Celuloidowe sny
Źródło-
Diabelnie dobry film, który nie tylko świetnie się ogląda i jest wielką porcją świetnej rozrywki, ale i pozostaje z widzem na dłużej. I tylko brak nominacji do Oscara dla muzyki Justina Hurwitza jest prawdziwym nieporozumieniem.
-
Miał być komediodramat na poziomie, a to, co zamiast tego dostaje widz nastawiony na dobrą rozrywkę, przechodzi ludzkie pojęcie.
-
To właściwie pewnego rodzaju kuriozum - Black Mirror, które na każdym kroku stara się nas ostrzegać przed zgubnymi skutkami rozwoju technologicznego, samo popchnęło rozwój seriali na kolejny poziom. Nie sądzę jednak, aby była to przyszłość kinematografii - raczej jako ciekawostka, która może się rozwijać obok.
-
Fabuła, choć z pozoru wydaje się rozedrgana i pełna zbędnych wątków stopniowo splata się w dopracowaną całość, zostawiając również sporo miejsca na wkład własny widza. Film wypełniony pięknymi kadrami angażuje i trzyma w napięciu do samego końca. Nawet jeśli zakończenie nie jest do końca satysfakcjonujące w kontekście całości.
-
Choć dostrzegam w najnowszej wersji Narodzin gwiazdy wiele zalet, film posiada niestety wady, obok których ciężko przejść obojętnie.
-
Dzięki swojemu słabemu world buildingowi, prostocie fabuły i przewidywalności raczej nie będzie filmem, do którego będę wracać. Bo jakoś nawet ten świąteczny klimat udał się dość średnio. Ostatecznie wyszła z tego śliczna wydmuszka. Czy może raczej bombka.
-
Nowemu wcieleniu Sabriny, z pewnością nie brakuje wad oraz niedociągnięć logicznych, jednak sama dawka rozrywki zawarta w fabule jest na tyle intensywna, że bez większego trudu można przymknąć na nie oko. Jeśli dodamy do tego, że "Chilling Adventures of Sabrina" porusza ważne i aktualne tematy na czele z patriarchatem, wykorzystywaniem kobiet przez mężczyzn czy to, w jaki sposób religia zniewala wiernych, wybaczenie niedociągnięć przyjdzie jeszcze łatwiej.
-
Próba oddania wydarzeń tak świeżych w zbiorowej tożsamości wiąże się z wielkimi oczekiwaniami. Poppe jednak spisał się znakomicie, rewelacyjnie oddając tę nieludzką sytuację - przez cały film czuć namacalne napięcie. I nawet jeśli nie wszystkim się ten film spodobał, bo stwierdzili, że przekracza on pewne granice przyzwoitości, zdecydowanie warto się z nim zapoznać.
-
Choć film wykorzystuje z powodzeniem formę zastosowaną już przypadku Locke'a, ani nie jest to też pierwszy film o dyspozytorni alarmowej. Przewagą Winnych nad tym drugim jest jednak niezwykle umiejętne wykorzystanie jednego aktora i jednego miejsca, gdzie możemy operować jedynie światłem i dźwiękiem. I to Möllerowi wyszło świetnie.
-
Claire Foy dwoi się i troi, ale tej historii nie uratowałby nawet najlepszy aktor świata. Może nie ma tragedii, ale dobrze z pewnością też nie jest.
-
Jak widać we wcześniejszych akapitach, to film, który miał na celu przyciągnięcie do kina ludzi mnogością znanych nazwisk. Co bez wątpienia było dobrym posunięciem, ale wyraźnie widać, że nie dane im było pokazać pełni swojego potencjału. Co tylko podkreśla przekaz filmu - że w przypadku epidemii wszyscy jesteśmy równi.
-
Jedyny zarzut jaki można mieć do tego filmu to właściwie data polskiej dystrybucji, ponieważ to film typowo letni, chociaż może właśnie okaże się świetną odskocznią dla jesiennej pogody i miłym wspomnieniem upalnego lata.
-
Fani produkcji osadzonych w latach 60. powinni być zachwyceni. Zresztą nie tylko oni. Bo to po prostu diabelnie dobry film, który nie tylko świetnie się ogląda i jest wielką porcją świetnej rozrywki, ale i pozostaje z widzem na dłużej.
-
Searching zachęcał do obejrzenia nie tylko interesującym zwiastunem, ale również niezwykle ciekawą formą. Nie ma w filmie bowiem ani jednego typowo filmowego ujęcia - wszystko jest zrzutem ekranu lub pewnym jego rodzajem, jak na przykład fragmenty telewizyjnych wiadomości. I trzeba przyznać, że taka forma pasuje do fabuły idealnie.
-
Zwiastun tego filmu zachwycił i oczarował mnie do tego stopnia, że spodziewałam się, że film bez wątpienia będzie 10/10. I w efekcie trochę się zawiodłam, choć z pewnością nie oznacza to, że jest to film zły. Zwyczajnie nie jest aż tak dobry, jak oczekiwałam.
-
Jest niezwykle poruszającym zapisem dramatu dorastania. W dobitny sposób pokazuje różnice pomiędzy europejską a arabską kulturą - co niezwykle ważne, w sposób bardzo czytelny dla europejskiego widza.
-
To co czuć w tym filmie, to to, że Pixar postanowił postawić na bardziej dorosłych odbiorców. Cała zabawa ze stereotypami dla młodszych widzów może nie być oczywista, choć z pewnością stanowi dobry punkt wyjście do dyskusji na ten temat. Ale i dzieciom animacja się spodoba, bo to prawdopodobnie jedna z najlepszych kontynuacji, jakie wyszły ze stajni Pixara.
-
Może rzeczywiście czas dystopii dla młodych dorosłych przeminął. A może zwyczajnie Mroczne umysły są po prostu słabym filmem.
-
Trzeba przyznać, że dawka humoru, jaką serwuje nam film jest kolosalna i to właśnie ona, między innymi, stanowi o jego sile. Z jednej strony temat jest bardzo poważny, ale przez to komediowe zacięcie po prostu przyczepia się do widza jak rzep, sprawiając, że ostatnie, realne fragmenty tylko bardziej w nas uderzają.
-
Momentami może nie wyszło idealnie, momentami czuć, że po tylu latach ten film chyba powinien być trochę lepszy, ale to wciąż świetna opowieść o zacierającej się granicy pomiędzy rzeczywistością a fikcją, realnością, a marzeniami.
-
Świetne aktorstwo i zręczna sprawność reżysera nie jest w stanie wynagrodzić scenariuszowych wpadek, w efekcie Nieposłusznym nie udało się podźwignąć ciężaru opowieści o wpływie tradycji i religii na wolność człowieka oraz zakazanym uczuciu.
-
Jest przyjemnym seansem, ale raczej nie jest to pozycja, która zostaje w pamięci na długo. I tylko boli ten zmarnowany potencjał, bo to mógł być naprawdę porządny kawałek kinematografii, gdyby tylko postanowiono się skupić na czymś większym niż miłość ponad wszystko.
-
Fabuła książki ma ogromny potencjał, który film zaprzepaścił. Aktorstwo jest na dobrym poziomie, ale poza tym The Box jest dziełem dość miernym.
-
Netflix niestety po raz kolejny się nie popisał, a jedynie umocnił teorię, że filmów, w przeciwieństwie do seriali, to on robić nie umie.
-
Nie jest filmem wybitnym i raczej nie zapisze się w historii kinematografii, ale z pewnością jest filmem ważnym i wartym zobaczenia. Choćby po to, by zobaczyć, w jaki sposób mogą nas portretować inne nacje. I żałować, że sami nie wzięliśmy się za taki chwalebny temat dla własnej historii.
-
Największą siłą tego obrazu jest jednak nie historia, a, wspomagane klimatyczną muzyką, wspaniałe zdjęcia autorstwa Salvatore Totino, które doskonale oddają piękno góry. Zupełnie jakbyśmy razem z himalaistami wspinali się na Everest.
-
Naprawdę porządny kawałek dobrej rozrywki, choć raczej nie należy tego traktować jako nic ponadto. Z pewnością wart zobaczenia w rodzinnym gronie, bo może być ciekawym wyjściem do dyskusji o utartych schematach i roli kobiet.
-
W przypadku Pierwszego śniegu jasnym punktem są zdjęcia, które umiejętnie oddają mroźny i mroczny skandynawski klimat. Ale ani one, ani znane nazwiska czy przyzwoita oprawa muzyczna nie są w stanie uratować tego filmu.
-
Duże brawa zasługują w obrazie zdjęcia Nicka Cooke'a, które są niezwykle przemyślane, niemalże sterylne - świetnie po nich widać, że ich autor doskonale odnajduje się w achromatycznej stylistyce. Duża ilość zbliżeń również zdecydowanie działa na korzyść filmu.
-
Mnie ten film urzekł. Urzekło mnie to, jak wielkim hołdem był dla postaci Jeana-Luca Godarda, mimo że nieraz pokazywała go w niezbyt korzystnym świetle.
-
Niespełna dwie godziny świetnej zabawy. I choć stylistyka jest lekko kampowa, a utwory bardzo współczesne, przez cały ten czas ciężko oderwać oczy od ekranu.
-
Bez wątpienia niezmiernie ciekawy, wciągający i zaskakujący film.
-
Oferuje kawałek dobrego kina. Cały film jest niesamowicie duszny - lekko utrzymany w stylistyce kina noir - wpływ na to ma z pewnością egipski klimat, ale również miejsca, które wybrano na filmowe lokacje.
-
Osobiście odrobinę się zawiodłam. Ale może wynika to raczej z faktu, że spodziewałam się prawdziwego arcydzieła, wspięcia się na ostateczną wyżynę przez reżysera, a dostałam tylko bardzo dobry film.
-
Całość filmu wypada zdecydowanie na plus - oferuje świetną rozrywkę, a wiele aspektów filmu jest zrobiona naprawdę porządnie. Niemalże każda scena i większość dialogów jest naładowana dowcipem, przez co produkcję niezmiernie przyjemnie się ogląda, choć komediowość nie przesłania ani nie zastępuje fabuły.
-
Dobry i warty obejrzenia, choć trochę szkoda, że Aronofsky aż tak wątpi w inteligencję widza, że czuje się w obowiązku wyłożyć puentę czarno na białym.
-
Niesamowity, klimatyczny, artystyczny film.
-
Nie dość, że film jest wizualną perełką i absolutnym unikatem, przedstawiona historia również jest niezmiernie ciekawa, balansująca gdzieś na granicy pomiędzy kryminałem a filmem biograficznym, mimo że Twój Vincent w teorii filmem biograficznym nie jest, ale i mimo to, wielu ciekawych rzeczy można się z niego o Van Goghu dowiedzieć.
-
Było dobrze, ale wydaje mi się, że jednak mogłoby być odrobinę lepiej. Choć z pewnością warto obejrzeć ten film, bo to kawałek dobrego aktorstwa i dość ciekawy eksperyment próby zrobienia filmu z czegoś, co wydaje się tak bardzo mało filmowe jak to tylko możliwe.
-
Jednak, mimo wszystkich zalet, brakuje w tym filmie czegoś, co sprawiłoby, że chcielibyśmy wracać do całej historii, a nie jedynie do wizualnie dopieszczonych występów Fuller.
-
Na zmianie gatunku szczególnie cierpią ostatnie sceny produkcji. Bez tego wątku, film naprawdę miałby szansę stać się arcydziełem, a tak lekki niesmak pozostaje, gdy widzi się ten cały zmarnowany potencjał. Poza tym, film porusza właściwe struny we właściwych momentach, dając nam dość ładny i zwięzły obraz życia w kosmosie, na ograniczonej przestrzeni, w tak wąskim gronie osób, bez możliwości kontaktu z nikim z zewnątrz.
-
Zamiast starcia dwóch geniuszy dedukcji, dostajemy miałką historię o uczniaku chcącym zaimponować dziewczynie i jego "nemezis", który momentami zachowuje się, jakby kolejne elementy układanki wsuwał mu ktoś pod drzwi, z punktem kulminacyjnym na szkolnym balu.