1969. Apogeum wyścigu kosmicznego między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Jones jest zdeterminowany, aby wyjawić nikczemną działalność nazistowskich naukowców licznie stojących za programami kosmicznymi.
- Aktorzy: Harrison Ford, Mads Mikkelsen, Phoebe Waller-Bridge, Thomas Kretschmann, Boyd Holbrook i 15 więcej
- Reżyser: James Mangold
- Scenarzyści: James Mangold, Jez Butterworth
- Premiera kinowa: 30 czerwca 2023
- Premiera DVD: 5 grudnia 2023
- Premiera światowa: 18 maja 2023
- Ostatnia aktywność: 18 lutego
- Dodany: 7 marca 2018
-
Ostatnia wyprawa do świata Indiany Jonesa to pasjonująca przygoda ze wszystkimi plusami i minusami tej konwencji. Jednak na tyle udanie skrojona, że przyciąga uwagę widza, nie nuży, a po finalnym ujęciu pozostawia uczucie niedosytu, że to już ostatni raz, kiedy Ford sięga po swoją nieśmiertelną fedorę. I niech ten widok zostanie z wami na długo, bo nie ma nic złego w sentymencie czy nostalgii, zwłaszcza przy takim bohaterze jak Indiana Jones.
-
7.530 czerwca 2023
- 25
- #21
- Skomentuj
-
-
To z jednej strony film doskonale rozrywkowy i charakterystycznie dla tej serii absurdalny. To też ciepłe i całkiem zgrabne pożegnanie Harrisona Forda z postacią, którą kreował przez ponad 40 lat. Z drugiej strony, choć zabawy tu nie brakuje, to także opowieść o przemijaniu i wykopywaniu się z życiowych dołków. Nie ma co ukrwyać - podszyta egzystencjalnym smutkiem i nostalgią. Nie wszystkim to wystarczy.
-
Kawał dobrej, choć podszytej sentymentem rozrywki.
-
To film poprawny, który bawi znanymi rozwiązaniami i działa emocjonalnie na widzu, który jest z marką zżyty. Nie jest to najlepsza część z cyklu, ale też i trudno wskazać go jako najgorszego przedstawiciela. Film nie ma przecierać szlaków, a raczej zakopywać te już odkryte, ponieważ każdy powinien doczekać chwili, w której na spokojnie zasiądzie w wygodnym fotelu i odwiesi kapelusz do szafy.
-
To film, któremu brakuje lekkości i fascynacji odkrywania nowych tajemnic. Absurdalne atrakcje sensacyjne, wymagające zawieszenia niewiary na suficie sali kinowej, nie stanowią harmonijnej całości, ciągu przyczynowo-skutkowego nadającego naturalny rytm historii.
-
Sentymentalna podróż, w której trakcie każdy widz obudzi w sobie dziecko, a także szansa na pożegnanie towarzysza z dzieciństwa.
-
Godne pożegnanie Indiany Jonesa, przy którym łatwo uronić łzę.
-
jest bardzo odtwórczym, ale finalnie udanym, angażującym i satysfakcjonującym projektem. Czy potrzebnym? Z jednego powodu tak: taki bohater nie zasługiwał, by ostatnią rzeczą, z jaką go kojarzono, było nieszczęsne "Królestwo ...".
-
To tytuł, który zapamiętamy pozytywnie. Mimo prostoty i kilku wad fabularno-logicznych jest to film zrobiony z pasją i sercem do pierwszych produkcji z kultowym bohaterem. Chętnie będziemy do niego wracać, nawet jeśli ostatecznie odejdzie na emeryturę.
-
Efektowne przygodowe widowisko, które nie dorównuje najlepszym odsłonom tego kultowego cyklu, ale nie sprawia wrażenia żerowania na klasyce. Harrison Ford dał radę, twórcy filmu trochę mniej.
-
Piąta część serii ma sporo problemów, szczególnie z logiką niektórych wydarzeń, mnóstwem głupotek fabularnych, wspomnianym wyżej złoczyńcą, czy zakończeniem, które z pewnością podzieli widzów, ale Harrison Ford i Phoebe Waller-Bridge tworzą idealny duet, a scenom akcji nie można odmówić widowiskowości godnej największych blockbusterów.
-
Przez większość swojego zdecydowanie za długiego czasu trwania przypomina bardziej komedię akcji, niż kino nowej przygody. Elementów z klasycznego kina przygodowego nie ma tu za dużo. A "wielki finał" przypomina bardziej jakiś odcinek taniego telewizyjnego serialu science-fiction klasy C z lat 90.
-
Moim zdaniem warto jednak odpuścić takie podejście, zaakceptować albo przynajmniej w miarę możliwości zignorować niedociągnięcia i spróbować z dziecięcą radością po raz kolejny zagłębić się w świat przygód Indiany Jonesa.
-
Solidny film przygodowy, który podobnie jak reklama przed seansem, stara się udowadniać, że życie emeryta to coś więcej niż czekanie w kapciach na listonosza z cienką kopertą. Lecz to jednocześnie średnio ekscytujące zwieńczenie losów archeologa, który z opresji często wychodził nie dlatego, że dysponował heroiczną siłą, a dlatego, że miał po prostu farta.
-
Oczywiście Disney nie zrealizował "Artefaktu przeznaczenia" z idealistycznych pobudek. Dlatego obraz przypomina raczej produkt niż opowieść. Studio wyłożyło na niego duże pieniądze, co widać w klasie wykonania, tyle że nie wspierają one ciekawej, spójnej, przemyślanej historii. Mechaniczne przeskakiwanie po sekwencjach akcji nudzi, a na chaotycznych wątkach nie udaje się zbudować emocjonalnego zaangażowania. Efekt? Rzecz zmierza do finansowej klapy.
-
Ostatni rozdział przygód Indiany Jonesa dowozi pod względem rozrywki i widowiskowości. Również Harrison Ford nadal daje radę i dzielnie wspiera go Phoebe Waller-Bridge. Produkcja nie jest pozbawiona wad, głównie w płaszczyźnie fabularnej. Jednak mimo wszystko da się dobrze bawić na seansie.
-
Wszystko przemija, tylko Indy żwawy jak kiedyś? Nie do końca - czas dopadł i jego. Choć część scen niebezpiecznie zahacza o rejony zarezerwowane dla "Szybkich i wściekłych", w których logika i realizm lądują poturbowane na L4, Jones to człowiek z krwi i kości. Do tego stary, co widać na ekranie. Mangold nakręcił film głównie z myślą o oddanych fanach starej trylogii, którzy znajdą tu morze fanserwisu.
-
Te przymilne, schlebiające, w istocie trudne do zniesienia próby można by jeszcze twórcom filmu wybaczyć, gdyby nie to, że wszystkie wypadają jednak niezręcznie, sztampowo, a nawet - nudno, co w naładowanym akcją, przeróżnymi lokacjami, błyskawicznie zmontowanym filmie jest osiągnięciem doprawdy osobliwym. Powstały w efekcie zlepek sentymentalnej bajeczki, pozornego zaangażowania w tworzenie świata bardziej inkluzywnego i przeraźliwego drżenia producentów, żeby film dobrze poszedł w box office.
-
Udany pod względem realizacji film z charakterystycznymi elementami, za które pokochaliśmy tę serię. Dla fanów to prawdziwa gratka, a dla reszty - ekscytujące widowisko.
-
James Mangold dał radę. Indiana Jones i Artefakt Przeznaczenia to bardzo dobre domknięcie serii. Film posiada zarówno wszystkie zalety jak i wady kina przygodowego, ale ma coś czego próżno szukać gdzie indziej - Harrisona Forda! Z jednej strony film niczym nie zaskakuje, ale z drugiej ciesze się, że zachowano wierność formule i dostaliśmy dokładnie to, czego oczekiwaliśmy.
-
Nie sili się na to, by być pompatycznym zwieńczeniem serii. Nie wygłasza peanów na cześć głównego bohatera, ale skutecznie przekonuje, że to jeszcze nie czas na emeryturę.
-
Fani i krytycy często mieszają "Artefakt przeznaczenia" z błotem, zapominając, że nie da się w wieku trzydziestu czy czterdziestu lat przeżyć ponownie szybszego bicia serca z dzieciństwa. Cóż, czasem trzeba zadowolić się po prostu dobrym filmem przygodowym.
-
Trzeba było powrotu do nazistowskiej intrygi, żeby Indiana Jones znowu poczuł się dobrze z kapeluszem na głowie i z lassem w ręce. Artefakt przeznaczenia poprawia błędy poprzednika i automatycznie staje się kandydatem do jednego z hitów wakacji.
-
Z pewnością film mógłby być o wiele gorszy, gdyby nie skorzystano z wielu gotowych trików opracowanych przez lata, ale nie jest to też produkcja, która znakomicie łączy ducha starych odsłon z nowoczesnym kinem. "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" to dość zgrabne domknięcie całej serii, choć ostatnia scena delikatnie sugeruje, że główny bohater nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ale szóstej części już chyba nikt po Harrisonie Fordzie nie oczekuje.
-
Wyborne widowisko, mające w sobie wszystko, by stać się wakacyjnym kinowym przebojem.
-
Jak przetopić kino nowej przygody w przewidywalne kino familijne i opowiedzieć o brawurowym łowcy przygód nie wykazując się żadną odwagą? Sekrety te poznali twórcy najnowszej części cyklu o legendarnym archeologu.
-
Nowi bohaterowie, nowe lokalizacje, nowe wątki i dialogi, miło jest to zobaczyć w starej dobrze nam znanej otoczce. Jest to jednak film nostalgiczno-akcyjny, nic ponad to, niestety nic ponad.
-
Jak na fantazyjne kino przygodowe jest zbyt dołujący i nużący. Jak na dramat o przemijaniu, z kolei zbyt naiwny i powierzchowny. Ogólnie sam seans nie był może jakąś wielką męką, ale z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy perypetie tego kultowego bohatera oglądałam z entuzjazmem, a nie zniechęceniem.
-
Powiedziałam już wcześniej, że to niezły film. Z całą pewnością jest poprawny i rzeczywiście trzeba przyznać, że reżyser starał się dotrzymać kroku Spielbergowi, nawet jeśli nie zawsze był w stanie.
-
Jedną z najczęściej powtarzanych przez archeologa fraz jest: That belongs in a museum. I mam wrażenie, że podobnie jest z samą serią - cudownie zobaczyć ją w odnowionej wersji, ale jednocześnie ze świadomością, że jest to tylko pojedynczy zew przeszłości, stylistycznej i narracyjnej.
-
Dla fanów serii to pozycja obowiązkowa. Natomiast dla pozostałych to bardzo dobra pozycja na swobodny przygodowy seans.
-
Nieco marudzę, ale na koniec napiszę, że i pomysł główny finałowego odcinka, jego wykonanie i cała przygoda, w kinie przynieść mogą filmową satysfakcję. Nie jest tak źle, jakby chcieli niektórzy i generalnie tak liczne oceny krytyczne, wydają mi się mocno przesadzone.
-
Nie jest przygodą, na którą czekałem. To film pozbawiony tożsamości.
-
"Artefakt przeznaczenia" był strasznie nierównym filmem, gdzie niby wszystko na podstawowym poziomie wydaje się na miejscu. Nie mogę jednak odnieść wrażenia, że James Mangold nie do końca udźwignął tą opowieść. Tego twórcę stać na wiele więcej niż dzieło trochę lepsze od "Królestwa Kryształowej Czaszki", ale nie w każdym aspekcie.
-
Na kimś, kto podróżował do samego kresu złodziejskiej przygody razem z bohaterem ostatniej części "Uncharted", nowy "Indiana Jones" większego wrażenia pewnie nie zrobi. To raczej nie ten poziom scenariopisarskiego rzemiosła, nie ta skala gatunkowej ewolucji i nie ta liga pompatycznych finałów z furtkami na przyszłość. Jednak po piętnastu latach życia ze świadomością, że ostatnim akordem tej symfonii mogło być "Królestwo Kryształowej Czaszki", nie śmiałbym prosić o więcej.