Notatnik Kinomana
Źródło-
Smutny i gorzki film o samotności, który dzięki puencie zostaje z widzem jeszcze po seansie. Mimo że Reitman porusza poważne tematy, nie ma zamiaru kręcić dramatu psychologicznego i nie próbuje na siłę "upoważnić" swojego stylu. Zostaje w strefie własnego komfortu i poetyki, z którą przedziera się od początku kariery.
-
Końcowa ocena jest zatem prosta - ten, kto kocha Marvela i jego uniwersum, kto od dziecka czekał na tak spektakularne spotkanie ulubionych bohaterów, będzie zachwycony. Kto nigdy nie był fanem MCU, tego "Infinity War" nie przekona. Ale nie oszukujmy się, ten film nie powstał po to, by kogokolwiek przekonywać, lecz by dać fanom pierwszorzędną rozrywkę. I to się bezapelacyjnie udało.
-
Jest filmem przewidywalnym w swej nieprzewidywalności, co doskonale widać w zakończeniu, które skrojonym na miarę cynizmem okazuje się niezamierzoną kliszą.
-
Dla każdego Anderson znajduje czas, każdego czyni fascynującą postacią. Bo jest fascynującym reżyserem.
-
To nie jest kwestia braku wrażliwości, prędzej scenariusza i reżyserii, nakłaniających, by widz zatracił się w uczuciowym wymiarze "Trzech billboardów". Efekt jest zupełnie odwrotny.
-
Doskonała rozrywka, która nie jest pozbawiona treści. Doprawione nutką goryczy "american dream", szalona biografia nieudolnego twórcy, najbardziej fascynujący "making of" jaki można sobie wyobrazić, a poza wszystkim szczera i bezpretensjonalna historia o przyjaźni, nie cukierkowata, ale też nie wyzuta z pozytywnego przekazu.
-
Bez wątpienia jest to ciekawy film, zwłaszcza jak na polskie warunki, jako że nad Wisłą nieczęsto powstają filmy niby lekkie, ale z pomysłem.
-
Z pewnością warto zobaczyć choćby dla samej Chastain, która w swej kreacji miesza nieodparty urok, subtelny seksapil i energię nieustępliwej kobiety sukcesu.
-
Mimo wartościowego rzemiosła Wrighta, "Czas mroku" w dużej mierze zostanie zapamiętany przez pryzmat wytrawnej kreacji Gary'ego Oldmana, który po latach tułania się po drugim planie, w końcu zawładnął filmem, w pełni podporządkowując sobie narrację.
-
Magia "Gwiezdnych wojen" z jednej strony na pewno usatysfakcjonuje fanów serii żądnych kontynuacji ukochanej opowieści, ale z drugiej po opadnięciu początkowej radości po seansie pozostawi wrażenie pewnego niedosytu.
-
Jest idealnym filmem pod skrojenie atrakcyjnego trailera, pełnego nośnych tekstów padających z ust uroczo nieuroczych dzieci. Gdy jednak dłużej przyglądamy się dziełu Seana Bakera, okazuje się, że pozbawiając film tej wątpliwej wartości, pozostaje wtórne przesłanie wzbogacone o wysmakowaną formę.
-
W trakcie seansu odbiorca jest zwyczajnie ogołocony z domysłów oraz punktów zaczepienia i wychodząc ze strefy komfortu, musi Lanthimosowi intuicyjnie zaufać. A to chyba najlepszy dowód na to, że grecki reżyser jest panem swojego filmu.
-
Domalewski już na starcie wykazuje się większym wyczuciem i lepiej posługuje reżyserskim dłutem niż doświadczeni koledzy po fachu, ale brakuje mu scenopisarskiej ogłady i bardziej rozbudowanych pomysłów. "Cicha noc", nie wiem czy zamierzenie, ale jest tragedią bez katharsis, wyciszenia, które sprawiłoby, że bardziej przejąłbym się losami bohaterów.
-
Jednych oburzy poziom nonsensu, nieintencjonalna śmieszność filmu i ambitno-kiczowate pomysły reżysera, innych pochłoną biblijne implikacje dzieła, warte filozoficznych analiz.
-
Niby od początku wiemy, dokąd nas zaprowadzi podróż przez "Ragnarok", a jednak dajemy się wciągnąć w tę pełną śmiechu i akcji opowieść. Udało się po raz kolejny po "Ant-Manie", czy "Strażnikach Galaktyki".
-
Pomimo tego, że "Suburbicon" nie jest filmem wielkim, pozostaje naprawdę niezłą produkcją, która z pewnością przyciąga do ekranu, oferuje śmiech, emocje i mimo wszystko ciekawą podróż do nietypowego miasteczka. Warto obejrzeć, choć nie warto nastawiać się na zbyt wiele.
-
Mimo mankamentów, trudno było wymarzyć sobie inny sequel, w dodatku tak trudny w realizacji.
-
Mało jest filmów animowanych, w których technika animacji i sytuacja dramatyczna tworzyłyby tak nierozerwalną symbiozę.
-
Miejscami za dużo efektów, zbyt wymuskane scenografie, zbytnie pozorowanie atmosfery 80's. Do pełni sukcesu zabrakło luzu, swobody, ekranowego brudu i kurzu.
-
Mimo że mamy świadomość, że podobne historie widzieliśmy już niejednokrotnie, Webb odwalił kawał dobrej roboty. Bez specjalnej pompy nie pozwolił, by tanie emocje okraszone jeszcze tańszymi i pompatycznymi dialogami wzięły górę.
-
Wraz z zastosowanym przez siebie minimalizmem formalnym Shults dołącza do grona utalentowanych reżyserów, którzy swoich sił spróbowali właśnie w kinie grozy.
-
Nawet jeżeli chwilami odniesiemy wrażenie, że "Homecoming" to dziecko producentów Marvela wyciskających z siebie siódme poty, by sensownie wprowadzić Spider-Mana do MCU, a głównym zadaniem filmu jest odpowiednie "umiejscowienie" bohatera w dalszych planach studia, moc atrakcji serwowana przez twórców jest na tyle silna, a wykonanie na tyle solidne, że fani Człowieka-Pająka nie wyjdą z kina niezadowoleni.
-
Bardzo sprawne i pomysłowe kino akcji, które zapewnia dwie godziny rozrywki najwyższej próby i jest prawdziwą gratką dla widzów lubujących się w inscenizacyjnych grach i zabawach.
-
Nie ma wątpliwości, że "Ostra noc" jest filmem głupim, w którym większość wykorzystanych pomysłów skądś już znamy, w którym trafiło się kilka sucharów, a całość nie wybiega poza letni schemat, lecz kiedy bezpowrotnie wyłączymy myślenie, okaże się, że film sprawi nam frajdę większą niż niejeden blockbuster nakręcony za setki milionów dolarów.
-
O ile można się zgodzić z tezą, że "Zło we mnie" jest w pewnym sensie pretensjonalną popisówką, filmem grającym minimalizmem i przekraczającym jego percepcyjną dostępność, o tyle silniejsze pozostaje wrażenie, że kryje się w nim coś równie genialnego, co przerażającego.
-
Mało w nim powiewu świeżości, a bez niego kino gatunkowe znika w eterze.
-
Czekaliśmy, czekaliśmy i w końcu się doczekaliśmy. Pierwszego dobrego filmu o jednym z najbardziej klasycznych i popularnych bohaterów komiksowych, jakim jest Wolverine.
-
W "Milczeniu" problemy apostazji, męczeństwa, duchowych wątpliwości są kluczowe dla sensów filmu, lecz dla widza patrzącego na świat dość przyziemnie objawiają się jako oderwana abstrakcja.
-
Zwyczajnie nie da się oderwać oczu od ekranu i choć brzmi to dość banalnie, humor, magnetyzm Keatona i dynamika wydarzeń sprawiają, że "McImperium" dostarcza lekkiej rozrywki.
-
Nie jest filmem rebelianckim, łamiącym tabu dla samego szumu. Dzieło prowokuje bowiem dyskusję i mimo że akcja rozgrywa się w archaicznej przeszłości, temat pozostaje aktualny, o czym świadczą aktualizowane wydania "poradnika" Wisłockiej, puentujące całość.
-
Jest w tym filmie magia, którą można poczuć od pierwszych scen.
-
Kolejny mały-wielki film w karierze Eastwooda, a do pełnoprawnego sukcesu zabrakło reżyserowi naprawdę niewiele.
-
Zostawia nas z wrażeniem melancholii, emocjonalnego rozczulenia i pogłębionej empatii.
-
Zawodzi przede wszystkim scenariusz, co dziwi, bo jego autorem jest Steven Knight.
-
Jeden z najważniejszych polskich filmów ostatnich lat z uwagi na temat i jeden z najlepszych, wziąwszy pod uwagę wartość artystyczną.
-
Styl Smarzowskiego trafił tym razem na odpowiedni temat, który wręcz wymagał posłużenia się odpowiednią dawką bezkompromisowości, pokazania drapieżnej i prymitywnej strony człowieka bez żadnego upiększania, żadnych filtrów i estetyzacji.
-
Przenikające kości, ambiwalentne, podsycające wątpliwości i zrealizowane z godnym pochwały zapałem kino gatunku. A takiego w Polsce szukać ze świecą w ręku.
-
Problemem filmu, a zarazem pierwowzoru literackiego, jest skłonność do komplikowania za wszelką cenę, konfundowanie widza kosztem wiarygodności, czego kwintesencją są ostatnie sceny dzieła. Gdyby o nich zapomnieć, "Dziewczyna z pociągu" okazuje się całkiem przyjemnym, piątkowym seansem.
-
Mimo humoru kilkukrotnie rozbawiającego nawet najbardziej świadomą widownię, film Matuszyńskiego jest dziełem jeszcze bardziej fatalistycznym niż twórczość samego Beksińskiego.
-
Punkt wyjścia dawał wiele możliwości. Gdyby je wykorzystać, mógłby powstać tytuł nie wywołujący irytacji u jednych i zażenowania u innych. Jednak twórcy z nich nie skorzystali i zaserwowali widzom produkcję jednocześnie groteskową i banalną, usypiającą i tandetną.
-
Seans "Suicide Squad" był równie bolesny jak oglądanie meczów reprezentacji Polski w piłce nożnej za kadencji Fornalika.
-
Gatunkowa identyfikacja wydaje się jednak w przypadku filmu Haynesa nie tak istotna, jak mogłoby się wydawać. "Carol" jest bowiem dziełem tak nieszablonowym, nieprzypadkowo osadzonym w połowie poprzedniego stulecia i wystylizowanym wizualnie, że dodatkowe szufladki wydają się jałową próbą uschematyzowania jego wartości.