-
Taśmowa produkcja kina grozy z podgatunku "dom strachów". Aktorstwo nie powala, muzyka nie zapada w pamięć, poza koszmarnie wyzutym z emocji coverem "Pet Sematary" Ramones w wykonaniu zespołu Starcrawler, który pogania nas do opuszczenia sali.
-
Porządne, zrelaksowane aktorstwo światowych gwiazd kina, delikatna melodia z nutką goryczy, przytłaczająca rutyna i wyrwanie się z niej - dla tych rzeczy warto dać Glorii Bell szansę. Nie pozostanie jednak prawdopodobnie zapamiętana na dłużej.
-
Delikatny - to słowo najlepiej opisuje najnowsze dzieło Schnabela. Widz towarzyszy malarzowi w momentach smutku i szczęścia, pasji i rozpaczy. Zrozumienie tego, co działo się w głowie utalentowanego szaleńca jest oczywiście niemożliwe, lecz At Eternity's Gate jak żaden inny film zbliżył nas do tego, co odczuwał van Gogh wiele lat temu i za to należy się temu filmowi ulewa pochwał i uznanie.
-
W tłoku premier kinowych i telewizyjnych łatwo pominąć istotnie interesujące filmy i prawdopodobnie Stan & Ollie podzielą los bycia zapomnianym. Osobiście jednak nie żałuję poświęconego filmowi czasu - nie zszokował mnie, nie zmienił mojego życia, jednocześnie jednak wydobył ze mnie ten czysty, dziecięcy śmiech, tak kojarzony z prostotą slapstickowej komedii.
-
Nie spodziewajcie się po tym filmie niczego odkrywczego, bądź szczególnie zaskakującego, ale czasami czysta rozrywka to wystarczający powód, by wybrać się do kina.
-
Zdecydowanie ujęcia są najlepszą stroną First Reformed oferując nam wachlarz smutnych, szarych scen. Ostatecznie jednak nie jest to film, który trzeba zobaczyć jako miłośnik kina.
-
Dał mi powód i motywację by - jak Don Kichote - ruszyć przed siebie i walczyć, choćby i z wiatrakami. A wszystko w imię piękna wyobraźni.
-
Dynamika, kolorystyka, dowcipny scenariusz i muzyka idealnie ze sobą współgrają, oferując widzom dwie godziny obfitujące w przeróżne atrakcje.
-
Western w stylu późniejszych filmów z Johnem Waynem czy też westernów Clinta Eastwooda. Stara się on nadać stosunkowo prostej historii moralizatorski wydźwięk, ale powtarzające się schematy, brak dobrze nakreślonych charakterów, dziurawy scenariusz oraz zwykła nuda sprawiły, że kino opuściłem w nieszczególnie dobrym humorze.
-
Suspens, zachwyt, smutek i szok - to trzymało mnie w fotelu, pozbawiając chęci zerknięcia na telefon w trakcie całego seansu, a uczucie "szoku" towarzyszyło mi przez kilka kolejnych dni. W końcu minie, ale szacunek dla filmu zostanie.
-
Stanton pokazuje nam swoją duszę i naucza o swoim podejściu do życia. To piękna lekcja i na długo pozostanie w mojej pamięci.