Łukasz Jakubiak
Krytyk-
Watts zamyka pewien rozdział w życiu naszego Pajączka, a przy okazji daje nam wspaniałą lekcję z historii popkultury. Historii pełnej wzlotów i upadków, ale też szczerej pasji.
-
. To najbardziej niemarvelowski film Marvela, jaki powstał w ostatnim dziesięcioleciu. Aż chce się wykrzyczeć: w końcu!
-
Między pierwszą a drugą serią Wiedźmina ewidentnie widać skok jakościowy. Lepsze CGI, kostiumy oraz scenografia, poważniejszy ton, a nawet bardziej klimatyczna i ilustracyjna ścieżka dźwiękowa - to wszystko da się jednak wychwycić z poziomu pierwszego odcinka. Netflix wciąż jednak ma problemy z ustabilizowaniem narracji, doborem wątków oraz postaci, jak również wprowadzaniem nowych rozwiązań.
-
Może nie do końca spełnia się jako kino grozy, ale można je spokojnie nazwać horrorem #metoo, dojrzewania i chorobliwej nostalgii. Zresztą film o wiele lepiej działa z poziomu gatunkowego podszycia.
-
Kontynuacja Venoma zalicza dokładnie tyle samo kroków w przód, co w tył i nie zaciera wrażenia zmarnowanej marki. Nasz oślizgły symbiont zasłużył na lepszych nosicieli.
-
To obraz eksperymentujący z marvelowską formułą, przesuwający akcenty, który daje nam namiastkę tego, co nas czeka w IV fazie. Jest widowiskowy, dobrze napisany, pomysłowo wyreżyserowany.
-
Chyba największą wadą Diuny okazuje się fakt, że kończy się w połowie, zostawia widzów z ogromnym niedosytem i każe czekać na najlepsze. Villeneuve daje nam satysfakcjonującą ekspozycję świata, zgrabnie zawiązuje akcję, a przy tym też wodzi, przytłacza i wprawia w zachwyt.
-
Utrzymuje tę jakość, co więcej, niektóre elementy rezonują tu nawet lepiej niż we wspomnianych produkcjach. Szczególnie warstwa intelektualna i symboliczna, która nie daje widzom jasnego klucza interpretacyjnego.
-
Gunn w swoim obrazie nawet przez moment nie ukrywa tego, że jest fanem komiksowego pierwowzoru. Strzela easter eggami jak z karabinu, lawiruje na granicy słodyczy i bezpretensjonalnej przemocy, doskonale rozumie swoich bohaterów i nawet jeśli w kilku momentach skłania się ku hollywoodzkiej sztampie, to z miejsca podlewa ją niczym nieskrępowanym szaleństwem.
-
Omawiana tu produkcja nie jest więc kolejnym kamieniem milowym w świecie Marvela - choć wspomniana wcześniej czołówka zapowiadała coś poważnego, nowatorskiego - ale wciąż ma w sobie silnie bijące serce.
-
Na ten moment, pomijając kontrowersje wokół osoby Marylina Mansona, Amerykańscy bogowie na dość stabilnym gruncie zmierzają do nieuchronnego finału.
-
Snyderowi trzeba przyznać jedno - ma silną autorską rękę. W jego Lidze sprawiedliwości czuć miłość do uniwersum, widać, że rozumie mitologię tego świata, ale ostatecznie nie wszystkie zastosowane przez niego rozwiązania sprawdziły się na ekranie. To wciąż drugoligowy film superhero, niezmiennie bałaganiarski i reakcyjny, który otrzymał dłuższe, ciekawsze i bardziej rozrywkowe życie. Najważniejsze jednak, że zgodne z artystyczną wizją swojego stwórcy.
-
Produkcja pokraczna, brzydka, pozbawiona jakichkolwiek aspiracji.
-
Okazuje się B-klasową rozrywką, tyle że z ogromnym budżetem i ambicjami, które nie do końca zostały podźwignięte. Pierwsze spotkanie z filmem. nawet jeśli co niektórych przyprawi o ból głowy, daje jednak poczucie doświadczania czegoś wielkiego, a narracyjna układanka może okazać się dla co niektórych satysfakcjonującym wyzwaniem.
-
Nowi mutanci wypadają o niebo lepiej od zeszłorocznej Mrocznej Phoenix. Co więcej, jak na film, który powstawał w bólach i nie miał prawa się udać, znalazło się w nim kilka naprawdę dobrych elementów. To skromne i intymne post scriptum pod kinowym uniwersum X-Men i w sumie wielka szkoda, że nie poznamy dalszych losów nowego pokolenia mutantów.
-
Bajzel pełen dobrych pomysłów, który można porównać do wnętrza szafy Harley. Jest kolorowo, chwilami odważnie i kobieco, ale brakuje mu szyku i własnego stylu. Ot zwykła krzykliwa hipsteriada.
-
Projekt ambitny, choć nie do końca przemyślany, jednakże drzemie w nim potencjał na świetną serię fantasy. Największym wrogiem twórców okazały się niestety ograniczenia finansowe.
-
Post-horror pełną gębą - artystycznie i intelektualnie spełniony, popisowo zagrany, wizualnie porywający.
-
Joker w wykonaniu Phoeniksa jest iście mistrzowski - przekrojowy i niejednoznaczny - ale nie byłby kompletny bez audiowizualnego tła.
-
Niestety Mroczna Phoenix zamiast rozwijać, zaprzepaszcza cały dorobek serii - to nie jest historia, za którą widz chciałby podążać, nie ma tam też postaci, którym chce się kibicować. Pełno tu papierowych figur, ale niewiele samej treści.
-
Ma wiele cech wspólnych ze swoim głównym bohaterem - to typowy outsider, z wielkim sercem i ciętym dowcipem, który od czasu do czasu lubi zabłądzić. Nie otwiera też nowych szlaków w adaptowaniu komiksów, ale za to okazuje się ciepłym i bardzo mądrym kinem familijnym.
-
Uderza w zupełnie inną wrażliwość niż zeszłoroczne Dziedzictwo. Jest to obraz mniej kompleksowy i intensywny, choć równie oryginalny, zgrabnie wpisujący metaforę toksycznej relacji w poetykę pogańskiego horroru. Ari Aster znów irytuje, zwodzi, niepokoi, śmieszy, ale też zachwyca.
-
Nawet jeśli w trakcie i po seansie troszkę sobie pomarudziłem - bo całe lata czekałem na jakąkolwiek adaptację - to i tak jestem usatysfakcjonowany. Cieszę się, że Gaiman włożył w tę serię tyle serca i potraktował swój książkowy debiut z należytym szacunkiem. Może i odrobinę zbyt zachowawczo, ale wciąż z szacunkiem.
-
Na pierwszy rzut oka tegoroczny sezon Amerykańskich bogów wygląda w porządku, ale to wciąż żywy trup uśmiercany przez kolejne odejścia najbardziej kreatywnych członków ekipy, a sztucznie podtrzymywany przez samego Gaimana.
-
5.34 maja 2019 [2]
- Skomentuj
-
Piętno dylogii del Tora okazało się zbyt silne, a producenci po raz kolejny okazali się największymi złoczyńcami - nowy Hellboy to klapa, ale na pewno nie jest dziesiątym kręgiem piekła, jak co niektórzy sądzą. Im dalej w las, tym bardziej staje się bolesny, ale przez większość seansu można się na nim dobrze bawić.
-
Wan dopiął swego. Jego Aquaman to film w pełni autorski, czerpiący garściami z B-klasowego kina Nowej Przygody, będący niestety dość prozaicznym studium superbohatera. Obraz nie wyróżnia się na tle innych komiksowych "początków", nie stroni od oczywistych zabiegów fabularnych, ale jest w nim tyle serca i zabawy formą, że trudno go nie polubić.
-
Skrypt Venoma miał rozrywkowy potencjał, ale producenckie "poprawki", które miały zmienić film w kasowego popcorniaka, jeszcze bardziej go pogrążyły. Przynajmniej artystycznie, choć szkoda, że nie finansowo.
-
Nie ma co się oszukiwać - Predator to zły film. Jest chaotyczny, przesadza z dowcipami, niewiele w nim dramatyzmu, a na dodatek ma kiepskie efekty komputerowe. Ale czy można się na nim dobrze bawić? Pewnie, nawet cholernie dobrze.
-
Sollima ma rękę do scen akcji - nawet jeśli dramaturgicznie nie dorównują tym z jedynki - ale trudno nazwać go wizjonerem. Co najwyżej dobrym rzemieślnikiem. Soldado nie jest więc tak głęboki i niejednoznaczny jak poprzednik, ale sprawdza się jako niezobowiązująca sensacja.
-
Deadpool może i wydoroślał, ale nie wzbudza już takiej sympatii, jak przy pierwszym spotkaniu. Śmieszy bardziej niż ostatnio, robi lepsze piruety, ale wciąż popełnia te same błędy.
-
Makabryczny plac zabaw - reżyser ustawia bohaterów niczym figurki, stopniowo łamie ich psychikę i wywołuje wewnętrzne demony wyłącznie po to, by w finale zaserwować im psychodeliczną podróż do otchłani. Już dawno nie było w kinie grozy tak bezlitosnego twórcy - zarówno dla swoich postaci, jak i widzów.
-
Sen Alexa Garlanda o Anihilacji można uznać za artystycznie spełniony. Reżyser w trakcie seansu wchodzi w intelektualną grę z widzem - mąci i zostawia luki, zręcznie operuje symboliką, wykorzystuje filozoficzne motywy i prądy myślowe.
-
Produkcja tandetna, chwilami wręcz staroświecka, która miała zadatki na rasowe kino superbohaterskie. Niestety w takiej formie okazała się jedynie zlepkiem kilku efektownych scen i zabawnych dialogów, a nie od dziś wiadomo, że w tym gatunku nie chodzi wyłącznie o fragmentaryczną rozrywkę.
-
Starz wypuściło pozycję odważną i niezwykle oryginalną, która na pewno znajdzie się w tegorocznej serialowej czołówce. Niektórym osobom, szczególnie fanom pierwowzoru, może przeszkadzać niespieszne tempo, rozwleczone wątki i obsceniczne sceny - swoją drogą bohaterowie nawet klną tu o wiele więcej niż w powieści - ale mimo tych mankamentów to wciąż dość wierna adaptacja.
-
Choć cyberpunk już na stałe zapisał się w kanonie popkultury, to dopiero wraz z premierą nowego Blade Runnera przeżył prawdziwy renesans.
-
Christopher Nolan w Dunkierce obalił status quo kina wojennego - zbudował wielopoziomową narrację, rozłożył historię na kilku bohaterów, a przemoc zastąpił szerokim ujęciem psychologicznym.
-
Chwilami razi infantylnością, ale to pierwszy film z uniwersum, który posiada konsekwentną narrację, dotyka istotnych problemów, a przy tym oferuje efektowną rozrywkę dla miłośników kina superbohaterskiego.
-
Stara się być zarówno sequelem Prometeusza, jak i prequelem Ośmego pasażera Nostromo, ale w konkluzji okazuje się produkcją źle skrojoną, pozbawioną własnej tożsamości.
-
Brak efekciarstwa na korzyść subtelniejszych środków - czy to fabularnych, czy audiowizualnych - wartościuje nowe dzieło Villeneuve do miana jednego z najlepszych filmów science-fiction trwającej dekady.
-
Dla wielu fanów Marvela Logan nie będzie wymarzonym filmem o Rosomaku, ale pomimo kilku dotkliwych "szram", to wciąż najlepszy przekład jego historii. James Mangold nakręcił najdojrzalszy obraz z serii X-Men, który wyłamuje się z gatunkowych konwenansów.
-
Powstało kino na tyle dojrzałe, by poruszyć dorosłego i na tyle atrakcyjne, by zauroczyć młodszego widza. A taka sztuka udaje się tylko prawdziwym wizjonerom.