Mariusz Mikliński
Krytyk-
Dano z zaskakującym wyczuciem ukazuje los trojga ludzi, którym nagle życie wymyka się spod kontroli. Nie wskazuje jednoznacznie, co jest przyczyną kryzysu Brinsonów - bieda, frustracja czy skostniały model rodziny lat 60. Tym, co w jego filmie pociąga szczególnie, jest konsekwentnie budowana aura dziwności, surrealistyczny naddatek, który wyłania się zza fasady zwyczajnej egzystencji na amerykańskiej prowincji.
-
W "Fokstrocie" reżyser odchodzi od surowej, paradokumentalnej estetyki poprzedniego dzieła, a historię dzieci na trzy powiązane ze sobą epizody. Każdy jest utrzymany w innej konwencji, ale wszystkie łączy lekko surrealistyczny rys, który może przywodzić na myśl komiczno-tragiczne utwory Etgara Kereta i jego żony Shiry Geffen.
-
Barwna, poruszająca historia o dzieciństwie, szczeniackich sojuszach i zdradach, swoim nostalgicznym wdziękiem bliska serialowi "Stranger Things".
-
Czarny humor i złośliwość łączą się tu z autentycznym dramatem, dzięki czemu reżyserowi udało się tchnąć we wszystkich bohaterów życie. Ta tragifarsa to właściwie kino terapeutyczne. Po kolacji z tą wściekłą menażerią własna rodzina nie wydaje się tak problematyczna, a wizja wspólnego obiadu nie musi już wywoływać ataku paniki.
-
Już dawno żadna wyprawa amerykańskimi bezdrożami, śladem zaniedbanych motelików i opuszczonych parkingów, nie sprawiła mi tyle filmowej przyjemności.
-
Techniczna strona nie przesłania jednak wartkiego scenariusza - z licznymi przewrotkami i żartami sytuacyjnymi, w których odbijają się paradoksy życia osób LGBT.
-
Z klasycznej obyczajowej opowiastki o kryzysie w związku reżyser zbudował skromny pod względem metrażu, ale bogaty w psychologiczne obserwacje filmowy traktat o zdradzie.
-
-
Stylowe, sprawnie zrealizowane kino gatunkowe, któremu udaje się ominąć większość klisz filmów szpitalnych.
-
Operuje wyblakłymi barwami, ma nieśpieszny, konsekwentny rytm - niczym uporczywy, powracający każdej nocy koszmar. Taki, który po przebudzeniu wywołuje jednak uśmiech.
-
Sprawnie zrobione kino inicjacyjne, któremu ciąży nazwisko słynnego aktora.
-
Wypływający z osobistych doświadczeń manifest wampirycznego girl power i jeden z najbardziej pomysłowych filmów o dorastaniu, które w ostatnich latach trafiły do kin.
-
Tych absurdalnych epizodów nie powstydziłby się Harmony Korine, zresztą może sam je reżyserowi podpowiedział na planie.
-
Choć to dopiero jego drugi film, Hiszpan opanował sztukę kontrolowania emocji. Dobrze wie, że na wyobraźnię widza często najbardziej oddziałuje to, co poza kadrem. Żeby wywołać niepokój, nie jest potrzebna przemoc.
-
W ciężkich rękach innego reżysera z tego materiału mógłby powstać sztampowy dramat o pierwszej zbrodni i ostatniej karze, winie wykluczonych, nauczce, jaką biednym, złym i brzydkim daje uprzywilejowany świat. Tymczasem dla Jeana-Charles'a Hue liczą się nie wielkie słowa, lecz dokumentalny niemal konkret.
-
-
Chyba nikt inny w polskim kinie nie ma takiej śmiałości w ukazywaniu śmieszności tego, co tragiczne, komedii w dramacie, szyderstwa rzeczywistości, które uczy dystansu.
-
Komiczna tragedia Erlingssona przesiąknięta jest egzystencjalnym szyderstwem spod znaku kina Roya Anderssona. Ci, którzy cenią "Pieśni z ostatniego piętra" czy "O człowieku", odnajdą się w tym surowym - i zabawnym - świecie. Wielbiciele widoczków z "National Geographic" podczas seansu mogą jednak czuć się zagubieni.
-
Zaprzyjaźnieni aktorzy w swojej alternatywnej wersji "ekipy z Wellington" świetnie bawią się na planie, wysysając co się da z sitcomowego formatu.
-
Choć po seansie nie zabraknie głosów, że Szwedka jest wariatką, a jej film - obliczoną na kontrowersję manipulacją, to "Zjazd absolwentów" pozostaje jednym z najbardziej inteligentnych i inspirujących tytułów roku.
-
Kino może i skromne, ale pożywne jak tosty i ciepłe jak Meksyk.
-
W trwającym ponad dwie godziny filmie twórcy skrupulatnie kreślą sylwetki bohaterów, płynnie przechodząc od obyczajowego, niestroniącego od humorystycznych obserwacji portretu prowincji do gęstego dramatu o oskarżycielskiej wymowie. Surowy i szlachetny w formie "Lewiatan" nie boi się stawiania surowej diagnozy i etykietki kina politycznego.
-
Choć dziecięca perspektywa narzuca konwencję ponurej baśni, to twórcy unikają sentymentalizmu i nie rozglądają się desperacko za przejawami humanizmu w wojennym piekle, jak choćby polskie "W ciemności".
-
Słusznie nagrodzony Złotą Palmą w Cannes "Zimowy sen" pomimo ogromnego metrażu i potoków płynących z ekranu słów ani na moment nie nuży - to studium wyobcowania współczesnego inteligenta dla niektórych będzie odkryciem na miarę irańskiego "Rozstania".
-
Kapitalny portret pisarza, który ani myśli pełnić honory poważnego intelektualisty.
-
Małe i miłe te stłuczki - oby duet nie potraktował ich jako wypadku przy pracy i dalej podążał tą ścieżką.
-
-
Bardzo seidlowski film w konwencji horroru.
-
Mówi o sprawach w kinie wielokrotnie prezentowanych, ale dzięki połączeniu czułości, cierpkiego humoru i obserwacji codzienności nie ogranicza się do przeglądu telenowelowych banałów.
-
Wszystkie siedem epizodów - jest ich tyle, ile pięter musi pokonać nieśmiertelna staruszka - scala absurdalny humor, społeczna krytyka i muzyka Amona Tobina.