W efekcie dostaliśmy swoistego potwora Frankensteina. Z jednej strony pokazującego nam rodzinny komediodramat z mrugnięciami do widza, nachalnym krzyczeniem: "To tak jak w twoim domu, widzu!" i plejadą postaci wyjętych z "Poradnika małego scenarzysty". A z drugiej błąkanie się po błocie, wiszące na ścianach strzelby i leżące w kątach pokoi siekiery i zakrzykiwanie wszelkich subtelności próbą budowania całkowicie niepasującego tu thrillerowego napięcia.