-
Sześć odcinków 1. sezonu to naprawdę niezły kryminał i dobry początek serii, ale czekamy na więcej. Tym bardziej, że realizacyjnie produkcja wypada naprawdę bardzo dobrze, a mroźny klimat gór, znane i nieznane turystom lokalizacje, a także lokalna atmosfera działają na korzyść całości, więc z przyjemnością wracałoby się do tego świata.
-
W związku z tym seans "The Curse" nie jest łatwy, wymaga od widza skupienia i cierpliwości. Jeśli wpasuje się w Wasz gust, to przed Wami nie lada przejażdżka. Pozostali obejdą się smakiem, bo to nie jest druga, tak uniwersalna i przystępna "Awantura".
-
Wszystkie epizody można wręcz łyknąć za jednym zamachem i znakomicie się bawić, ale gdy robiłem sobie dłuższe przerwy od wizyty we wsi Adamczycha, to kolejne sceny smakowały jeszcze lepiej. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek powinien sobie odmówić choćby spróbowania pierwszego odcinka, ponieważ "1670" to coś więcej, niż tylko "The Office" w XVII-wiecznej Polsce.
-
Budowana wokół historii atmosfera bardzo skutecznie przechodzi z odcinka na odcinek, a każdy z epizodów zachęca do kontynuowania oglądania optymalnie rozłożoną akcją. Nie jest to łatwy seans, ale wart czasu i zaangażowania.
-
To najbardziej wzruszający dokument od lat. Jest wyjątkowy.
-
Nowe odcinki z pewnością udowadniają, że "The Office PL" ma już własną tożsamość i choć niektóre elementy wciąż są docierane, to pewien kształt, formuła i klimat produkcji zostały wypracowane i doszlifowane. Z tego powodu serial ogląda się tak dobrze, ale jeżeli liczyliście, że komukolwiek z obsady uda się dorównać Dariuszowi, to niestety do tego nie doszło. Dla entuzjastów i sympatyków "The Office PL" 3. sezon będzie dokładnie tym, na co czekali i chyba to liczy się najbardziej.
-
Przy takiej próbie psychoanalizy bohaterek przydałoby się jeszcze bardziej zgłębić ten temat, kosztem wielu innych wybranych wątków, ale podoba mi się kierunek w jakim zmierzano z "Morderczyniami", nawet jeśli nie wszystko się udało.
-
Trzy i pół godziny seansu i Robert DeNiro? To musi być Martin Scorsese. "Czas krwawego księżyca" to jednak wybitny występ kogoś innego: Leonardo DiCaprio mógł tutaj zagrać rolę życia. Apple zmierza po Oscary!
-
Nie próbuje zastąpić poprzedniego serialu, lecz oferuje coś innego, coś nowego. Jakie czasy, taka "Gęsia skórka".
-
Rzadko padam ofiarą takich tricków, ale w przypadku "Lupina" zabawa wynikająca z oglądania serialu jest na tyle duża, że nie analizuję dokładnie wszystkich decyzji, oszustw, przekrętów i iluzji stosowanych przez głównego bohatera. Jeśli twórcy po raz trzeci są w stanie nabrać widza na to wszystko, to oznacza, że "Lupin" nadal jest w dobrej formie, a przecież przy trzecich sezonach nie jest to wcale regułą.
-
Nie spodziewałem się, że "The Continental" mnie tak urzeknie i dobrze, że czekaliśmy na niego tak długo, jak było to potrzebne, bo przecież o realizacji serialu w świecie Johna Wicka mówiło się od lat.
-
Przyciągnie fanów serialu, którzy będą ciekawi dalszych losów swoich ulubieńców i nikogo więcej, bo typu produkcja musi być po prostu bardziej na bieżąco. Spóźniony 2. sezon, traktujący w dużym stopniu o pandemii, o której mało kto chciał już słyszeć, pokazał, że serial ma problem ze znalezieniem własnego rytmu i ścieżki bez wątku Mitcha w centrum uwagi, a nowe postacie i wątki chyba w ogóle nie są w stanie uzupełnić tej luki.
-
-
Dwie godziny klasycznej, bezmyślnej rozrywki na kanapie i czasem właśnie tego po prostu potrzebujemy.
-
Jako całość "Wojownicze Żółwie Ninja: zmutowany chaos" sprawiają jednak, że 100 minut seansu mija niesłychanie szybko w bardzo dobrej, sympatycznej i niezwykle przemiłej atmosferze. Są tu świetne żarty, rewelacyjna muzyka, przepiękne sceny, z których pojedyncze kadry mogłyby ozdobić niejeden mur czy ścianę, a fantastyczne tempo i dynamika powodują, że jesteśmy maksymalnie zaangażowani w opowiadaną historię.
-
Finał 3. sezonu, czyli trzy ostatnie odcinki kontynuują to, co rozpoczęto w pięciu poprzednich - są tu doskonale znane sceny i dialogi z książek, a całość wierniej oddaje ducha opowiadań. To jednak zbyt mało, więc może trzęsienie ziemi w 4. sezonie po zmianie głównego aktora spowoduje, że "Wiedźmin" stanie się taki, jakiego pragną fani?
-
Porusza, przytłacza i przeraża. Niektórzy po wyjściu z sali będą chcieli dyskutować godzinami, inni zaniemówią.
-
Wybór adaptacji drugiej książki z serii nie jest oczywiście przypadkowy - to prawdopodobnie najlepsze wprowadzenie w przygody Pana Samochodzika, a i fabularnie udało się tu napisać całkiem niezłą historię. Oczywiście nie brakuje w niej naiwności, drogi na skróty i uproszczeń, ale całość wypada całkiem nieźle.
-
Mamy szczęście, że będą aż dwa filmy!
-
Zamiast trzech mógł powstać jeden film.
-
Serial HBO znowu mnie oczarował! Tokyo Vice to najnowsza perełka w ich katalogu.
-
Otwarcie tej historii chyba nie mogło być lepsze, bo zdołało mnie naprawdę zaintrygować i zachęcić na więcej. Oby tylko kolejne epizody były równie nieprzewidywalne i satysfakcjonujące, jak ten pierwszy.
-
Dający sporo rozrywki seans, który zadziwia i irytuje na przemian, gdy poznajemy mechanizmy umożliwiające działalność tworu pokroju WeWork.
-
Kluczem do sukcesu w tym przypadku jest rozwaga i balans, z jakimi udało się spiąć całą fabułę i opowiedzieć tę historię w tak zgrabny, acz dynamiczny i pełen zwrotów akcji sposób.
-
Sprawa z "Czerwoną notą" ma się bowiem tak: jeśli wśród głównej trójki aktorów znajduje się Wasz ulubieniec, to pewnie obejrzycie dla niego ten film. Jeśli darzycie sympatią aż dwójkę, to będziecie się bawić jeszcze lepiej. A jeśli uwielbiacie całą trójkę, to i tak nic nie powstrzyma Was przed seansem. Wszyscy zrobili w tym filmie to, za co polubiono ich najbardziej. Tylko tyle i aż tyle.
-
"Eternals" może i otwierają nowy rozdział w historii Marvel Cinematic Universe, ale dla wielu widzów najjaśniejszymi elementami są wprowadzenie nowej postaci w scenie po napisach i zapowiedź drugiego filmu, który wznowi historię w znacznie ciekawszym momencie. Być może po premierze drugiej odsłony pierwsza nabierze znaczenia, ale w tym momencie trudno nazwać tę produkcję przełomową, bo zawiodła na zbyt wielu płaszczyznach.
-
Z jednej strony "Armia złodziei" to film, jakich nie brakuje na Netfliksie, bo nie jest to produkcja, o której nie zdołacie zapomnieć przez tydzień czy dwa i miejscami to dość naiwna opowiastka wykorzystująca mity i legendy. Jest w tym pewien urok, więc jeśli nie przeszkadza Wam niższy stopień powagi, to "Armię złodziei" będziecie wspominać naprawdę miło.
-
Nie jest to dramat psychologiczny, ale dość emocjonalna opowieść, która jest wymagająca, a to słowo dla wielu oznacza "męcząca". Fani opowieści i trudniejszego kina sci-fi będą zadowoleni, ale to chyba nie wystarczy, by zarobić w box office na drugi i kolejne filmy.
-
Przednia zabawa, ale fani mogą być wściekli.
-
Nie jest filmem złym, bo potrafi zaangażować widza i dostarcza sporej dawki emocji. Gdyby nie była to produkcja bazująca na duńskim hicie, prawdopodobnie moglibyśmy być filmowi bardziej przychylni. Znając oryginał nie sposób uniknąć porównań, a wtedy duński "Den skyldige" wypada bardziej korzystnie, więc chyba zasadne jest pytanie o to, czy amerykański remake powinien był powstać.
-
Piękne domknięcie opowiadanej przez ostatnie kilkanaście lat historii, mimo że to ostatnie rozdanie o mało go nie zabiło.