-
Jest wybitnym przykładem narcystycznej pranksterki: samoświadomą masturbacją, której nie potrafię nie darzyć głębokim szacunkiem.
-
Jest nieodrodnym dzieckiem koreańskiej kultury - fenomenem, który, jak widzę po licznych wpisach na forach internetowych, budzi tyle samo zaangażowania, co lęku przed "zaszczepianiem destrukcyjnych, nienaszych emocji".
-
Lipcowa premiera drugiego sezonu "I Think You Should Leave..." zbiegła się w czasie z ostrzeżeniami przed czwartą falą pandemii - i jest to chyba dobra okazja do poważnego potraktowania "pocztu denialistów" Tima Robinsona.
-
Niewiele ma wspólnego z typowym serialem ze streamów - Jenkinsowi udała się rzecz niebywała: nie tylko doskoczył do oryginału, ale przeskoczył go o dwie długości.
-
Szanuję gorycz tego serialu, jednak zdecydowanie bardziej przemawia do mnie jego optymizm. Rzeczy mogą stawać się lepsze.
-
Walka o wyzwolenie z męskiej fantasmagorii, zwanej także proroctwem, dziejową koniecznością czy porządkiem naturalnym. Być może to właśnie umknęło większości recenzentów, którzy zżymali się na błahe zakończenie i ogólną "gorszość" "Zimy". Może to "zasada rzeczywistości" organizuje cały ten materiał i też w jego ramach ostatecznie triumfuje. A być może to ja się mylę. Jaki by jednak nie był wynik tych zmagań - "Dzień trzeci" bez wątpienia wart jest mszy.
-
Gorzej, że po sześciu odcinkach wciąż nie za bardzo wiem, do czego cały ten chaos zmierza - co ostatecznie wykluje się z pulpowej fantazji Atticusa oraz z samych bohaterów, rozrysowanych lekkim pociągnięciem piórka, czasami za bardzo papierowych, średnio zachęcających do współprzeżywania.
-
Serial jawi się jako doskonała wizualizacja doznań po zażyciu psychodelików, terapeutyczna wędrówka w poszukiwaniu transcendencji i ukojenia, które osiąga się w procesie rozpadu starej, obciążonej traumą świadomości.
-
Schlafly - kobieta przytłoczona patriarchalnym reżimem, oraz Schlafly - bezwzględna polityczka działająca na szkodę kobiet. Oba te obrazy są zgodne z prawdą, oba są też uczciwe jako budulec mocnej serialowej formy. Nieuczciwy jest natomiast triumf tego ostatniego w realnym życiu. Schlafly dołożyła cegiełkę do budowy świata legitymizującego prawicową demagogię jako "normalną politykę". Była fanatyczką i mistyfikatorką, nie bohaterką. I tak też powinna zostać zapamiętana.
-
Memy mówią nam zatem więcej o źródłach sukcesu serialu HBO niż choćby najbardziej wnikliwa i wyczerpująca recenzja. I chociaż same obrazki prawdopodobnie za chwilę się zdezaktualizują, czarnobylskie widowisko na długo pozostanie ważnym punktem odniesienia - przede wszystkim dla historii popkultury i katastroficznej wyobraźni.