Okazuje się kolejnym filmem Bryana Cranstona, który warto zobaczyć głównie dla samego Bryana Cranstona, aktor wciela się w główną postać z pełnym poświęceniem i przechodzi w ciągu tych 100 minut imponującą metamorfozę, ale obrazowi brakuje ostatecznie mocnej filmowej puenty i zamiast poczucia satysfakcji czy zaskoczenia wjazd napisów końcowych powoduje raczej uczucie niespełnionej szansy.