Konrad Szlendak
Krytyk-
Po znakomicie przyjętym Berberian Sound Studio i równie dobrym, choć znacznie bardziej wymagającym The Duke of Burgundy, Peter Strickland zrealizował dzieło nie tyle bezkompromisowe, co absolutnie surrealistyczne i szalone. To baśń dla dorosłych, która wielu może wprawić w oszołomienie, ale może przypaść do gustu fanom Cocteau, Malle'a, Tarkovsky'ego, Lyncha a może nawet Jorgosa Lantimosa.
-
Pomijając bardzo interesujący scenariusz, film Cattet i Forzaniego robi wrażenie przede wszystkim ze względu na misterne połączenie środków wyrazu charakterystycznych dla kina eksperymentalnego z soczystym, perwersyjnym erotyzmem żywcem wyjętym z żółtych thrillerów Fulciego czy Martina.
-
O ile materiał wyjściowy, nowelka nowojorskiego pisarza, Johnathana Amesa, jest materiałem mocno pulpowym, Ramsay mocno go zmodyfikowała, żeniąc ze sobą Leona zawodowca, subtelne kino psychologiczne à la Kubrick/Bergman/Scorsese i doprawiając wszystko estetyką paralelną wobec malarskiej twórczości Francisa Bacona.
-
Skrzyżowanie Stalkera z Enter The Void, które nie przerasta jednak żadnego z wymienionych, grzęznąc na mieliznach scenariusza, wygórowanych ambicjach artystycznych oraz ulepionych z CGI jump scare'ach. Jeśli Ex Machina była prawie tak dobra jak niektóre odcinki Czarnego lustra, to Anihilacja jest prawie tak dobra jak Pod skórą... tyle że dużo jej do filmu Glazera brakuje!
-
Jest rodzajem jadącej po bandzie, niezwykle wyrazistej i absolutnie przezabawnej satyry na styl życia aktualnych trzydziestoparolatków, a konkretnie na ich obsesję na punkcie wizerunku w mediach społecznościowych.
-
Mieszanka mroku, erotyki S&M, przemocy i fleszy portretujących wewnętrzne życie psychopaty, który okazuje się prowadzić na co dzień normalne życie, wciąż pozostaje niezwykle sugestywna.
-
Bardzo dobrze zrealizowany obraz, który powraca do klasycznego leitmotifu zmagań ciemnej i jasnej strony mocy, sukcesji i walki pokoleń, a także determinacji obywateli Galaktyki do walki z tyranią i niesprawiedliwością.
-
O sile Wind River stanowią dwie rzeczy: posiłkowanie się nieśmiertelnymi westernowymi motywami, oraz eksponowanie ludzkiego czy też egzystencjalnego wymiaru charakterów zaangażowanych w tę historię.
-
Zaletą obrazu Coppoli są doskonałe role żeńskie. Kidman bryluje jako wyniosła, ale wyrachowana pani Farnsworth, która pożąda kaprala, ale dba przede wszystkim o zachowanie statusu.
-
Kanibalistyczny Dirty Dancing, który posiada swój abstrakcyjny urok, odrzucający twardą narrację na rzecz fantazji. I nawet jeśli niektóre motywy nie mają żadnego sensu, nie niszczy to absolutnie przyjemności oglądania.
-
Ogląda się go bardzo przyjemnie, bo reżyser/scenarzysta zadbał o coś poza strzelaninami i pościgami samochodowymi przez środek miasta.
-
Może być wyzwaniem dla fanów bardziej konkretnych filmów gatunkowych, w których akcja ma swoje silne punkty i prowadzi do jasnego rozwiązania.
-
Dobry komentarz na temat marihuanowego podziemia, który nie popada w absurd.
-
Ten erotyczno-psychologiczny tour de force może was całkowicie powalić z nóg, jeśli lubicie mierzyć się z nieoczywistym pod powierzchnią oczywistego.
-
Próbuje być czymś więcej, niż próbą wyciągnięcia pieniędzy z portfela i w pełni zasługuje na uwagę wszystkich fanów Gwiezdnych wojen, którzy znajdą w nim poza nowymi także dobrze znane przez siebie charaktery.
-
W ten prosty sposób zawiązuje się akcja dzieła Arnold, łączącego klasyczne kino drogi z filmem o dorastaniu, w którym nie brakuje dymiących bongów, butelek taniej whisky i namiętnych scen seksu.
-
Należy się raczej skupić na najmocniejszych stronach filmu, szczególnie milesowskich tekstach i manieryzmach, które gwarantują dobrą zabawę wszystkim fanom muzyka, a zapomnieć o artystycznym oberwaniu chmury.
-
Król amerykańskiego kina niezależnego kontynuuje piękną passę, oferując prawdziwy powrót do korzeni w formie studenckiej komedii o drużynie baseballowej, która jeszcze nie zaczęła roku akademickiego, ale już uskutecznia nowe podboje łóżkowe.
-
Sing Street błyszczy zresztą świetnymi dialogami, które często unoszą go nieco wyżej. Gdyby tych małych konkluzji nie było, akcja wydawałaby się pewnie nieco monotonna i widz cierpiałby na silny ból lewego nadgarstka, a tak daje radę i nawet wyczekuje tego zakończenia, odsłaniającego Conora w próbie przechytrzenia przeznaczenia.
-
Do silnych stron tego zachwycającego filmu należy również bardzo dobra obsada, która w połączeniu z osobistą narracją w pierwszej osobie, ładnym oświetleniem nadającym obrazowi pastelowych barw, naturalnym językiem i świetną muzyką kreują wysokiej klasy widowisko audiowizualne.
-
Jakkolwiek byśmy nie chcieli jednak spojrzeć na nowe dzieło Tarantino, jest to film absolutnie fascynujący!
-
Nie jest przesycony festiwalowym artyzmem, ale nie proponuje też w zamian jakiegoś wysoce oryginalnego języka autorskiego. Materiał bez wątpienia oscarowy, ale mało w swojej formie rewolucyjny. Prosta historia z łatwym do odczytania przekazem.