Obdarzony naturalnymi zdolnościami zamożny syn Apollo Creeda przeciwstawia się rodzinie i próbuje sił w boksie. Aby odnieść sukces, prosi o pomoc starego rywala ojca, Rocky'ego Balboa.
- Aktorzy: Michael B. Jordan, Sylvester Stallone, Tessa Thompson, Phylicia Rashad, Andre Ward i 15 więcej
- Reżyser: Ryan Coogler
- Scenarzyści: Ryan Coogler, Aaron Covington
- Premiera DVD: 23 maja 2016
- Ostatnia aktywność: 2 marca
- Dodany: 18 lipca 2016
-
Oceny krytyków
-
Oceny użytkowników
-
Recenzje krytyków
-
Całkiem zaskakujące kino, nie tylko w warstwie fabularnej, ale też interpretacyjnej.
-
W pomyśle i scenariuszu Ryana Cooglera sporo jest logicznych błędów i wzajemnych sprzeczności. Ale jest też potencjał. Gdyby tylko Michael B. Jordan potrafił je zagrać. Brak talentu odtwórcy głównej roli pasuje do "Creeda" jak walkower do mistrza świata.
-
W zasadzie w każdym z filmów o Rockym chodziło o tę jedną scenę: biegu, najczęściej przez miasto. Można zaryzykować tezę, że to Rocky rozpropagował jogging, choć pewnie Forrest Gump byłby innego zdania.
-
Niezła podróż sentymentalna oraz kawał dobrze zrealizowanego kina.
-
Trzeba przyznać, że powrót do świata boksu jaki zaserwował Ryan Coogler jest nadspodziewanie udany. Pomysł na tę kontynuację jest interesujący i ciekawie poprowadzony. Szkoda tylko, że chwilami idzie na łatwiznę, wybierając przesadnie proste rozwiązania fabularne.
-
Pokazujący samą istotę fenomenu kina: rzecz nie musi być wybitna, żeby dała się kochać.
-
-
Recenzje użytkowników
-
Chyba każdy z Nas, gdzieś w podświadomości ma sentyment do postaci Rocky'ego Balboy, pamiętam jak byłem dzieckiem i oglądałem wszystkie części Rocky'ego - nie mając jeszcze wtedy jakby swojej wiedzy filmowej - zachwycałem się każdym detalem, a zwłaszcza postawą głównego bohatera. Nie ma co ukrywać, że Creed to jakby piękne odświeżenie i ciekawe spojrzenie na tego bohatera. Żałować można tylko tego, że Stallone nie dostał tego "honorowego" Oscara. Piękna laurka wielkiej postaci kina. Brawo.
-
Fabuła jest słabiutka: główny watek naciągany, do tego dochodzi słabiutki motyw romansowy (piosenkarka tracąca słuch), niepotrzebny wątek nowotworowy i pewnie masę nieścisłości w zasadach walk bokserskich (co chwilę mamy bohaterów którzy mają jakieś magiczne bilanse zwycięstw przez nokaut). Rozczarowują również sceny walki: ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że na ringu to głównie się krzyczy i obraża rywala słownie. Ale jak się pojawia Stallone to wraca sentyment ratując cały film.
-