-
Nie chcąc jednak spoilerować - całokształt uważam za bardzo udany i choć końcówka trochę obniżyła mój entuzjazm to nadal jest to bardzo dobry film, który świetne mi się oglądało i chętnie do niego wrócę. Istnieje duża szansa, że przy ponownym seansie, docenię tą produkcję jeszcze bardziej.
-
Jednak w tym przypadku oczekiwałem czegoś więcej i z lekkim bólem serca wystawiam 6/10. Choć to nie jest niska ocena to zapowiadało się na więcej.. Film jednak ma potencjał by iść śladem Midsommar, które z początku było dla mnie fantastyczną niewiadomą, którą eksplorowałem i eksploruję aż do dnia dzisiejszego wpadając w coraz większy zachwyt. Raczej nie ewoluuje aż tak jak dzieło Astera ale może zyskać przy kolejnych wizytach w Saltburn.
-
Dla mnie największy zawód w tym roku. Nie można nawet tego zrzucić na wygórowane oczekiwania, które można było mieć wobec tej produkcji po opiniach, które zalały sieć po premierowych pokazach. Nie miałem oczekiwań, głowa była otwarta na wizję reżysera ale całkowicie się z nią minąłem. Po seansie włączyłem zwiastun. W ciągu minuty jest więcej emocji i działa znakomicie. Pomysł świetny, idealny na bardzo krótki metraż.
-
W skali 1-10, 5 to maksimum ile mogę temu filmowi wystawić. Mimo paru plusów, efekt jest co najwyżej średni i seans nie był przyjemny. Oby nie skończyło się kolejnym wymuszonym wysypem nagród dla Netflixa. Już to widzieliśmy podczas tegorocznego rozdania Oscarów, więc wystarczy.
-
Mimo pozytywnej oceny czuję niedosyt. Chociaż obsada dała z siebie wszystko to combo w postaci Gorol-Ogrodnik-Schuchardt-Kolak mogło dostarczyć zdecydowanie więcej. Trochę szkoda, że jednak twórcy poszli w brutalną stronę szokujących widoków, marnując potencjał aktorski wspomnianych osób. Warto jednak tej produkcji poświęcić uwagę i przekonać się na własne oczy z czym do widza przychodzi "Jedna Dusza" i jakie ma tytułowa dusza w tym wszystkim znaczenie.
-
Bardzo dobrze spędzone dwie godziny w kinie. "Ferrari" dostarczył mi zarówno emocji jak i rozrywki. Mimo iż nie było to coś czego oczekiwałem to i tak wyszedłem z sali kinowej usatysfakcjonowany.
-
"Biedne Istoty" zostają z widzem po seansie. Ze mną zostały aż do dnia kolejnego i nawet pisząc recenzję, czuję że jeszcze nie wszystko do końca przetrawiłem. Fabuła powierzchownie wydaje się prosta jednak zawiera głębię, którą chce się odkrywać. Film dojrzewa w głowie i choć po wyjściu z seansu miałem wrażenie, że Lanthimos dał nam już w swojej karierze lepsze filmy to z czasem do mnie zaczęło docierać, że brałem udział w niesamowitym widowisku. W takim, w jakim jeszcze nie brałem udziału.
-
To film o standardowej długości lecz wypełniony jest po brzegi ciekawą i wartościową treścią. Powinien spodobać się zarówno osobom kompletnie nie znającym Friedkina jak i tym, którzy reżysera uwielbiają.
-
O taką kontynuację nic nie robiliśmy!
-
Chciałoby się powiedzieć, że mamy "Good Time" w domu. W przeciwieństwie do mema, ten nasz domowy twór nie jest powodem do wstydu! Uważam, że całokształt zasługuje na pozytywną ocenę. Ode mnie 8/10 - za odwagę, za świeżość i przede wszystkim za bardzo dobrze wykonaną pracę.