierwszego Borata, z perspektywy czasu i późniejszej twórczości doskonale widać, jak komik uderza w czułe punkty, pojawiając się wtedy, gdy - jak sam mówi - demokracja wisi na włosku.
-
Mimo perfekcji formalnej czy postawy Malcolma, która zachęca do całkowitej anihilacji krytyki sztuki, film pozostaje otwarty na analizy i interpretacje. Majstersztyk.
-
Fincher nie sprostał legendzie. Chciał stworzyć wielogłosową opowieść, która odnosiłaby się do praktycznie każdego aspektu ówczesnego życia, jednak dał dojść do słowa tylko jednej osobie. Atmosfera i antynostalgiczny ton, mimo swojej atrakcyjności, nie mogą dostarczyć wystarczająco materiału na dwugodzinny film. Dla fanów lat 30. oraz Wellesa - jak najbardziej, innym natomiast polecam odkurzyć podręcznik do historii.
-
Reżyserka z niezwykłym wyczuciem korzysta z tych elementów, by stworzyć wielowymiarowy film- jednocześnie ujmująco znajomy i ekscytująco świeży. Stawiając na formalny minimalizm i powolny rytm udało się jej wykreować uniwersalne i słodko-gorzkie doświadczanie, które pozostaje z widzami jeszcze długo po zakończeniu seansu.
-
Choć poruszany temat wciąż budzi kontrowersje, reżyserka podchodzi do niego w niesamowicie czuły i łagodny sposób.
-
To przede wszystkim film o wielostronnych konsekwencjach wtargnięcia globalizacji do tradycyjnych wspólnot. Jurjew kontynuuje tradycję, z którą od lat kojarzymy rosyjskie kino, a zarazem wzmacnia jego tendencję do rezygnowania z konwencjonalnej narracji.
-
Największa siła filmu tkwi w umiejętnym zwodzeniu odbiorcy i kreowaniu atmosfery niepokoju. W paru momentach, podobnie jak Alice, tracimy pewność co do tego, kto tak naprawdę się zmienił, kto oszalał - ona czy jej współpracownicy?
-
Sorkin odgrzebuje starą historię, aby z krytycznym zacięciem skomentować obecną rzeczywistość. Zatem proszę wstać! Nadchodzi najwyższy sędzia Sorkin, by oddać celny strzał w kierunku nieuczciwych polityków.
-
Stanowi więc nie tylko niezapomniane przeżycie kinowe, ale w pewnym sensie również duchowe. Mogę zagwarantować, że po seansie nie zaśniecie spokojnie.
-
Brakuje także większych zaskoczeń fabularnych, relacja między braćmi rozwija się tak, jak możemy się od początku spodziewać, jednak jest w tej prostocie niezwykła szczerość. Nikt w końcu nie powiedział, że proste opowieści nie mogą być dobre.
-
Nie da się odmówić Tenetowi technicznej i wizualnej wirtuozerii oraz świeżego podejścia do tematu podróży w czasie. Ostatecznie jednak, podobnie jak szczegółowo zaplanowany pokaz fajerwerków, może on jedynie wywołać zachwyt, o którym szybko zapomnimy.
-
Audiowizualna rozpiętość Babyteeth rezonuje z gamą emocji głównych bohaterów, jako że każdy z całej czwórki dostaje swoją szansę, by zabłysnąć. Od scen humorystycznych, po histeryczne, cała obsada wspina się na wyżyny, by rozbawić i wzruszyć.
-
Kowalski doskonale wiedział, jaki film chce stworzyć - slasher, który za zadanie ma wbić się w środek strachu i ubawu i pokazać coś, czego w polskim kinie jeszcze nie nakręcono.
-
Nie da się zaprzeczyć sile rażenia filmu Portugalczyka, ale niekonwencjonalna teatralność przedstawionych zdarzeń może być dla niektórych odrzucająca.
-
Jest niezwykle gniewnym filmem, z ostrym zacięciem społecznym.
-
Taika Waititi bombarduje widzów kinem pacyfistycznym w najlepszym wydaniu. Potrzeba więcej takich reżyserów - odważnych, nieco niepoprawnych politycznie, poszukujących nowych form ekspresji kreatorów pamięci zbiorowej.
-
Życie to częste kompromisy, ale nie należy się poddawać. Greta Gerwig zdaje się to świetnie rozumieć i przedstawiać w swoim filmie. Jej adaptacja prozy Alcott to nie sztuka dla sztuki, a pokazanie, że jako młoda reżyserka Gerwig także ma coś do powiedzenia.
-
Reżyser bazujący na doświadczeniu i maestrii, niezaprzeczalnie tworzy kawał dobrego, solidnego kina. Niestety, pod wieloma względami dziwnie pozbawionego energii i duszy. Film Scorsese, podobnie jak sama Ameryka, o której z lubością opowiada, nie zawsze dorasta do swoich własnych mitów.
-
Społecznie zaangażowane kino oferujące nowe spojrzenie na konflikt międzypokoleniowy i choć film Skoniecznego nie jest bez wad, nie można mu odebrać siły rażenia.
-
Tylko dzięki uporowi Hoopera musicalowy koszmarek można obecnie oglądać w kinach, choć widzowie wrażliwi na dobro sztuki filmowej powinni omijać seansy Kotów szerokim łukiem. Kiedy jednak dzieło niechybnie trafi na platformy streamingowe, to wróżę mu karierę na wszelkich wieczorkach filmowych szyderców, ponieważ do tego akurat nadaje się idealnie.
-
Dwóch papieży okazało się niezwykle przyjemnym filmem, który nie chciał zaoferować intelektualnego wysiłku, a ma raczej przywrócić wiarę w dobre intencje kościoła katolickiego.
-
Ta prosta, lecz opowiedziana z niezwykłą elegancją i uczuciem opowieść, oczarowuje widza udowadniając, że produkcje z logo streamingowego giganta mogą wprowadzać w materię kina nowatorstwo i magię, w pełni zasługując na miejsce wśród przeglądów festiwalowych.
-
W Na Noże Johnson udowadnia, że radzi sobie nie tylko z kpiną, ale także z bardziej poważnymi tematami. Widz może wyjść z kina lekko oszołomiony rozbuchaną kreatywnością twórców i zadać sobie pytanie: czy ten film wie, jakim filmem chciałby być? Wątpię jednak, aby ktokolwiek poprosił o zwrot pieniędzy za bilet.
-
Z filmu wychodzimy ze słuszną pogardą wobec białych bohaterów filmu i ich uprzywilejowanego spojrzenia na życie osób innej rasy. Jednocześnie, poprzez użycie elementów pochodzących ze współczesności dość jasno prześwituje przesłanie reżysera - od XVIII wieku wcale tak wiele się nie zmieniło.
-
Ostatni film Mangolda cały czas pozostaje na ziemi, okazując się jednak zbyt ciężkim, niczym krytykowany przez Milesa pokazowy wóz Forda - z zewnątrz efektowny i lśniący, jego wnętrze wymaga modernizacji.