Anna Wieczorek
Krytyk-
Przez większość czasu jest tendencyjnym filmem o zaburzonym dziecku. Ma interesujące akcenty jak np. wykorzystanie muzyki z filmów Chaplina, bo jedną z obsesji Uriego były właśnie one. Jednak są to tylko małe iskierki oryginalności w morzu miałkiej treści.
-
Jest całkiem udane scenariuszowo, jednak sama realizacja pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, czy na takim, a nie innym doborze aktorów zaważył niski budżet czy chęć pokazania nowych twarzy, która okazała się zgubna. Finalny efekt równie dobrze może być sumą wielu małych pomyłek, jak i nagromadzeniem niewielu dużych błędów.
-
To tylko pretekst, żeby pokazać wady systemu, kolesiostwo i przepychanki prokuratorów kosztem ludzkich żyć. Film też nawołuje do postawy obywatelskości, która powraca do łask wśród ludzi w młodym wieku, szczególnie w obecnej rzeczywistości politycznej, gdzie dyskurs na całym świecie skręca w prawo. Mimo upływu wielu lat, od prawdziwych zdarzeń, niektóre postawy wciąż okazują się aktualne.
-
Nie znajdziemy w "7 powodach do ucieczki" pocieszenia, ani ukojenia. Ten film nie powstał po to, żeby bawić i wzruszać. Powiedzieć, że jest portretem problemów współczesnego społeczeństwa, to niestety za duże słowa - nie jest wystarczająco pełny i kompletny, aby pełnić tak wymagającą rolę. Najlepiej będzie trzymać się konwencji wyliczanki narzuconej nam przez autorów. Hiszpanie wypunktowują, na co powinniśmy zwrócić uwagę albo czym się martwić, ale nie podejmują się kontynuowania tychże wątków.
-
Poprawnie zrealizowany queerowy film. Nie jest on nastawiony na sensację i przełamywanie tabu - nie znajdziemy tam prowokacyjnych scen łóżkowych i tym podobnych zabiegów. Dużo bardziej kontrowersyjnym filmem o miłości między kobietami było chociażby Carol.
-
Mimo miałkiej treści Między nami stwarza bardzo miłą atmosferę. Jesteśmy pewni, że bohaterowie czuli się komfortowo prowadząc rozmowy. Z ekranu bije troska i ciepło. Można powiedzieć, że wręcz odczuwamy projekcje tych uczuć na własnym ciele. Pomysł na losowane pytania dotyczące związków, które mają być zapalnikiem do rozmowy, nie jest innowacyjny, bo na rynku mamy wiele gier bazujących na tej zasadzie.
-
Pokazuje, jak bardzo nieporozumienia i kłótnie między rodzicami potrafią wpłynąć na dzieci. Sprawa o prawo do opieki tak bardzo absorbuje dorosłych, zajętych egocentrycznym pragnieniem wygrania procesu, że przestają oni zauważać, jaką krzywdę wyrządzają własnemu potomstwu. Nie dostrzegają zaburzeń odżywiania czy stanów lękowych. W końcu walczą przecież o opiekę dla dobra dzieci, prawda?
-
Zgrabnie, choć nie bezbłędnie, skonstruowany thriller z gwiazdorską obsadą, która wynagradza mniejsze i większe scenariuszowe potknięcia. To właśnie dobrze napisane i świetnie aktorsko wykreowane postaci towarzyszące ciekawej intrydze czynią go wartym obejrzenia.
-
Często do kina chodzimy, aby odpocząć: od pracy, od nauki, od ludzi. Na seans w takim celu idealnie nada się Daleko od Reykjaviku. Ten film zalewa falą spokoju, ale nie nudzi. Mimo że dotyczy konfliktów i nieporozumień, nie pozostawia w nas niesmaku ani nie rujnuje samopoczucia. Hákonarson hipnotyzuje i niczym bard opowiada swoje historie.
-
Na ekranie widzimy zderzerzenie dwóch całkowicie różnych światów. Ojca o konserwatywnym światopoglądzie i Loli barwnego ptaka o różowych włosach sunącego przez życie na deskorolce z jednorożcem. Wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, nie następuje spektakularna eksplozja, a jedynie seria mniejszych lub większych wybuchów złości i frustracji.
-
Warto chociażby dla poszerzania swoich kinematograficznych horyzontów i otwarcia się na produkcje, które rzadko mają okazję się przebić do mainstreamu. Czy to ma jakąś wartość? Na pewno znajdziemy ciekawsze produkcje z Państwa Środka, aczkolwiek Jezioru dzikich gęsi można dać szansę chociażby po to, aby zakosztować klimatu chińskiego bezprawia.
-
Miniserial Mae Martin i Joe Hampsona jest idealną produkcją, aby zająć czymś głowę. Lekki humor z brytyjskimi akcentami na pewno nie raz wywoła uśmiech na twarzy, a przesympatyczne postaci przyciągają przed ekran. Mimo wzlotów i upadków bohaterów to dobry feel-good movie.
-
Miłość mojego brata jest przede wszystkim portretem. Portretem niespełnionej trzydziestoletniej kobiety z zaburzeniami psychicznymi, klasy średniej, imigrantów, liberalnego kanadyjskiego społeczeństwa - wątek aborcji czy studiów nad filozofią, akademickiego półświatka czy relacji rodzinnych. Jednak obraz ten, zdominowany przez powierzchowność, jedynie delikatnie muska te kwestie, żadna z nich nie wysuwa się na pierwszy plan i nie zostaje pogłębiona.
-
"Ága" w swojej prostocie jest obrazem bardzo nostalgicznym. Pozornie usypia czujność i pięknymi zdjęciami przynosi ukojenie, aby uderzyć przejmującą ciszą. Ta zewnętrzna warstwa spokoju jest tylko zasłoną dymną dla przemilczanych gotujących się emocji.
-
Jest gloryfikacją człowieczeństwa w każdej jego postaci. Zgodą na ułomność i niedoskonałość. Przyzwoleniem na emocjonalność. Nie jest bezbłędne, ale niepodważalnie potrzebne.
-
Nie wyróżnia się zbytnio pośród innych historii o spełnianiu amerykańskiego snu. Bije z niego smutek i beznadzieja, które jest w stanie przełamać jedynie determinacja Welii błyszcząca na ekranie niczym kryształowa karafka w pełnym słońcu.
-
Jest historią o wiecznie niezadowolonym, zagubionym francuskim chłopcu w wielkim mieście. Pod pretekstem zmagań reżyserskich przypomina zapomnianych klasyków i stare myśli filozoficzne. Chwilami wydaje się być przemądrzałe, jednak nie niszczy to odbioru całości, jako całkiem przyjemnego "umilacza" wieczoru o spokojnym tempie.
-
Oprócz gry aktorskiej niestety nie ma w tym filmie nic nadzwyczajnego, historia porwania i okupu jest jak na Asghara Farhadiego zbyt tendencyjna. Nie pomaga jej nawet iberyjska sceneria. Nie dziwi więc, że "Wszyscy wiedzą" wyjechało z Cannes bez nagród.
-
Mimo że film nosi znamiona biograficznego, bo oparty jest na wspomnieniowej książce Stallwortha, ja określiłabym go raczej jako czarną komedię którą traktujemy nie do końca serio. I w tej roli "Czarne bractwo. BlacKkKlansman" sprawdza się znakomicie.
-
Wszystkie składowe może nie tworzą arcydzieła wszech czasów, ale na pewno plasują film na górnej półce w swoim gatunku, dla którego, notabene, może jest jeszcze jakaś nadzieja. "Twój Simon" jest po prostu bardzo ciepłą historią, przez którą w każdym momencie przemawia truizm z plakatu: "Każdy zasługuje na wielką miłość".
-
Mimo że książkowy pierwowzór wydany w latach pięćdziesiątych mógł być szokującą wizją rzeczywistości, druga już adaptacja filmowa "451° Fahrenheita" próbuje na nowo opowiedzieć historię za pomocą scenariusza, który został w przemyśle filmowym rozpatrzony z każdej chyba strony i nie wnosi nic do kina science fiction, przemysłu filmowego czy kultury masowej.
-
Całkowicie wyłamuje się ze schematów. Absolutnie nie daje się jednoznacznie sklasyfikować, jednak chyba najbliżej mu gatunkowo do czarnej komedii.
-
Świetna propozycja, aby po blisko dwóch i pół godziny, można było powiedzieć, że dobrze się bawiliśmy.
-
Zachwyca charakteryzacją i kostiumami, a także nieprzeciętną rolą Gary'ego Oldmana, ale pod kątem merytorycznym wypada naprawdę marnie.
-
Na pewno zostanie cieplej przyjęty przez zakochanych w sztuce van Gogha i niekonwencjonalnej formie niżeli przez oczekujących tradycyjnej biografii czy animacji. Do doskonałości trochę mu brakuje, jednak w moim odczuciu naprawdę niewiele.
-
-
Zdecydowanie wynagradzają niski poziom dwójki, która była nużąca i z intrygą poprowadzoną w sposób niebudzący emocji. Teraz, już na samym początku zostajemy wrzuceni w środek wyścigu, w tle leci dynamiczna muzyka, auta ścinają zakręty, a w powietrzu niemal unosi się smród palonej gumy.