Szanujemy Twoją prywatność i przetwarzamy dane osobowe zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Razem z naszymi partnerami wykorzystujemy też pliki "cookie".
Zamykając ten komunikat potwierdzasz, że zapoznałeś się z polityką prywatności i akceptujesz jej treść.

Filmy odbieram zmysłami. Odpowiednia kompozycja muzyki, kadrów, gestów, spojrzeń, dialogów powinna być nierozerwalną częścią każdego filmu.

  • Ostatnia aktywność: 30 marca
  • Dołączył: 23 września 2018
  • Zaczyna z przytupem, by potem opowiedzieć historię o zwykłych ludziach w niebezpiecznym świecie, gdzie pierwszeństwo ma instynkt przetrwania. Twórcy świetnie dawkują napięcie i mieszają akcję z chwilami oddechu i miejscem na dialog. Mogło to być dzieło wybitne - nie jest, głównie przez chwilami nierówne tempo i w zasadzie dość przeźroczysty styl wizualny - ale serca na pewno nie brakuje i stoi przede wszystkim wspaniałym duetem aktorskim.

  • Ładnie opakowany fanfik Tolkiena i Jacksona, gdzie co rusz próbuje wciskać nostalgiczne nawiązania, ale robi to prawie zawsze nieudolnie. Pierwsze 2 odcinki dawały nadzieję na coś przyzwoitego, ale dalsza część serialu udowodniła, że twórcy nie mają tak naprawdę żadnego pomysłu na postacie i rozwój wątków - prawie nic tu nie ma sensu, logicznego wyjaśnienia i nawet dramaturgii. Na plus Durin, Elrond i Adar, reszta postaci to bezmózgie figury, na czele z okropną Galadrielą.

  • Zaczyna się dość schematycznie, ale to co później zobaczyłem to chyba największe zaskoczenie tego roku. No bo kto by się spodziewał, że partie szachowe można oglądać z tak zapartym tchem? Poprowadzony z pomysłem i wyczuciem (te niektóre sekwencje montażowe to majstersztyk), a scenografia i kostiumy doskonale oddają ducha lat 60. Ale serial nie byłby tym, czym jest, gdyby nie postać Beth Harmon i Anya Taylor-Joy - tak hipnotyzującej roli nie było od dawna. Kibicujemy jej od początku do końca.

  • Tak, zdecydowanie bliżej mu do surowego, małego kina niezależnego puszczanego pewnego wieczoru na Nowych Horyzontach niż do typowego Netflixa. I w dodatku z jazzem w tle i Joasią Kulig. Ale co z tego, skoro scenariusz to jeden wielki bajzel, zbiór klisz i postaci, którzy chodzą smutni i w ogóle jest źle. Trochę jakby Lars von Trier postanowił dublować Chazella, który spóźniał się na plan. Na szczęście w aktorach siła, którzy starali się jak mogli ożywić te antypatyczne postacie. No i w muzyce.

  • Zaczął się jako kryminał, rozwinął jako science-fiction z domieszką dramatu rodzinnego, a skończył jako to wszystko na raz plus jeszcze więcej. Okazał się przede wszystkim jednym z piękniejszych melodramatów, jakie mogłem zobaczyć na ekranie. Twórcy doprowadzili tu do perfekcji prawie wszystko - od scenariusza, montażu po obsadę (to dopasowanie postaci - wow!). Prawie, bo zdarzają się czasem dialogi pisane na kolanie, albo akcja pędzi niekiedy zbyt szybko. Tak czy siak, solidne 9 się należy.

  • Początkowe odcinki (1-4) to taka sinusoida jeśli chodzi o jakość, wątki i postaci. W dalszej części dałem już się wciągnąć po uszy, głównie ze względu na zaskakująco dobrze oddane charaktery głównych postaci (duet Geralt-Jaskier to petarda) i ciekawie oddany klimat świata fantasy. Można się czepiać jeszcze tych czarnoskórych elfów i skopanej postaci Triss, ale zabawy chronologią wciąż bronić będę.

  • Kopalnia pomysłów. Niektóre epizody przemyślane i obłędnie nakręcone z potencjałem na pełny metraż ( ep. 2 i 14!), a inne ze scenariuszem pisanym na kolanie.

  • Wciągający, wstrząsający, zmuszający do przemyśleń i bardzo potrzebny. Każdy odcinek trzyma wysoki, niemal perfekcyjny poziom. Czegoś zabrakło do 10? Być może niekiedy lekko tempo siadało. Scena na "moście śmierci" w pierwszym odcinku - mogę oglądać bez końca.

  • Nie wiem, czy ta ocena jest sprawiedliwa i nadal nie mam pewności, co nam Lynch zaserwował. Z pewnością dzieło chyba najbardziej unikatowe, szalone, tajemnicze i niełaszące się ku szerszej publiczności, jakie można było w XXI wieku obejrzeć w telewizji. To serial zupełnie inny od swojego poprzednika z lat 90. To nawet nie jest serial, to misternie przemyślane uniwersum, narkotyczny trip, oniryczny świat, który jednocześnie odpycha i fascynuje. Bełkot czy arcydzieło? A może jedno i drugie?

  • Ja na razie: mój ulubiony serial wszechczasów. I nawet jeśli w pewnym momencie wątki zaczynają się dziwnie rozjeżdżać, nawet jeśli zabrakło w tym więcej pomysłów Lyncha, to jeśli on bierze się za kręcenie odcinka, to ło panie. Serial obezwładniający atmosferą od pierwszych chwil, bawiący się gatunkami, oczekiwaniami, konwencjami na wszelkie możliwe sposoby i pozostawiający pewne niedopowiedzenia, które nadal spędzają sen z powiek. No i jeszcze ta muzyka... Będę wracać, i to nie raz.