-
Świeże spojrzenie na podgatunek home invasion. Skrzyżowanie "Funny Games" z "Tanimi podnietami" i "Sąsiadami" z Danem Aykroydem. W rutynowym życiu zachowawczych i trochę zmęczonych sobą bohaterów pojawia się szczypta ekscytacji, ale ma ona swoją cenę - i pociąga za sobą niebezpieczeństwo. "Who Invited Them" nosi cechy horrorowej satyry i wytyka palcem takie przywary jak gonitwa za wyższym statusem społecznym czy poświęcanie szczęścia bliskich dla pieniędzy i aprobaty innych ludzi.
-
To w pierwszej kolejności wciągający horror-dramat o presji społecznej, indoktrynacji oraz ograniczaniu cudzej wolności, bo "tak Bóg przykazał", a dopiero potem straszak per se. W filmie ukazane zostają negatywne skutki konformizmu oraz przystawania do ogólnie przyjętych standardów.
-
6.54 maja 2023
- 8
- Skomentuj
-
Tak jak Ghostface okazał się swoistym novum w katalogu zamaskowanych rzeźników, tak "Krzyk" wywrócił reguły horroru do góry nogami. Przemieszał tropy i utarte schematy, złamał kilka narracyjnych prawideł, zaskoczył wielu, serwując plot twist za plot twistem. Film stanowi wyważony miks samoświadomego kina grozy, czarnej komedii i thrillera w stylu whodunit. Postmodernistyczny, metafikcyjny charakter będzie utrzymywał "Krzyk" w młodości jeszcze przez długie lata.
-
911 lutego 2023
- 22
- #48
- Skomentuj
-
Sceny walki o przetrwanie i próby ucieczki z kostnicy-pułapki podnoszą napięcie i zostały nakręcone w stylu kina stalk n' slash z przełomu lat dziewięćdziesiątych oraz dwutysięcznych. Efektom gore również niewiele można zarzucić, zwłaszcza biorąc pod uwagę umiarkowany budżet, jakim operowali twórcy.
-
Nie jest żadnym awangardowym objawieniem, na jakie pozuje.
-
Nieskomplikowany, ale też nienużący slasher w starym stylu, jednak uwspółcześniony fabularnie.
-
"Apokawixę" można postawić tuż obok niedawnego "Wszyscy moi przyjaciele nie żyją" jako przykład fajnie eskapistycznej, zrealizowanej z rozmachem jazdy bez trzymanki. Akcja gna do przodu bez opamiętania, czasu na nudę nie ma, Fabijański jako lekko schizofreniczny szaman i wojownik w walce o lepszy świat dodatkowo podnosi filmowi ocenę. Poprosimy o sequel na dokładkę.
-
7.530 września 2022
- 2
- Skomentuj
-
Po pierwsze niezły slasher, a po drugie - co najważniejsze - mocny horror o opłakanych skutkach terapii konwersyjnej, o prawie do kochania i cielesnej autonomii oraz o tym, jak osoby LGBTQ+ są stale narażone na odebranie im tego prawa.
-
Jeden z tych thrillerów, które może są dość grubymi nićmi szyte, ale próby odgadnięcia wszystkich twistów fabularnych i tak przynoszą widzom sporo frajdy.
-
Wizualnie "Zbrodnie przyszłości" prezentują się całkiem atrakcyjnie, a zdjęcia są zgodne z wizją przedstawionego świata, choć scenariuszowo całość bywa chwilami dziurawa. Cronenberg nie wcina się tu w swoje obsesje tak głęboko, jak robił to lata temu w "Nagim lunchu", "Wściekłości" czy "Wideodromie".
-
W czasach, gdy widzowie mogą przebierać w tak wyszukanych horrorach, jak "Titane", "We Need to Do Something" czy "Lighthouse", "Abandoned" wydaje się nader uproszczony i odrobinę archaiczny.
-
Chloe Okuno nie próbuje za sprawą swojego filmu przedefiniować thrillera o paranoi i obserwatorstwie, takiego w stylu "Niepokoju" czy "Świadka mimo woli". Nie robi tego, ale z zadania nadal wychodzi obronną ręką - choć "Watcher" nie jest szczególnie oryginalny, reżyserka ma z czym i z kim pracować. Na kanwie prostego scenariusza tworzy ekscytujący dreszczowiec i opowiada wciągającą historię.
-
Problemem komedii Priwieziencewów nie jest hołdowanie toksycznej męskości - bo tę raczej twórcy obśmiewają. Jej problem leży w tym, że całość - pomimo obiecującego tematu wyjściowego - nie śmieszy tak, jak powinna, finalnie rozczarowuje. Film jest płytki, a bohaterom wkładane są w usta w najlepszym wypadku frazesy, a w najgorszym głupoty. Postacie, które trudno darzyć sympatią, rzucają bzdurami w stylu: "Mój stary wypalił cztery paczki, zanim się przekręcił... zamek w drzwiach".
-
Jako kameralny thriller o walce ze wzburzoną przyrodą i złamanymi psychicznie degeneratami film pozostawia po sobie naprawdę dobre wrażenie. Finał filmu jest brutalny, może tylko trochę przewidywalny, ale nadrabia to zgrabną konkluzją na temat ludzkiej natury.
-
To komediodramat o burzy emocjonalnej, wypaleniu małżeńskim i kryzysie wieku średniego. Film skłania do refleksji, jest technicznie przyzwoity, a niekiedy imponujący, jego ścieżka dźwiękowa i dobór piosenek budzą skojarzenia z zagranicznymi produkcjami. To, co uderza - niestety negatywnie - w "Fucking Bornholm" to postać Mai. Sama Grochowska jest, oczywiście, zdolną aktorką, ale bohaterka nie budzi w widzu sympatii.
-
Wyróżnia się za sprawą mocnego scenariusza, stylowej realizacji i nieoczywistej antybohaterki. Warto pochwalić też dobór filmowej final girl, która nie jest ani chodzącym stereotypem, ani odrysowaną od linijki kalką Laurie Strode. To proseksualna hedonistka, z bagażem doświadczeń, własnym systemem wartości oraz własnym pomysłem, jak przetrwać w świecie pełnym szaleńców i "degeneratów".
-
Zanadto inspirowany jest takimi tytułami, jak "Stranger Things", "Jumanji", "Stay Alive". Historia jest wtórna i zdawkowa, kuleje szyk narracji.
-
Nihilistyczny, ale prawdziwy, stanowi interesującą analizę społeczną. Jego przekaz jest sensowny, konkluzje są trafne, punkt wyjścia dla horroru dla wielu okaże się nader osobisty i zrozumiały. To z jednej strony kino grozy, a z drugiej ostry jak brzytwa dramat o rasizmie instytucjonalnym.
-
Z reżyserowanym przez Kim Farrant dreszczowcem można przyjemnie spędzić czas, ale tylko wówczas, gdy nie nastawiamy się na wielkie filmowe objawienie. "Wyjazd na weekend" jest schematycznym thrillerem o porwaniu i amatorskim śledztwie detektywistycznym, całość ma walory filmu telewizyjnego, budzi skojarzenia z "Kręgiem wtajemniczonych" czy "Współlokatorką".
-
Simon Rex jako antybohater, którego nie sposób znienawidzić, jest kapitalny w swojej roli, a w większości scen towarzyszy mu zaskakująco zgrany ansambl. Aktorska ekipa działa jak dobrze naoliwiona maszyna dzięki Bakerowi, który kolejny raz dowodzi, że jest jednym z najzdolniejszych amerykańskich reżyserów i scenarzystów.
-
Solidny, bardzo rozrywkowy horror, który jednocześnie nie mógłby równać się z pierwowzorem Hoopera. Nie, bo w jego rękach powstał filmowy monument i ambitna alegoria konfliktu wietnamsko-amerykańskiego, a produkcja Netfliksa to po prostu smaczny popcorniak.
-
Naturalistyczny i nieoczywisty, traktuje o postaciach, które są wielowymiarowe i pełnokrwiste - po prostu ludzkie. Z początku sprawia wrażenie trochę rozproszonego, ale im bardziej zagłębiamy się w psychikę Bena, tym bardziej pochłaniający staje się seans. Finałowe minuty skwierczą od rozpalonych emocji.
-
Bystry komentarz na temat popkulturowej spuścizny i nostalgii, ale też - co tu dużo mówić - postępującego szaleństwa. Twórcy pochylają się nad kwestią toksycznych fandomów i wpływu krwawego kina na psychikę. To żaden nadęty wykład, a raczej postmodernistyczna zabawa gatunkiem, flirtująca z poprzednimi odsłonami serii.
-
Postmodernistyczny, atrakcyjnie zwizualizowany horror, trochę w stylu Tromy. Odjechany twist narracyjny jednych do siebie przekona, a innych rozczaruje - fabuła to istna jazda po bandzie. Reżyser zdaje się mieć kilka sprzecznych pomysłów na film. Jest jeden znaczący minus: przy najszczerszych chęciach nie da się odczytać go w jednym tylko przyjętym kluczu. To nie jest spójny sequel, a mariaż wielu gatunków, niekiedy do siebie nieprzystających.
-
Drapieżny horror pełen hardcorowej przemocy i kreatywnych scen uśmierceń. To jednak więcej niż krwawe kino grozy. Film kręcono wbrew oczekiwaniom: idealnie oddaje on współczesny zeitgeist, uderza w lęki trapiące Amerykanów. Opowiada o pułapkach moralności, współczesnych samosądach i tworzeniu własnego prawa. "Halloween zabija" to piękna oda do slashera. Michael Myers jest w niej beznamiętny, dziki i absolutnie przerażający.
-
Brawurowo zagrany, atrakcyjny wizualnie film, który wpisuje się w trend brudnego, przesączonego krwią i potem kina akcji. Damięcki gra wbrew oczekiwaniom i budzi grozę, obsadzony w mniejszej roli Eleryk wyrasta na bad assa à la Bogusław Linda. Popisy kaskaderskie i sceny walki wręcz robią wrażenie. Całość nie przypomina filmu Vegi - na całe szczęście.
-
Ponad sto minut filmowego analfabetyzmu. Wan - który nigdy nie był wytrawnym narratorem - żongluje pomysłami i konceptami, na oślep próbuje wyczarować coś z niczego. "Wcielenie" pozbawione jest jednak charakteru, "trzyma się" na jednym jedynym plot twiście. To film nadmiernie kampowy, efekciarski, zniekształcony gatunkowo. Przesadnie karykaturalny w swych założeniach i po prostu źle wyreżyserowany.