Czasopismo Lege Artis
Źródło-
Ten film naprawdę warto zobaczyć: dla szałowej scenografii i choreografii, dla sporych pokładów autoironii, dla całkiem zgrabnie podanego przekazu. Dla fajnego ubawu, którego nigdy dość.
-
Jak dla mnie 7,5/10 - pół punktu za to, że seria "Mission Impossible" jest coraz lepsza, co wcale nie byłoby aż takie possible - bo raczej nazbyt często się nie zdarza.
-
U mnie słabe 5/10: minus półtora punktu za to, że film jest o półtorej godziny za długi - tych 169 minut niby nie czuć, bo cały czas coś się dzieje, ale jak człowiek pomyśli, to właściwie niespecjalnie wiadomo co się dzieje - i jeszcze minus jeden punkt za brak fabuły, a także minus pół za podlanie dzieła karykaturalną, zmanieryzowaną dozą noire'u.
-
Dwa oczka za niezły pomysł, ale minus trzy oczka za jego totalne położenie i jeszcze jeden minus za świetną obsadę, która niestety nie uratowała dzieła za grosz. Tydzień temu, po wyjściu z "Gry fortuny", napisałem, że zrobić dobry kiepski film też trzeba umieć - dziś podpisuję się pod tym ręcyma i nogamy.
-
U mnie 6,5/10, ani mocne, ani słabe - plus za to, że nie wiem ile film trwał, bo nawet gdyby trwał dwa kwadranse dłużej, to bym nie zauważył, ale też za to, że zrobić dobry kiepski film też trzeba umieć.
-
Na "W trójkącie" na pewno warto się do kina przejść, "służbowo, na statek". Nie żebym zapowiadał jakąś rewelację - po prostu na bezrybiu i rak ryba.
-
U mnie mocne 7,5/10 - pół punktu za ekszyn, pół za scenariusz bez przestojów, chociaż jakby czegoś mi brakowało - ale do kina na pewno warto się przejść.
-
Gdyby twórcy zatrzymali się na wątkach kryminalnych, nota byłaby wyższa, ale Bruce Wayne bez tego cierpkiego posmaku dekadenckiego szaleństwa nie jest wart więcej.
-
Lubię lajtowe historie z jakimś tam morałem.
-
Przy tym filmie "King's Man: pierwsza misja" to prawdziwe arcydzieło. Słowem: jeśli chcielibyście iść na ten film do kina - lepiej będzie jeśli zostaniecie w domu.
-
Ja nie żałuję, ale jeśli nie kręcą Was tematy historyczne - śmiało możecie poczekać aż będzie w sieci.
-
Może i całkiem ciekawy pomysł, ale sam film nieco ubity dłużyznami i zbytnim uwspółcześnieniem.
-
W sumie dużo się dzieje - momentami melodramatycznie, no ale cóż, takie czasy, jest też parę zaskakujących zaskoczeń - ale jest też klasyczna bondowska rozpierducha, w tym przy użyciu działek zamontowanych w Aston Martinie.
-
Wszystko to dzieje się w schemacie i tempie znanym z ekranów choćby z opowieści o Johnie Wicku - z tym, że Wicek jako postać jest przy skromnym audytorze bardzo blady w swej przewidywalnej jednowymiarowości. Do tego dużo niewymuszonego humoru - i mamy rewelacyjne rozrywkowe kino akcji na lato.
-
Nie polecam, bo to film naprawdę totalnie bzdetny.
-
Jeśli ktoś myśli, że ten film jest prostym PARP-owskim moralitetem, to się grubo myli - mnie się wydaje, że twórcom udało się znakomicie pokazać, że wszystko jest dla ludzi, także dla tych, którzy mają jakiś kłopot z wyluzowaniem się - grunt to znać umiar i nie przeginać.
-
Tak, "Obiecująca. Młoda. Kobieta" niewątpliwie jest filmem feministycznym, co nie oznacza, że nudnym lub banalnym - to po prostu czarna komedia, tyle, że na temat. U mnie mocne 8/10, w tym plusik właśnie za to, że poważną kwestię udało się pokazać w taki niby-niepoważny sposób.
-
Nie jest filmem wybitnym, sposób prowadzenia ról i gagi są dość przewidywalne, sytuacji nie ratuje ani świetna scenografia i kostiumy, ani nieźle umiejscowiony czasowo set diżejski. Równocześnie film jest tak sztampowo popkulturowy, tak oczywisty w schematach - tak zaskakujący w tym jak świeżo mogą wyglądać chyba mocno wyeksploatowane wątki - że u mnie ma mocne 8/10.
-
Klasyczne dzieło Guya Ritchiego - dużo akcji, parę niezłych scen, kilka fajnych samochodów, mnóstwo trupów, do tego jego tradycyjne prowadzenie czasowej narracji - generalnie świetne kino rozrywkowe, idealne na majowy wieczór we wreszcie otwartym kinie.
-
Nie jest to mój ulubiony rodzaj kinematografii - nie oznacza to, że film jest zły, jak dla mnie po prostu okazał się zbyt wolnoobrotowy, jak przystało na silnik V8 - po prostu wydaje mi się, że nawet amerykański klasyk drogi mógłby być prowadzony nieco żwawiej, energiczniej.
-
Duży plus za świeżą obsadę, doskonałe poczucie humoru, lekkość formy i treści.
-
Z pewnością nie mógłbym go polecić wszystkim kinomanom. Nie ma wprawdzie dłużyzn, zaś akcja toczy się dość wartko, jednak dość specyficzne poczucie humoru nie przypadnie do gustu każdemu.
-
Mnie do gustu przypadło średnio, bo chociaż akcja wartka, momentami trudna do ogarnięcia, chyba trzeba by zobaczyć jeszcze co najmniej raz, żeby sobie wszystko poukładać w łepetynie.
-
Dla zainteresowanych: film jest pełen wspinaczkowego "mięsa" - wspinaczy widzimy zarówno przy nierównej walce w ścianie, jak i od kuchni. Jest też mnóstwo wspaniałych, zapierających dech w piersiach widoków, niektórym chwilami z pewnością może zakręcić się w głowie.
-
Nawet jeśli film ma jakieś słabsze strony, to z pewnością nie psują odbioru całości dzieła, które jest naprawdę bardzo dobre.
-
Zwykło się myśleć, że film akcji nie jest do myślenia, jest do oglądania. Wychodząc z kina z "Nędzników" zmienicie zdanie: ten dynamiczny, wstrząsający, brudny, brutalny - zdecydowanie bez une fin heureuse - daje tyle do myślenia, że aż strach.
-
Niestety, spędzone dwie godziny przed ekranem pozwoliły mi wyłącznie na konstatację, iż moim ostatnim życzeniem jest: nie oglądać już więcej takich słabych filmów.
-
Na pewno nie ma w tym wielkiego aktorstwa, porywającej opowieści lub wzruszeń czy innych emocji, ale jest naprawdę świetna zabawa podana w atrakcyjny wizualnie sposób, a wszystko to w ostrym tempie.
-
Słowem: lubicie w kinie poważne tematy, ale nie lubicie się nudzić lub zadręczać? Nie będę kłamać: film "Kłamstewko" powinien przypaść Wam do gustu.
-
Niestety, niezgorszy pomysł został przełożony na ciężkostrawną formę: w filmie panuje chaos, ludzie momentami się przekrzykują jeden przez drugiego, część scen wygląda jakby była opracowana dosłownie na kolanie - na to wszystko nałożona jest muzyczka jak z jakiejś gierki komputerowej sprzed 35 lat - a to wszystko trwa zdecydowanie za długo, bo przeszło 2 godziny.
-
Nie jest filmem sensacyjnym, nikt do nikogo nie strzela i nikt nikogo nie ściga, nie ma także nieoczekiwanych zwrotów akcji, niesamowitego napięcia, ról też nie nazwałbym wybitnymi. Jednak rzecz ogląda się naprawdę bardzo dobrze, i to raczej nie dlatego, że przed pójściem do kina jeszcze raz sprawdziłem jak rzeczy się miały i okończyły.
-
Nie jest łatwym filmem i z pewnością na pewno nie jest filmem ani wesołym, ani zabawnym. Jednak jako satyra na łatwość rozprzestrzeniania się - i kompletną głupotę - ideologii nienawiści przypomina nam, że kłamstwo ma krótkie nogi i jego czar zwykle pryska przy zetknięciu z rzeczywistością.
-
Dobry film, polecam, ale uprzedzam, że "Pan T." nie jest dla każdego - zdecydowanie bardzo pomaga uprzednie przeczytanie "Dzienników 1954" i "Złego", można też zahaczyć o "U brzegów jazzu", troszkę się rozświetli.
-
Chcecie obejrzeć cholernie dobre, mocne, trzymające w napięciu kino? O dwóch takich, co musieli przedrzeć się przez linie wroga, żeby ocalić 1600 ludzi? Idźcie na film "1917", a nie pożałujecie.
-
Nudny do bólu kości, chociaż bardzo dynamiczny, bajecznie przewidywalny i schematyczny, chociaż informacja, że wszyscy bohaterowie to wielka rodzina może zaskakiwać, nadużywający ogranych motywów.
-
Bezpretensjonalny, zabawny, zaskakujący, inteligentny, autoironiczny... Czy musiałem pójść do kina pięć razy, żeby zobaczyć takie rzeczy na ekranie? Otóż całkowicie nie, bo wystarczało wybrać się na film "Na noże", żeby mieć to wszystko, a nawet więcej.
-
Wszystko jak za dawnych dobrych lat - całkiem zabawne, że taką formę i treść zagwarantował nam... Netflix, któremu zawdzięczamy ten wspaniały film.
-
Chcecie to idźcie, ale nie idąc strasznie wiele nie stracicie.
-
Dla niewierzących w polskie kino - nawrócenie może przyjść pod wpływem filmu "Boże ciało", bo nawet jeśli cuda zdarzają się tylko raz na jakiś czas, to każdemu trzeba dać drugą szansę, nawet jeśli czasem się okazuje, że tylko nadstawiliśmy drugi policzek.
-
Duży plus za realizm, za świetną rolę główną, za rewelacyjne powiązanie wątków, genialną muzykę... Nie śmiejcie się, idźcie do kina, zobaczycie sami.
-
Niezły przykład kina prostego w formie - 99% scen rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, więc nie trzeba było wydawać fury pieniędzy na nie wiadomo jakie cuda - ale jednak ogląda się go naprawdę bardzo dobrze.