-
Oglądając "Wonkę" miałem poczucie, że potrzebny był taki film na święta. Nie wiem czy stanie się on klasykiem, bo to pochodna wielu zmiennych. Ale może chociaż w tym roku zluzuje nieco "Kevina...". Choć Hugh Grant ma pewnie inne zdanie na ten temat...
-
Skoro zatem "Trolle 3" niespecjalnie czegoś uczą, to czy chociaż bawią? Żeby oddać sprawiedliwość, trzeba powiedzieć że "były momenty" - jakby rzekł komentator typowego meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Tyle że tego najzabawniejszego w rodzimej wersji językowej, nawiązującego zresztą do naszego sportu narodowego i pamiętnego wykonania hymnu przez Edytę Górniak, dzieci pewnie nie zrozumieją.
-
Do nich w pierwszej kolejności, moim zdaniem, nawiązywali twórcy "Życzenia", kłaniając się historii i pięknej, wieloletniej tradycji studia. To dodaje animacji jeszcze jeden ważny wymiar - nostalgiczny. Bo fani Disneya, choć pewnie głównie ci z nieco starszego pokolenia, oglądając ten film, doznają niejednego wzruszenia. A przecież o to w tym wszystkim chodzi. O emocje.
-
Jeżeli coś nie idzie, wstawcie małe kotki. To zawsze działa. Z takiego założenia wyszli najwyraźniej twórcy nowej superbohaterskiej produkcji "Marvels". Bo w istocie nie było chyba drugiego filmu, w którym tak dużą rolę w ratowaniu wszechświata odegrałyby sympatyczne sierściuchy. Nie jest to jednak film przyrodniczy, a mieniące się od wybuchów oraz kosmicznych pojedynków kino akcji. A szkoda.
-
Nie ma przypadku, że już w tytule recenzji "Polowania" mowa jest o znakomitym filmie Ryszarda Bugajskiego sprzed dziesięciu lat. Te dwie produkcje łączy nie tylko osoba producenta i scenarzystów, ale również temat, jakim jest niszczenie jednostki przez system. Oba te tytuły zainspirowane zostały także prawdziwymi wydarzeniami, stając się tym samym przykładami political, niestety już nie fiction.
-
Ma w sobie coś z obyczajowego dramatu, wzbogaconego o elementy humorystyczne, trzymającego w napięciu thrillera, momentami horroru, wreszcie przesiąkniętego punkową energią kina zemsty. Swoje robi też lokalny koloryt.
-
Legendarny współzałożyciel studia Ghibli Hayao Miyazaki zapowiedział, ze "Chłopiec i czapla" to jego ostatni film przed przejściem na zasłużoną emeryturę. Byłoby to piękne, wzruszające pożegnanie, ale czy aby na pewno... pożegnanie?
-
Tę nierówność postrzegać można jako największy problem debiutu Apanela. Chwilami niezwykle zabawnego, czego dowodem salwy gromkiego śmiechu na sali, i stawiającego trafne społeczne diagnozy, ale momentami fabularnie nieco kulejącego. Trochę tak, jakby nie do końca starczyło pomysłów na ponad sto minut projekcji. A taki film wymaga w tej materii bardzo dużej precyzji.
-
Nie będę ukrywał, że pierwsza "Różyczka" była dla mnie filmem zdecydowanie bardziej wciągającym, intrygującym, angażującym emocjonalnie. I chyba odważniejszym. Być może z uwagi na mniej oczywisty i pełen podtekstów świat przedstawiony, niewykluczone też, że przez samą historię. Wydaje mi się, że będzie trudno powtórzyć tamto "success story", co nie zmienia faktu, że zupełnie niepotrzebnie tak długo reżyser bronił się przed podjęciem wyzwania nakręcenia sequelu.
-
Polskie kino gatunkowe w ostatnich latach ma się całkiem nieźle. To fakt, nie opinia. Wśród wszelakiej maści komedii, horrorów, thrillerów, nie przypominam sobie jednak godnego uwagi rasowego filmu szpiegowskiego. Satysfakcjonującego fabularnie, nie nazbyt naiwnego, a przy tym mającego autorski sznyt oraz skorego do przełamywania konwencji i utartych szlaków. "Doppelgänger. Sobowtór" w reżyserii Jana Holoubka ma wiele, by takim się stać.
-
Bo w ogóle "Kobieta z..." przeprowadzona jest na subtelnościach, półtonach, jakże ważnych dla tego tematu, z którego tak łatwo przecież można było zrobić martyrologię. Tak się na szczęście nie dzieje i właśnie to kino Szumowskiej oraz Englerta jest mi zdecydowanie bliższe.
-
Bradley Cooper, przynajmniej w swoim reżyserskim wcieleniu, w którym posiada zdecydowanie mniej doświadczenia, rzucił się na głęboką wodę. Bo wydaje mi się, że w takich kategoriach należy postrzegać próbę biograficznej opowieści o wybitnym amerykańskim dyrygencie i kompozytorze Leonardzie Bernsteinie. I w moim odczuciu poniósł ambitną, ale jednak porażkę.
-
W otwierającym "Zabójcę" monologu, bohater głosem Michaela Fassbendera przekonuje, że jeżeli chce się wykonywać tytułową profesję, niezbędne jest to, by umieć się nudzić. Z bólem serca, ale muszę przyznać, że niestety tak czułem się na nowym filmie Davida Finchera. Ocena surowa, może nawet nazbyt, ale już od wielu lat to dla mnie twórca, który podłogę ma tam, gdzie wielu innych sufit. Zatem tym razem - "jest ok i nic więcej".
-
Nie mam wątpliwości, że to film, który zasłużył na najwyższe wyróżnienia, w tym Złotego Lwa. Byle tylko, na wzór eksperymentów Godwina Baxtera nie miał on głowy buldoga.
-
Choć momentami czuć zapach naftaliny, a niektóre dowcipy trącą myszką, nie ma wątpliwości, że ma się do czynienia z nie lada fachurą.
-
Zawiedzeni mogą być ci, którzy po tym filmie spodziewali się zawrotnej akcji. A i takie w dorobku ma osiemdziesięcioletni reżyser, by wspomnieć chociażby "Miami Vice". I choć trudno w produkcji, która opowiada o guru motoryzacji, uniknąć scen wyścigów, to obraz Manna jest raczej "studium przypadku". "Ferrari" to historia koncentrująca się w dużej mierze na psychologii, motywacjach bohaterów, w czym Mann od lat jest świetnym specjalistą.
-
Nie spodziewam się co prawda, żeby za kilka lat mówiono o tym filmie jako o klasyku gatunku, ale nie zmienia to faktu, że jest to porządnie i rzetelnie zrobione kino, z trzymającą w napięciu fabułą i szeregiem ciekawych społecznych obserwacji. Tylko tyle i aż tyle.
-
Przyłożenie się do detali i odpowiedni balans sprawiają, że film Blomkampa to bardzo rzetelnie zrealizowane kino rozrywkowe. Tylko tyle i aż tyle. Gdyby moja kariera w wirtualnych wyścigach samochodowych nie zakończyła się dawno temu na "Lotusie", pewnie odpaliłbym po seansie konsolę i sprawdził swoje możliwości.
-
Przypomina mi trochę dom strachów w obwoźnym wesołym miasteczku, które akurat przyjechało do naszej miejscowości. Niby fajnie, bo ktoś nas poczochra po włosach czy wyskoczy z krzykiem przebrany w prześcieradło, ale jak podarujemy sobie tę rozrywkę, to też nic wielkiego się nie stanie.
-
Jak na Nolana, to film zaskakująco przejrzysty. I co równie ważne, znakomity.
-
To nie tylko aktorski popis, film szalenie efektowny od strony scenograficznej, kostiumograficznej czy charakteryzatorskiej, ale dla mnie to też świetna mieszanka ironii i istotnego przesłania. Mężczyźni wyczuleni na punkcie własnego ego pewnie nie będą się zbyt dobrze bawić. Wszyscy inni, na tej różowej lekcji feminizmu - z pewnością już tak.
-
Nieustannie imponuje mi witalność i artystyczna energia z jaką pracuje osiemdziesięcioletni dzisiaj Scorsese. Podobne uczucie miałem, oglądając przed rokiem, również w Cannes, "IO", starszego o pięć lat Jerzego Skolimowskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że niejeden trzyipółgodzinny spektakl wyjdzie jeszcze spod ręki Martina Scorsese. Nawet jeżeli będzie odrobinę za długi.
-
Wyborne widowisko, mające w sobie wszystko, by stać się wakacyjnym kinowym przebojem.
-