Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.
  • Dołączyła: 16 lutego 2019
  • Za dużo w jednym filmie. Szczególnie jeśli nawet nie wie czy lepiej iść w stronę listu miłosnego dla kina czy ciężkiej opowieści o problemach Hollywoodu (dlatego robi oba). Będę doceniał za różne pojedyncze sceny albo warstwę techniczną, ale to był męczący seans.

  • Babylon sprawdza się w niektórych scenach zarówno jako satyra, jak i również hołd dla kina Hollywood lat 20. i 30. Problem w tym, że te sekwencje stanowią tylko część jednego wielkiego i zbyt długiego burdelu na kółkach próbującego nieraz tanio szokować nie tam, gdzie trzeba.

  • ,,Patrzcie jakie miałem ciężkie dzieciństwo!" - Panie Spielbierg, ja mam to w dupie. Przyszedłem oglądać dobry film, a nie opowiastkę bez jakiejkolwiek wartości. Scenariusz jest kompletnie rozwalony. Portrety psychologiczne nie istnieją, tempo historii nie działa, a sentymentalizm męczy. A kończy się to wyjątkowo od niechcenia, bez satysfakcjonującej konkluzji.

  • Ogromny metraż,który strasznie nuży,jest mocno chaotyczny,sili się aby oddać godny hołd królowi a potyka się przy każdej próbie.Nie wiem też czym chciał być ten film,pierwsza godzina wchodzi w jakiś musical,potem czar ten znika.Ukazanie elementów dzięki którym Elvis stał się legendą są poszarpane i nieciekawe.A zrobieniem menadżera głównym narratorem całej historii to strzał w kolano tak samo jak charakteryzacja Hanksa.Jedynym jasnym punktem dla którego było warto-Austin Butler-ta rola to złoto.

  • Stylistycznie to podróż niezwykła-Twórca czerpie z kina noir ale również bierze coś z klasyki literatury,horrorów czy malarstwa.Ale umówmy się to jego znak rozpoznawczy i pod tym kątem spisuje się wyśmienicie bo wizualnie "Zaułek" to uczta dla oczu.Mam ogromny problem z narracją tego filmu oraz scenariuszem.To niezwykle rozwleczony film,momentami dłużący się,brakowało tu napięcia,pewnego rodzaju tajemnicy poznawczej.Aktorsko Cooper,Collette,Strathairn oferują dużo dobrego, reszta to miałki sort.

  • Moi drodzy,to co się zadziało wizualnie zapiera dech bo tak niebanalnie stworzonego dzieła nie widziałem dawno.Klaustrofobia kadrów(format flat),kontrast światła(uwypukla to co istotne),oniryczny montaż,monumentalna/teatralna scenografia,dźwięk elementem nieoczywistym,skala odcieni czerni i bieli.Te wszystkie aspekty sprawiają,że Makbet staje się fascynującym filmowym doświadczeniem gdzie podczas seansu widz ma wręcz halucynacyjną percepcje poznawczą.Czuć inspiracje Nosferatu.Jestem oszołomiony.

  • Licorize Pizza to piękna nostalgia do nieprzewidywalnych lat 70,która uracza nas swoją prostotą,naiwnością,pewnym trybem poszukiwacza życia.Nie ukrywam,że film wynosi na wyżyny dwójka niepozornych aktorów,Haim przypomina mi młodą Meryl Streep i jest świetna a Hoffman aktorstwo ma w genach i gdzieś widać ten błysk w oku a Cooper na drugim planie to złoto.W scenariuszu gdzieś czuć pewnego rodzaju bałagan,jednakże narracyjnie film ma niesamowity ładunek i nie dłuży się.Anderson trzyma formę.

  • Piękna gra podchodów, gestów, spojrzeń, milczenia. Pełna świeżego oddechu historia miłosna na żywym tle epoki. Anderson rozumie dynamikę relacji międzyludzkich jak nikt. Haim!

  • Nie było w 2021 roku filmu, który wprowadziłby mnie w tak dobry nastrój. Mieszanka zapadających w pamięć scen rodem z najlepszych komedii, romansów, a nawet thrillerów. Ta jakże oryginalna miłosna opowieść o czasach i ludziach niesie za sobą sporo pozytywnych emocji. Anderson kreuje epokę fantastycznie, choć nie wiem, czy "kreacja" to do końca odpowiednie słowo, bo ogląda się to pod tym względem jak dokument. Na ten moment to mój ulubiony film PTA. Będzie klasykiem w gatunku, a wykracza poza.

  • Pomysł był OK, ale potencjał nie został wykorzystany. Shyamalan zupełnie bez formy, choć z ciekawym cameo sprawdzającym się jako autokomentarz i częściowe łamanie czwartej ściany. Końcówka absurdalna nawet jak na standardy tego reżysera. Da się obejrzeć, acz czy warto?

  • Shyamalan jak to on. Marnuje potencjał drzemiący w ciekawym pomyśle na film. Jednak tym razem dokłada do tego jeszcze fatalne dialogi i słabą reżyserię.

  • Oglądanie OLD sprawi, że poczujecie się po seansie starsi o 108 minut, a przy tym nie odczujecie z tego żadnej satysfakcji (z samego filmu również). Shyamalan znowu udowodnił, że nawet korzystając z materiałów źródłowych potrafi dobre pomysły na fabułę spartolić koncertowo już na etapie scenariusza.

  • Mam trochę problemy z narracją, ale przy tym doceniam historię za naturalne opowiadanie o nastolatkach. Poza tym bardzo spodobała mi się estetyka.

  • Lubie jak Campos buduje napięcie-napięcie które tak naprawdę jest praktycznie non stop-bo nie ma tu żadnych przewrotek.Może gdzieś nużyć tempo-bo reżyser nigdzie się nie spieszy-każdego z kolei bohatera i jego losy pokazuje pełną precyzją.To też kolejny przykład na to,jak religia może zawrócić w głowie oraz racjonalne myślenie.I sama definicja zła-zła które tak naprawdę jest w każdym z Nas-nawet w tych co głoszą "dobre słowo".Świetne zdjęcia,gra na wysokim poziomie.Nie każdemu jednak przypadnie.

  • 35 Warszawski Festiwal Filmowy.Podczas oglądania tego filmu zadałem sobie pytanie czym jest dążenie do perfekcji?Wraz z pójściem fabuły do przodu utwierdzałem się w przekonaniu,że to okres pełen destrukcji,wyrzeczeń a przede wszystkim nieznania samego siebie.Reżyser porusza na kanwie dość rygorystycznej kultury gruzińskiej tematy niewygodne.Ukazuje,że odkrywanie siebie wiąże się z bólem,cierpieniem,ale również nowymi emocjonalnymi doświadczeniami.Ten film to Moonlight i Tamte dni,tamte noce...

  • Nie wszystko zagrało dla mnie w finale, ale i tak scenariusz oraz aktorstwo stoją na tyle wysokim poziomie, że warto sprawdzić.

  • Ten film to tak naprawdę kalejdoskop,jedna wielka karuzela gatunków,odwołań do szeroko pojętej kultury.Wszystko wydaje się być kuriozalne i na tyle bezsensowne,że widz już w pierwszym akcie może popaść w pewne rozgoryczenie seansem.Całość wygląda jak wejście w głąb umysłu i ludzkiej psychiki-jak wiadomo,czasem my sami nie wiemy o co Nam tak naprawdę chodzi.Seans wielopłaszczyznowy,ze świetnymi rolami oraz zdjęciami.Pewnych rzeczy nie rozumiem,ale myślę,że tak powinno być.Ambitne kino warte uwagi

  • Jest jak narkotyk, z którym należy płynąć... "Babyateeth" tworzy ludzkie relacje, tak prawdziwe, jak emocje które wywołuje podczas seansu. Film Murphy'ego jest wyciskaczem łez i pomimo, iż niektórzy takich "vibe'ów" nie potrzebują, uważam iż warto otworzyć się na doznania które seans może dostarczyć.

  • Dojrzale radzi sobie z obraną tematyką nie bawiąc się jednocześnie w wymuszanie łez u widza, tylko potrafi w należyty sposób je wywołać.

  • Gdy wyszedłem z kina,po ponad półrocznej przerwie,dodam,że był to IMAX-jak szaleć to na całego-nie ukrywam,że wyszedłem zdezorientowany-bo Tenet na jeden raz nie da się obejrzeć.Na dzień dzisiejszy mam przeświadczenie,że obejrzałem świetne widowiskowe kino pełne bełkotów na temat czasu i jego pojmowania przez świat.Najbliżej mu wizualnie do Incepcji.Największą bolączką to filozoficzny bełkot który tłumaczony przez postaci-marionetki(rolę są jak ekspozycje)wprowadza w stan zagubienia.Zawieszenie

  • W TENET protagonistą filmu jest Protagonista, bo reżyser tak bardzo ma wywalone na daniu bohaterom jakiegokolwiek charakteru, że nawet zapomina dać swojej głównej postaci imienia. Normalnie czułem się w trakcie seansu jak na spektaklu robotów. Do tego Nolan miota widza kilogramami ekspozycji mających wyjaśnić zasady działania konceptu tego filmu, a mimo to później nieraz je łamie, przez co tworzy sporo dziur fabularnych.

  • Nie widzę sensu tworzenia tak wtórnego filmu, może i samoświadomego, ale ze znikomym poczuciem zagrożenia i zerową dramaturgią, na którą twórcy się tutaj silą.

  • Absurdalne podejście do slashera. Po tylu dobrych opiniach spodziewałem się czegoś, co przełamuje pewne schematy, przebija balonik strachu i potrafi zabłysnąć przemyconym humorem (np. jak w "Krzyku"), a zawiodłem się. Mógłby być traktowany jako laurka dla kina gatunkowego, jednak reżyser nie prezentuje niczego nowego, czego widz wcześniej by nie widział. A wiele scen to istna zrzynka z "Drogi bez powrotu", "Wzgórza mają oczy", czy "Toporu".

  • Czuć, że The Farewell jest mocno osobistą historią, która bardzo dobrze pokazuje zarówno relację rodziny głównej bohaterki, jak i również tematy tytułowego pożegnania oraz śmierci. Pomagają w tym wszystkim aktorzy (w tym też Awkwafina) oraz przyzwoicie napisane dialogi.

  • Nie wiem czy to moja miłość do komediodramatów tak winduje ocenę, ale "The Farewell" to jeden z najpoważniejszych kandydatów do filmów dekady w tym gatunku. Lulu Wang ma tutaj dosłownie wszystko co potrzeba takiemu filmowi. Mowa o fantastycznych bohaterach, którzy są przede wszystkim ludźmi z wieloma różnymi problemami, a w obrębie sjużetu pochylają się jeszcze nad kolejnym - nie sposób zresztą ich nie lubić. Mógłbym się rozwodzić nad wieloma plusami tego filmu, ale chyba nie starczy miejsca.

  • Waititi o wojnie, o ludziach, o emocjach, o głupocie, o miłości, o człowieczeństwie. Kocham.

  • Realizacyjny koszmarek, fabularnie prosta i rozciągnięta mocno poprzez piosenki. Jednak czasami film dawał mi trochę frajdy, a niektóre piosenki są tutaj dobre.

  • Sama konwencja jest odważna i ciekawa, problemem jest jednak realizacja. Chociaż ma swoje dobre momenty, to tylko i wyłącznie dzięki muzyce i choreografii, trzeba jednak pamiętać, że nie są to aspekty w pełni oryginalne. Wizualnie nie jest aż tak źle, jak się większości wydaje, jednakże w ostatecznym rozrachunku to montażowy ser, nuda i przepełniona kiczem produkcja.

  • Muschietti zakochany w kinie nowej przygody, nostaligicznie goniący za swoim dzieciństwem daje nam przyzwoitą kontynuację. Ponownie, jak w przypadku poprzedniczki, mam problem z rytmiką filmu, campowy styl nie raz ociera się o kicz, ale wszystko wybaczam. To w końcu kino wielkiej przygody, walki ze strachem i pogonią za wspomnieniami, świetnie korespondujące z pierwszą częścią.

  • Kompletnie nie moją bajka, poczucie humoru przynajmniej dla mnie momentami żenujące. Fabuła oczywiście prosta jak budowa cepa. Jest to moja subiektywna ocena. Dla mnie seans był koszmarem, reszta miała ubaw po pachy, może to z moim poczuciem humoru jest coś nie tak.

  • Słodki koniec dnia to tak naprawdę niezwykle gorzka refleksja dotycząca ryzyka samodzielnego myślenia.A może i nie myślenia,ale samej afirmacji życia,które przemija,jest spełnione,jednak to nie wystarcza bohaterce.Jej zdrowy egoizm gdzieś zanika a pojawia się wręcz nastoletnia natura,przepełniona jakby buntem nad światem,tym co się dzieję dookoła Niej.Kino ciche,niezwykle skromne,krytykujące współczesność i społeczeństwo podążające za miałkimi autorytetami.Takie kino w Polsce to rzadkość- szkoda