Mariusz Kawczyński
Krytyk-
Jedno jest pewne - krótsza wersja to w tym wypadku nic innego jak okaleczony kadłubek pozbawiony sporej części swego oryginalnego charakteru. Zdecydowanie nie polecam zapoznawania się z filmem w takiej postaci.
-
"Bliźniacy" bazują na prostych, klasycznych rzec by można podstawach, ale jako lekka, niezobowiązująca rozrywka sprawdzają się znakomicie. Duet głównych bohaterów zadziałał tu wręcz idealnie.
-
Za sprawą swej niecodziennej formy i stosowanych przez reżysera chwytów, jeden z najciekawszych sequeli z jakimi się zetknąłem.
-
Sam film jest wart uwagi i może stanowić dobry wstęp do zawarcia bliższej znajomości z nieprzeciętnie interesującą postacią, jaką niewątpliwie był Bruce Lee.
-
Cała konfrontacja opiera się tu na starciu pomysłowości ludzi i podziemnych bestii, oferując szereg satysfakcjonujących zwrotów akcji, wliczając w to także i samo zakończenie. Wszystkie wyżej wymienione zalety sprawiają, że "Wstrząsy" znakomicie znoszą kolejne powtórki.
-
Świetne tempo, reżyseria, piękne zdjęcia, niesamowita muzyka, niepowtarzalna atmosfera i niezapomniany, emocjonujący finał - te wszystkie atuty składają na film wielokrotnego użytku, przykład świetnej adaptacji, twór idealny lub przynajmniej bardzo ideałowi bliski. Krótko mówiąc, wielkie kino i pozycja obowiązkowa w każdej filmowej kolekcji.
-
Pewnie niektórzy spośród zwolenników filmu, byliby skłonni dopisać go do listy, w której nagłówku znalazłoby się coś o "guilty pleasure", ale jako że sam nie uznaję takiej kategorii, zaliczam "Showgirls" do "udanych filmów, do których wracam z przyjemnością". A skoro tak, to mogę spokojnie stwierdzić, że Verhoeven jeszcze mnie nie zawiódł.
-
Pomimo pewnych niedociągnięć spokojnie zaliczyłbym ten film do Top-5 spośród całej twórczości reżysera. Jest to z pewnością produkcja wielokrotnego użytku, do której z przyjemnością wracam co jakiś czas.
-
O ile do pierwszego filmu serii na przestrzeni kolejnych dekad wracałem w miarę regularnie, a każdy seans był przyjemną, nostalgiczną przejażdżką do lat 80., tak na powtórkę sequeli po latach zdecydowałem się tylko raz. Ze wszystkich sześciu kontynuacji tylko część trzecia okazała się względnie oglądalna, reszta zaś była istną drogą przez mękę i bardzo wątpię, bym kiedykolwiek zdecydował się na to raz jeszcze.
-
Zostaje tylko ubolewać nad tym, co spotkało ten film na stole montażowym, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że mogliśmy dostać sequel dorównujący oryginałowi, a pod pewnymi względami nawet go przerastający.
-
Mimo że "Otchłań" to z pewnością jeden z tych mniej znanych filmów Jamesa Camerona, jak również jeden z nielicznych w jego filmografii przypadków produkcji, które otarły się czy wręcz zahaczyły o box office'ową porażkę, jest to wciąż pozycja ze wszech miar warta uwagi.
-
Niedosyt. Słowo-klucz chyba najlepiej opisujące wrażenia, jakie towarzyszyć nam będą podczas słuchania przygrywającej na napisach końcowych piosenki The Cure.
-
To z pewnością pozycja interesująca, intrygująca i dająca do myślenia. Jest przy tym nadzwyczaj atrakcyjna pod względem audiowizualnym, zawiera szereg pamiętnych scen czy występów na drugim i trzecim planie. Z drugiej strony, ze względu na wspomniane wyżej rozwiązania fabularne, brakuje w niej tego, co pewne filmy czyni wielkimi.
-
Dostaje ode mnie szkolną czwórkę, co i tak stanowi niezły wynik, a jednocześnie rekomendację - w końcu nie mamy obecnie zbyt wielu produkcji tego rodzaju, więc z każdej udanej wypada się cieszyć. Ta z pewnością się do takowych zalicza - do najlepszych trochę zabrakło, ale już takiego "Robin Hooda" od Ridleya Scotta film ten zjada na śniadanie.
-
Z pewnością jest to produkcja godna polecenia każdemu szukającemu reprezentatywnego przykładu dla B-klasowego kina akcji/SF przełomu lat 80. i 90., a przy tym jedna z ciekawszych pozycji w filmowym dorobku Dolpha Lundgrena, któremu nigdy nie było dane rozwinąć skrzydeł w pierwszoligowym kinie akcji.
-
Sam oglądałem "Uciekiniera" z przyjemnością zarówno na początku podstawówki, jak i trzydzieści lat później - film doskonale znosi liczne powtórki. Oczywiście wiele zależy tu od podejścia widza do tego rodzaju "ramotek".
-
Ci, którzy nie przepadają za prostym, brutalnym kinem akcji opartym na sprawdzonych schematach i nostalgii do bohaterów dawnych lat, zapewne nie znajdą tu wiele dla siebie, wszystkim pozostałym polecam dać szansę "Ostatniej krwi".
-
Mimo kilku wspomnianych wyżej zgrzytów "Joker" stanowił dla mnie spore zaskoczenie, jednocześnie szturmem zdobywając miejsce na podium najlepszych zeszłorocznych produkcji, jakie miałem okazję oglądać. Główna w tym zasługa Joaquina Phoenixa, który zrównał się w mojej opinii z Ledgerem i Nicholsonem, aczkolwiek należy tu podkreślić, że odtwarzana przezeń postać nie jest Jokerem w pełni wykształconym, a zatem zupełnie kimś innym niż wrogowie Batmana z filmów Burtona i Nolana.
-
Jako fan wiedźmina z dwudziestoletnim stażem stwierdzam, że nie jest źle. Tu i tam kręciłem, co prawda, nosem, na ten czy inny aspekt narzekałem, a w zachwyt nie było okazji popadać, ale w ostatecznym rozrachunku, mimo szeregu niedoskonałości i sporej ilości decyzji, których sensu zrozumieć nie jestem w stanie, jestem zadowolony.