-
Rasowy thriller szpiegowski, który kąpie widzów w paranoi.
-
Zamiast kolejnego polskiego kryminału, dostajemy gęsty thriller. Ten film wami wstrząśnie.
-
To film sprawnie zrealizowany, z ładnymi zdjęciami, przejmującą muzyką i paroma "momentami" - to wszystkie jego zalety, jakie można wymienić. Chociaż niewiele oddziela go od dna przeciętności, do kubełka popcornu w rękach niedzielnych widzów horrorów na pewno się nada.
-
Ciśnienie nigdy nie zwalnia swojego uścisku, bo, stawiając widowiskowość na pierwszym miejscu, "Meg 2" udowadnia, że rozmiar prezentowanych atrakcji ma znaczenie. Ta produkcja ciągle gryzie widza, aż w końcu pożera go w całości. Dzięki temu może przyprawić o zawroty głowy nawet najbardziej zaprawionych w boju zjadaczy popcornu. W barze kinowym bierzcie największy możliwy zestaw. Przyda wam się.
-
Kozacka animacja pełna widowiskowej akcji
-
-
To film odtwórczy, który umieszcza starą formułę w nowym opakowaniu. Z tych wszystkich kalek Mangold potrafi jednak wycisnąć świeże emocje, a nie tylko szpanować ogromnym budżetem i efektami specjalnymi.
-
Marvel dawno nie był tak kozacki. Gunn w swoim stylu żegna się ze "Strażnikami Galaktyki".
-
Jest lepszy od "365 dni", ale gorszy od prawdziwego filmu.
-
Nie taki "Babilon" straszny, jak go malują. Po swojej światowej premierze film spotkał się z niezbyt entuzjastycznym przyjęciem krytyków, a widzowie go olali. A to przecież najlepsza kinofilska impreza od dawna. "Wilk z Wall Street" osadzony w Hollywood przełomu lat 20. i 30.
-
Rola Damięckiego najlepiej oddaje charakter "Furiozy". Ten film to prawdziwa z testosteronu i adrenaliny, którą reżyser rzuca w publiczność i detonuje z uśmiechem na ustach. Nie okazuje widzom żadnej litości, ale też w żadnej scenie nie będziemy o nią prosić. Nie ma w tej produkcji miejsca na nawet odrobinę słabości. Z każdą chwilą musi być ciężej, gęściej i więcej. To nieustanne walenie nas po mordzie. Z kina wychodzi się więc poobijanym, ale szczęśliwym.
-
Patryk Vega narcystycznie przegląda się w swoich poprzednich filmach, wyciągając z nich wszystko to co najgorsze. Co więcej podaje to, jakby przedstawiał nam prawdy objawione, do tej pory znane tylko jemu.
-
Lubimy oglądać historie, w których bohaterom nie powodzi się w życiu uczuciowym, tylko po to, aby na koniec przekorny los sprowadził wszystko na właściwe tory. W ciemnej sali kinowej możemy marzyć, że coś podobnego spotka i nas. Liczne polskie komedie romantyczne rzadko wzbudzają takie fantazje i tak jak "Swingersi" wywołują jedynie odruch ziewania.
-
Donato Carrisi przydusza nas ciężkim, neonoirowym klimatem. Atakuje złowieszczą muzyką Vita Lo Rego i uderza zdjęciami Federica Masierego. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli po seansie będą się was trzymały zawroty głowy pod postacią natłoku myśli. Do tego filmowego labiryntu wchodzi się chętnie, ale szukanie z niego wyjścia to już karkołomne zadanie.
-
Miłość, zabawa, disco polo - dumnie głosi napis na plakacie "Zenka". Okazuje się to obietnicą, której sam film nie jest w stanie spełnić.
-
Nie mam w sobie tyle cierpliwości co filmowa Laura, więc na pytanie - czy po seansie produkcji piję, by zapomnieć, co widziałem, z o wiele mniejszym wdziękiem i bardziej plączącym się językiem odpowiadam: tak. Będę pił przez najbliższy tydzień.
-
W "Doktorze Dolittle" atrakcja goni atrakcję. Twórcy bez przerwy podkręcają tempo, ale nic z tego nie wynika. Nie ma jednak zaskoczeń, bo patrząc na historię powstawania filmu, można było się tego spodziewać.
-
Niby to niewiele, a jednak ucieszy każdego fana kina grozy. Damien LaVeck robi bowiem co może, aby przedstawić cię we właściwym świetle. I tym samym zwraca ci to, co tobie należne.
-
Kiedy Johannes Nyholm próbuje budować oniryczny klimat, ucieka w czarny humor, rozciąga w czasie kolejne sceny i prezentuje wtręt z teatrzykiem ukrytym za czerwoną zasłoną, wyraźnie słychać echa filmów Larsa von Triera czy Davida Lyncha. Serwuje nam jednak popłuczyny po ich twórczości. Nie potrafi wysnuć żadnych odkrywczych wniosków ani czymkolwiek zaskoczyć.
-
Michałowi i Wojciechowi Węgrzynom udaje się zadowolić wszystkich. Epizody z Winim jako dyrektorem szpitala są jednym z wielu smaczków dla fanów kultury hip-hopowej, jakie chowają w zanadrzu. Pozostałym oferują natomiast ciekawą i fascynującą opowieść o niepokornej, artystycznej duszy.
-
Krew leje się hektolitrami, a ręce, nogi, mózgi lądują na ścianach. W ten sposób scenarzysta Ujrzałem diabła przybija autorską pieczątkę i tylko dzięki temu Wiedźma wybija się lekko ponad przeciętność.
-
Luis Ortega wykorzystuje biografię Pucha, aby opowiedzieć piękny sen o wolności, która tym razem nie posiada jak to zwykle bywało swojej najwyższej z możliwych ceny.
-
Udana podróż do znanego świata Galów z niebojącymi się zabierać nas w niezbadane rejony przewodnikami. Nawet jeśli twórcy nie zawsze utrzymują odpowiedni rytm, gubią wątki i nie wykorzystują całego potencjału kilku postaci, to nadrabiają entuzjazmem, energią, czy zamykającym opowieść w muzycznej klamrze wpadającym w ucho hitem disco, do którego nóżka sama zaczyna tupać.
-
W rękach mniej sprawnego twórcy zabiegi te wprowadzałyby chaos i składały się na pozbawiony koherencji zbiór gagów. McKay podporządkowuje je klarowności przekazu, tym samym wywołując czkawkę u swoich rodaków.
-
Kumulacja zabiegów formalnych, narracyjnych i mnogość niekoniecznie dobrze rozwiniętych postaci sprawia, że Sergio i Siergiej jest przeciętniakiem, z którego po wyjściu z kina w pamięci pozostanie jedynie świetny jak zwykle Ron Perlman.
-
Okazuje się podszytą nutką ironii afirmacją bezkompromisowości artystycznej dumnego i znającego swoją wartość twórcy oraz środkowym palcem wyciągniętym w stronę sztywnych, pozbawionych poczucia humoru i dystansu zarówno członków branży filmowej, jak i widzów.
-
Miranda Harcourt i Stuart McKenzie próbowali swoim filmem zadowolić gusta wszystkich. Trafić zarówno do widowni kin studyjnych, jak i nastolatek z wypiekami na twarzy czekających na adaptację książkowej serii young adult Anny Todd. Chybili w obu przypadkach, traktując każdego widza jak idiotę.
-
Po wszystkim pozostaje poczucie, że oto obcowaliśmy z prawdziwą perełką X muzy - niespełna 90-ciominutowym dziełem sztuki najwyższej próby.
-
W "Dużej rybie i begonii" znajdziemy wręcz nadmiar uniwersalnych prawd, wplecionych często kosztem zrozumiałości przekazu. Kiedy jednak poddamy się i przestaniemy próbować objąć opowieść rozumem, okaże się, że twórcy przemawiają do nas przede wszystkim nie baczącym na racjonalność językiem emocji, celując w nasze serca. I trafiając bez pudła.
-
Pętlę najłatwiej określić mianem niespełnionej obietnicy. Otrzymujemy w końcu produkcję, która wypływa na szerokie wody, tylko po to, aby utknąć na mieliźnie pomiędzy innymi filmami z podobnym motywem i dumnie krążącym nad nimi wszystkimi Dniem świstaka.
-
Mimo przytępionego pazura Bezlitosny jest dobrym, zmuszającym do przemyśleń filmem rozrywkowym.
-
Pod względem tematycznym jest bardzo spójnym filmem. Arno Hagers, Erik Lieshout i Reinier van Brummelen łączą oryginalne elementy "Rester vivant" z wątkami dopełniającymi, tworząc ekranowy, poetycki zbiór porad dla niespełnionych artystów.
-
Dzięki miłości i ciężkiej pracy włożonej przez całą ekipę w tworzenie świata przedstawionego, "Fantastyczny Pan Lis" wzrusza i bawi, zmusza do przemyśleń i poprawia humor w smutne dni.
-
Pomimo braku "smaczków" w postaci hektolitrów krwi i latających części ciała, "Panowie Salem" są najbardziej brutalnym obrazem w reżyserskim dorobku rockmana. Wdzierają się do mózgu, robiąc z niego papkę i zostawiając odbiorcę z głupim wyrazem twarzy.
-
Małgorzata Szumowska wchodzi w rolę kronikarza Polski XXI wieku. I robi to bardzo zgrabnie, nie przebierając w środkach. Nie brakuje tu metafor, egzaltacji i surrealizmu.
-
W trakcie seansu nie ma przeciążenia faktami, a po obejrzeniu łatwo o zdziwienie jak wiele udało się zmieścić w zaledwie 85 minutach. Każdy z elementów nastawiony jest na wzbudzenie emocji. Wszystkie grają w jednym tempie, tworząc symfonię upadku współczesnego świata.
-
Kinowa uczta na poziomie europejskim zapowiadana pierwszymi scenami, nieraz ustępuje miejsca taniej telenoweli, a dialogi o niczym, czy też ludzkich wydzielinach irytują i wzbudzają niesmak.
-
Opowiadanie Neila Gaimana, na podstawie którego napisano scenariusz, zostało wzbogacone o dodatkowe wątki. Z jednej strony w fabule pojawiło się wiele luk, ale z drugiej powstał film równie naiwny i uroczy, jak nonkonformistyczny, agresywny, ironiczny i zabawny.
-
Panowie w równym stopniu co kobiety będą niezadowoleni ze swojego obrazu w filmie, a to powinno przełożyć się na chęć wprowadzenia zmian we własnym życiu i próbę zyskania podmiotowości w związkach. Straszna kobieta to manifest skierowany do białych, heteroseksualnych facetów, w którym Tafdrupowie namawiają, aby - kolokwialnie rzecz ujmując - wyhodowali sobie jaja i nie pozwolili na takie traktowanie.
-
Reżyser wpuszcza widzów na wystawę osobliwości, aby zastanowili się nad sobą, bo The Square w sposób lekki i przyjemny zmusza szare komórki do pracy na najwyższych obrotach. Wnioski nie wszystkim przypadną do gustu. Pewne pozostaje tylko, że sztuka współczesna nigdy wcześniej nie była tak przystępna, urzekająca i wartościowa.
-
Na układy nie ma rady można nazwać bardzo konsekwentnym filmem, bo nieudolność widać w każdym jego aspekcie. Christoph Rurka próbuje udawać Marka Koterskiego, ale błyskotliwe obserwacje i dialogi są u niego zastępowane przez prostactwo i brak wyrazu.
-
Stanowi próbę krytyki Ameryki przy wykorzystaniu najbardziej charakterystycznych środków wyrazu. Niestety przez zbytnią subtelność i skupienie narracji wokół Toma Cruise'a, a tym samym zepchnięcie na dalszy plan innych wątków, film jest jedynie kolejnym letnim blockbusterem z gwiazdorem. Seans dostarcza dobrej zabawy, która nie wywoła takiego kaca, jak inne produkcje podejmujące podobny temat, pokroju Człowieka z blizną czy Chłopców z ferajny.